Znacie te dni kiedy nic wam kompletnie nie wychodzi, nie macie na nich ochoty, humoru i nawet kiedy przychodzi wam zjeść śniadanie i otwieracie lodówkę po 5 minutach patrzenia na jej wypełnione po brzegi wnętrze, trzaskacie jej drzwiami nie mogąc się zdecydować na co macie ochotę, bo na coś macie tylko nie możecie sobie uświadomić czym jest to coś. Dokładnie coś takiego dosięgnęło mnie i nie zapowiadało się by ten dzień należał do jednego z tych bardziej produktywnych. Czułam się jak kompletna kupa, której nic nie chciało i w dodatku była rozbita niczym mięso na schabowe. Udało mi się jakoś przeżyć i ten dzień i wszystkie jemu towarzyszące lekcje. Nie było tak żle ale i cieszyłam się jak głupia mogąc z siebie zrzucić te wszystkie ciuchy i przebrać się w znacznie wygodniejsze jak to się zwykło popularnie mówić dresy. W moim przypadku była to zwykła koszulka, na nią założony sweter oraz ciepły pola, na nogach zaś wygodne, rozciągliwe spodnie w szarym kolorze, które były wykonane z nieco grubszego materiału by zapewnić utrzymanie temperatury ciała. Szybko wepchnęłam w siebie jakaś kanapkę z szynką by zapchać brzuch, wciągnęłam na nogi nieco ubrudzone, czarne kozaki, do kieszeni bluzy wpychając rękawiczki, a na ramie zarzucając wielką torbę po brzegi wypełnioną najróżniejszym sprzętem, który za chwilę miał mi się przydać i tak uzbroją wyszłam.
Po chwili dotarłam do stajni gdzie znajdowała się moja całkiem miła i śliczna klacz. Nazwałam ją Krówka i tak jak jej nazwo mówiła wygląda dokładnie jak to mleczne zwierzę. Całe jej ciało było pokryte większymi i mniejszymi plackami czerni. Wiem że mogłam się postarać o lepsze imię ale dajcie spokój Krówka przywędrowała do mnie jak miałam 7 lat, więc nie ma się co czepiać. Poza tym to jest urocze imię i sama zainteresowana nie ma nic przeciwko temu, zwłaszcza że pewnie i by to jakoś zasygnalizowała gdyby tak było. Djmy na to w takich sytuacjach jak teraz czyli kiedy podchodziłam do jej boksu wołając ją po imieniu by pogłaskać ją po łbie kiedy ta wystawiła go widocznie zainteresowana.
-Ty już pewnie wiesz co cię czeka moja piękności – uśmiechnęłam się do niej. Zaraz zakładając jej na pysk uwiąż i wyprowadzając z stajni na korytarz by tam przywiązać ją i wyczyścić by pod siodłem nic jej się nie obtarło ani nie uwierało. W ruch poszła więc kopystka w akompaniamencie zgrzebeł i szczotek by usunąć cały bród, pozbyć się wszystkich zaklejek i wyczyścić strzałki. Zaraz po tym zabrałam się za osiodłaniem konia, położeniu na swoje towarzyszce czapraka oraz siodła i podpięcie popręgu. Wszystko szło całkiem sprawnie i w czasie tego wszystkiego nie zabrakło sporej ilości pochwał i czułości chociaż nie powiem Krówka dzisiaj chyba czuła że jestem nie do końca w sosie i dogryzała mi nieco bardziej sama też chodząc i nie mogąc ustać w miejscu.
W końcu jednak udało nam się wyjechać z stajni, a na dzisiejszy cel mojej zimowej, konnej wyprawy wybrałam zwyczajną przejażdżkę w teren. Nic specjalnego i wymagającego, gdyż w zimie trzeba było na wszystko uważać. Konie tak i jak my ludzie mogły zachorować lecz z tym było pól biedy. Tym co najgorszego mogło się przydarzyć było poślizgnięcie się i zranienie kopyta lub w najgorszym przypadku złamanie go. A jak każdy jeździec doskonale wiedział, koń który nie może galopować lub poruszać się jest koniem nieszczęśliwy, można by to porównać do człowieka leżącego niczym warzywo w szpitalu. Straszne prawda ?
Dlatego pierwsze moje i Krówki kroki to był powolny stęp po odśnieżonej ścieżce w kierunku padoku, gdzie pochodziliśmy sobie spokojnie bez większych szaleństw odbijając kopyta na śniegu, by w końcu trochę pogalopować i w końcu ponownie zwolnić i tak kilka razy, by w końcu opuścić teren padoku i skierować się z stronę lasku i tu czekał mnie małe zaskoczenie. Bo nie wiem co się stało Krówce, czego się wystraszyła ale wystrzeliła spod siodła niczym piorun, ponosząc mnie najpierw w kierunku lasku by zawrócić i pognać przez stajnie w stronę wzgórz i akademii. Nie pomogły przy tym moje wolanie prrr stój hej bo Krówka się wystraszyła i sama musiała zwolnić i stanąć, a j na niej utrzymać i nie spaść by mi nie uciekła nigdzie, co nie było niczym łatwym.
*Misiek?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz