Koszykówka. To chyba najlepsza rzecz jaka kiedykolwiek została stworzona na świecie, zaraz po piłce nożnej. Oczywiście to tylko moje zdanie, ale za pewne większość chłopaków tak uważa. Ale chwila.. Co mnie to obchodzi? Dobra.. nie ważne, czas skupić się na grze. Zająłem miejsce na środku boiska obok jakiegoś bruneta z przeciwnej drużyny. Byłem od niego wyższy od dobre dziesięć centymetrów, przez co na pewno zdobyłbym piłkę. Kiedy powietrze przeszył dźwięk gwizdka trenera piłka wyleciała w powietrze. Wybiłem się z ziemi i skoczyłem najwyżej jak mogłem. Chłopak koło mnie mimo iż był ode mnie niższy całkiem wysoko skakał, jednak nie mogłem pozwolić mu na przejęcie piłki. Dosłownie w ostatnim momencie przejąłem piłkę i z automatu podałem ją chłopakowi z mojej drużyny. Ten pokozłował ją w zawrotnym tempie, po czym podał do innego chłopaka. Ten podbiegł jeszcze kawałek i wykonał dwutakt, po czym celnie trafił do kosza. Przybił piątkę z paroma osobami, w tym ze mną. Na mojej twarzy widniał sztucznie miły uśmiech, musiałem być miły, by przypadkiem nie próbowali mnie wywalić z klubu. Jakiś rosły chłopak podszedł pod kosz i podał jakiemuś blondynowi, a ten bardzo szybko trafił czystego. Po naszej drużynie przeszedł szmer niezadowolenia. Czarnowłosy chłopak podszedł pod nasz kosz i podał jakiejś dziewczynie. Podbiegła ona nieco pod kosz, po czym podała mi piłkę. Złapałem ją podkozłowałem bliżej, po czym zrobiłem wsad. Z głuchym hukiem opadłem na ziemię i z uśmiechem na twarzy przybiłem żółwika paru osobom. Po chwili najwyższy z chłopaków przeciwnej drużyny podszedł pod ich kosz, po czym chciał podać do jednego ze swoich, jednak skutecznie kryłem tego gostka. Natomiast inne osoby z mojej drużyny kryły inne osoby. Chłopak nie miał wyboru rzucił do jednego z nas. Jednak o dziwo jeden z krytych przechwycił piłkę i pokozłował ją naprawdę szybko, wręcz pobiegł jak Usain Bolt. Jednak szybko go dogoniłem i ze śmiechem oznajmiłem:
- Przechwyt!
Po tych słowach przechwyciłem piłkę i skierowałem się w stronę kosza przeciwników. Jednak szybko mnie zakryli, a do swojej drużyny nie miałem jak podać. Nie miałem wyboru. Rzuciłem.
I tak po dalszej rozgrywce wygraliśmy 36:28. Szczerze mówiąc była to naprawdę przyjemna rozgrywka, którą dotychczas grałem. Po przybiciu sobie setek piątek wszystkie drużyny ruszyły kierunku szatni. W męskiej szatni przez cały czas gadaliśmy o bzdetach. Powoli czułem, że mój tryb „miłego chłopaka” zaraz się wyłączy. W sumie dobrze, bo męczyło mnie już, że muszę zgrywać pozytywnego. Kiedy wyszedłem z szatni zauważyłem, czarnowłosą dziewczynę, którą uderzyłem w brzuch. Zauważyłem także jej towarzysza – czarnowłosy chłopak, o długich włosach upięte w wysoki kucyk. Co on? Baba? A może metalowiec? Kurna jak ja nienawidzę gości z długimi włosami… Zmierzali w moją stronę, więc udałem, że ich nie zauważyłem i poszedłem w swoją stronę.
Dotarłem pod salę muzyczną, w której nikogo nie było. Drewniane drzwi stały otworem, co mnie z lekka zdziwiło. Wychyliłem się lekko do środka, po czym rozejrzałem się w niej i przekonałem się, że nie ma tu ani żywej duszy. Wszedłem do środka i niemal od razu moją uwagę przykuł fortepian stojący w kącie sali. Od razu do niego podszedłem i podniosłem klapkę na klawisze. Nacisnąłem jeden z białych klawiszy. Rozległ się cichy dźwięk, który wypełnił pomieszczenie. Uśmiechnąłem się sam do siebie, po czym zasiadłem na krzesełku, które stało naprzeciw instrumentu. Rozsiadłem się wygodniej i zacząłem grać.
( Alana? )
- Przechwyt!
Po tych słowach przechwyciłem piłkę i skierowałem się w stronę kosza przeciwników. Jednak szybko mnie zakryli, a do swojej drużyny nie miałem jak podać. Nie miałem wyboru. Rzuciłem.
I tak po dalszej rozgrywce wygraliśmy 36:28. Szczerze mówiąc była to naprawdę przyjemna rozgrywka, którą dotychczas grałem. Po przybiciu sobie setek piątek wszystkie drużyny ruszyły kierunku szatni. W męskiej szatni przez cały czas gadaliśmy o bzdetach. Powoli czułem, że mój tryb „miłego chłopaka” zaraz się wyłączy. W sumie dobrze, bo męczyło mnie już, że muszę zgrywać pozytywnego. Kiedy wyszedłem z szatni zauważyłem, czarnowłosą dziewczynę, którą uderzyłem w brzuch. Zauważyłem także jej towarzysza – czarnowłosy chłopak, o długich włosach upięte w wysoki kucyk. Co on? Baba? A może metalowiec? Kurna jak ja nienawidzę gości z długimi włosami… Zmierzali w moją stronę, więc udałem, że ich nie zauważyłem i poszedłem w swoją stronę.
Dotarłem pod salę muzyczną, w której nikogo nie było. Drewniane drzwi stały otworem, co mnie z lekka zdziwiło. Wychyliłem się lekko do środka, po czym rozejrzałem się w niej i przekonałem się, że nie ma tu ani żywej duszy. Wszedłem do środka i niemal od razu moją uwagę przykuł fortepian stojący w kącie sali. Od razu do niego podszedłem i podniosłem klapkę na klawisze. Nacisnąłem jeden z białych klawiszy. Rozległ się cichy dźwięk, który wypełnił pomieszczenie. Uśmiechnąłem się sam do siebie, po czym zasiadłem na krzesełku, które stało naprzeciw instrumentu. Rozsiadłem się wygodniej i zacząłem grać.
( Alana? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz