Od rana musiałam użerać się z humorami Xaviera. Serio. Kochany kuzynek się na mnie chyba ostatnio uwziął i musiałam mu oczywiście pomoc z całą tą robotą papierkową, kiedy akurat nie miałam na to ochoty, a on jeszcze był niewyspany. A niby to ja jestem "lwem".
Na szczęście, (o radości!), dyrektorka wynalazła mu vice-przewodniczącą. Nie to, że nie proponowała mi tej roboty, ale ja tam bym się nie nadała. W końcu w porównaniu do mnie, Xav to oaza spokoju.
- Dzięki za pomoc. - o wilku mowa.
Westchnęłam, unosząc głowę.
- Nie ma sprawy. Mam tylko nadzieję że twój zastępca nie będzie porażką.
Xav uśmiechnął się półgębkiem.
- Jakbym miał się użerać z jeszcze jedną taką osobą, chyba bym skoczył z klifu. - skomentował, na co sarknęłam.
- Czy ty coś insynuujesz?
Zaśmiał się.
- A co? Nie jesteś w stanie tego samodzielnie zrozumieć?
- A idź się wypchać tymi swoimi papierami. Więcej ci nie pomogę, niewdzięczniku.
- Jasne, jasne. - machnął mi wolną od dokumentów ręką, zanim wyszedł z biblioteki.
Z westchnieniem rozłożyłam ramiona na stole i zamknęłam oczy. Że też musial mnie budzic o czwartej...
Po bibliotece przetoczyło się skrzypnięcie głównych drzwi.
- A to co? Zdechła ryba?
Uniosłam głowę, żeby spojrzeć w stronę z której usłyszałam ten komentarz. Przy pustym biurku bibliotekarki stała jakaś nieznana mi ciemnowłosa dziewczyna.
- Zdechła może i tak, ale nie ryba. - mruknęłam.
Dziewczyna sarknęła z rozbawieniem i ruszyła w moim kierunku.
- Co taki zdechlak może robić tak wcześnie w bibliotece?
Wzruszyłam ramionami.
- Może się na przykład rozkładać. - dla demonstracji znów położyłam się na stole.
Dziewczyna zachichotała.
- Albo przeklinać swojego zabójcę. - kontynuowałam, prostując się, po czym oparłam cały swój ciężar na oparciu krzesła, na którym siedziałam.
Alana?
Na szczęście, (o radości!), dyrektorka wynalazła mu vice-przewodniczącą. Nie to, że nie proponowała mi tej roboty, ale ja tam bym się nie nadała. W końcu w porównaniu do mnie, Xav to oaza spokoju.
- Dzięki za pomoc. - o wilku mowa.
Westchnęłam, unosząc głowę.
- Nie ma sprawy. Mam tylko nadzieję że twój zastępca nie będzie porażką.
Xav uśmiechnął się półgębkiem.
- Jakbym miał się użerać z jeszcze jedną taką osobą, chyba bym skoczył z klifu. - skomentował, na co sarknęłam.
- Czy ty coś insynuujesz?
Zaśmiał się.
- A co? Nie jesteś w stanie tego samodzielnie zrozumieć?
- A idź się wypchać tymi swoimi papierami. Więcej ci nie pomogę, niewdzięczniku.
- Jasne, jasne. - machnął mi wolną od dokumentów ręką, zanim wyszedł z biblioteki.
Z westchnieniem rozłożyłam ramiona na stole i zamknęłam oczy. Że też musial mnie budzic o czwartej...
Po bibliotece przetoczyło się skrzypnięcie głównych drzwi.
- A to co? Zdechła ryba?
Uniosłam głowę, żeby spojrzeć w stronę z której usłyszałam ten komentarz. Przy pustym biurku bibliotekarki stała jakaś nieznana mi ciemnowłosa dziewczyna.
- Zdechła może i tak, ale nie ryba. - mruknęłam.
Dziewczyna sarknęła z rozbawieniem i ruszyła w moim kierunku.
- Co taki zdechlak może robić tak wcześnie w bibliotece?
Wzruszyłam ramionami.
- Może się na przykład rozkładać. - dla demonstracji znów położyłam się na stole.
Dziewczyna zachichotała.
- Albo przeklinać swojego zabójcę. - kontynuowałam, prostując się, po czym oparłam cały swój ciężar na oparciu krzesła, na którym siedziałam.
Alana?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz