Odetchnąłem głęboko, wypuszczając w powietrze obłok pary. Ciemnoszare chmury kryły za sobą pierwsze promienie wschodzącego słońca, nijak nie pozwalając im przedostać się do zmarzniętej ziemi. Biały puch otulał uśpiony świat, który wciąż jeszcze zdawał się trwać w sennej zadumie. Pojedyncze śnieżynki zawirowały w powietrzu, gnane do tańca szaloną melodią wiatru. Ulice świeciły pustkami, jakby już dawno zapomniały o świątecznym chaosie sprzed kilku dni. Następnym przystankiem miał być sylwester - uroczyste zakończenie minionego roku i powitanie nowego. Osobiście nigdy nie uważałem, żeby była to wyjątkowa okazja do jakichś większych zmian w swoim życiu, ale skoro ktoś woli zaczynać upiększać swój żywot od okrągłych dat... To czemu nie? Zawsze potem będzie mógł wznieść toast za wspaniałość świata i powiedzieć: ,,Tak, dokładnie 1 stycznia, wraz z nowym rokiem, zmieniło się moje życie!" Brzmi całkiem nieźle. Ja zapewne standardowo wyjdę do jakiegoś klubu ze znajomymi, uwalę się jak najgorszy alkoholik i rano znajdą mnie półnagiego na dachu przypadkowego wieżowca. Aż się łezka w oku kręci na wspomnienie minionego sylwestra... No cóż, ale jednak chyba wypadało by tym razem pamiętać w jaki sposób pożegnało się miniony rok, prawda? Wtem z rozmyślań wyrwało mnie gwałtowne, acz dość delikatne uderzenie. Odruchowo chwyciłem nieznajomą dziewczynę za rękę, aby uchronić ją przed upadkiem. O dziwo, była niezwykle lekka. Decyzja w moim mózgu o natychmiastowej reakcji zapadła, zanim zdążyłem podjąć jakiekolwiek działania w celu ogarnięcia sytuacji. Ostatecznie ciemnowłosej udało się odzyskać równowagę, choć oboje zastygliśmy w nieco dziwnej pozycji, w której to ja, niby szarmancki tancerz-podrywacz, podtrzymuję 'mdlejącą niewiastę', jedną ręką chwytając ją w połowie pleców, zaś drugą - za dłoń. Nieznajoma zarumieniła się nieznacznie, starając się ukryć zaróżowione policzki pod błękitnym szalikiem. Zachichotałem cicho i pomogłem dziewczynie wrócić do normalnej, pionowej pozycji. Przy okazji też ukazała się wyraźna, wręcz niebywała, różnica wzrostu między nami, sięgająca zapewne gdzieś koło 40 centymetrów. Muszę przyznać, zapewne z boku musiało to wyglądać dość komicznie.
- Ślisko, co? - uniosłem znacząco brwi w geście rozbawienia. - Jestem Collin, miło mi.
- Cynthia - przedstawiła się krótko ciemnowłosa.
- Właśnie szedłem do kawiarni, aby uzupełnić poziom kofeiny w moim organizmie - rzuciłem jak gdyby mimochodem. - Może masz ochotę pójść ze mną? Od rana marzę o podwójnym espresso... - dodałem rozmarzonym tonem.
[ Cynthia? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz