Siedziałam przez chwilę sztywno jak ta kłoda, próbując zmusić te nędzne trybiki pod czaszką do działania, jednak wraz z mijającymi sekundami kompletnie nie wiedziałam, co mam zrobić ze sobą bądź Cześkiem, który notabene cały czas mnie trzymał. Skupienie się w tamtej chwili graniczyło z cudem; cokolwiek bym nie wymyśliła i cokolwiek nie pojawiłoby się w mojej głowie, to moją calusieńką uwagę przyciągał on. Przytulający mnie. Mocno. I jeszcze jego słowa. Ja? Ważna dla niego? Dlaczego…? Chciałam zacząć go wypytywać, ale przeczuwałam, że na ten moment on miałby trudności w wytłumaczeniu, a ja nie byłam nawet w stanie go zrozumieć.
– W – zawahałam się – w porządku – dokończyłam tylko nieco śmielej i poklepałam go po plecach, na co się wzdrygnął. Od razu zacisnął ramiona wokół mojego ciałka jeszcze mocniej. Albo tylko mi się zdawało. – Już.. dobrze – mruknęłam i również go uściskałam, starając się jakoś.. pocieszyć? Podnieść na duchu? Pokazać mu, że naprawdę nic złego się nie dzieje.
Bogowie, co ja najlepszego wyprawiam..? Dawno nie odczuwałam tak wielkiej ochoty, by kogoś przytulić. Może faktycznie coś strzeliło mi do tej pustej głowy? Naprawdę zwykłe przytulenie mnie wystarczyło? I już? Jestem cała jego? To oznacza że jestem aż tak łatwa? A może brak bliskości daje się we znaki? Dlaczego nie potrafiłam się w ogóle na niego gniewać? Dlaczego akurat jego musze traktować tak, jakby nic nigdy się nie wydarzyło? Czy ja go podświadomie polubiłam i teraz nie chcę go stracić? Ale na litość boską, ile ja tego chłopaka znam?
„Uważaj, bo się zakochasz” – prychnęła podświadomość. O wilku mowa.
Poczułam jak zasycha mi w ustach. Z trudem przełknęłam ślinę. Chciałam by Czes stąd zniknął, przestał mącić mi w głowie, bo jest w niej teraz jeszcze większy burdel niż zazwyczaj, ale jednocześnie błagałam w myślach, by siedział tu jak najdłużej. Nie chciałam być znowu sama.
„Ale beznadzieja” – mruknęłam w myślach.
– Czes, powietrza – powiedziałam cicho, klepiąc go ostentacyjnie po ramieniu.
– Oh… – odsunął się jak poparzony i uśmiechnął się nerwowo – prominte. Znaczy przepraszam.. – zaczął masować kark.
– W porządku �– uśmiechnęlam się do niego delikatnie. Naprawdę było w porządku. Nie miałam mu nic a nic za złe, tylko dlaczego nie byłam w stanie tego powiedzieć? No dalej, zrób to, to tyyyylko kilka słów.
– Nora.. naprawdę..
– Nie – przerwałam mu. – Nie przepraszaj.
Odwróciłam wzrok i ponownie wzięłam w dłonie transporterek z dwoma maleństwami. Fawn i silver fox. Zapamiętałam. Ten pierwszy ganiał od ścianki do ścianki, niuchał powietrze, przygryzał pręty, rył się swoim mniejszym ciałkiem na tego drugiego i z powrotem latał w jedną i drugą stronę strasznie nabuzowany. Nie wyglądał jakby się czegoś bał.
Zaśmiałam się w myślach. Nie tylko jedna mysz jest podobna do kogoś.. Zerknęłam na drugą mysz, rzekomo podobną do mnie. Siedział w rogu i ruszając maleńkim noskiem co jakiś czas obserwował rudego ze spokojem. Jego ruchy były powolne i leniwe, jakby wymuszone. I to wszystko co robił. Niewiele wiem o gryzoniach, w szczególności o myszkach, ale te chyba nie są aż tak leniwe.
– Jak je nazwiesz?
Zerknęłam na rudzielca. Jego twarz wykrzywiła się w jeszcze większym zdziwieniu. Wow, ciekawe co go tak zdumiało wcześniej?
– Ja?
– Są przecież twoje.
Czes przeniósł wzrok na maleństwa, które jakby wyczuły jego spojrzenie. Również obróciły długie pyszczki i skupiły całą swoją uwagę na chłopaku. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ta trójka na pewno się dogada.
– Ten będzie się nazywać Nitro. – Czes wskazał palce na rudego i zerknął na mnie z uśmiechem. – Silvera ty nazwij – wyszczerzył się.
Zamrugałam szybko.
– Oh.. Um.. nie jestem dobra w wymyślaniu imion – zaśmiałem się nerwowo i zaczęłam skubać skórki przy paznokciach.
– No coś ty. Wymyślisz coś – powiedział radośnie. Nawet nie będę próbować go nakłaniać, by sam nazwał małą mordkę.
– Mmm.. Eeee.. Uuummmm.. – Spojrzałam na Cześka zakłopotana ze spojrzeniem pełnym prośby o pomoc. Naprawdę nie przychodziło mi nic do głowy. – Mmmogę się jeszcze z tym wstrzymać?
– Jasne, nikomu sie nie spieszy – powiedział z lekkim uśmiechem i odstawił transporterek. – To co? – zerknął na klatkę w której porozrzucane były wszystkie przedmioty. Podszedł do niej i przyniósł na łóżko. – Przydałoby się to poskładać – zerknął na mnie, jakby czekał na pozwolenie.
– J-jasne.
Składaliśmy wszystko w ciszy. jedynie co jakiś czas wymienialiśmy kilka zdań odnośnie tego, co, gdzie i do czego. Oczywiście to ja pytałam. Cześkowi szło zdecydowanie lepiej, a widząc z jaką łatwością mu wszystko przychodziło i jaką radość sprawiało, dyskretnie zostawiałam większość jemu i jedynie obserwowałam ten widok, udając, że czymś się zajmuję.
Właśnie trzymałam w dłoniach czerwony kołowrotek i obserwowałam rudy czubek głowy, kiedy odezwałam się:
– Miałeś kiedyś myszy?
Właściwie nie wiem skąd to pytanie. Miałam przeczucie, że jakieś niewielkie zwierzątko chłopak jednak miał. Czeslav zatrzymał swoje ruchy w połowie drogi i nie ruszał się przez chwilę; po tym powrócił do składania jak gdyby niby nic.
– Cos tam miałem – odmruknął cicho, nie podnosząc głowy. Przechyliłam łebek i dalej wpatrywałam się w jego zgarbioną postać majstrującą przy plastikowej, przezroczystej rurze. Wzdrygnęłam się, keidy nagle wyprostował się z radosnym okrzykiem. – Gotowa!
Uśmiechnęłam się od razu, zapominając o poprzednim pytaniu. Podałam chłopakowi kołowrotek, a ja sama wzięłam transporterek z dwoma maleństwami. Zanim usiadłam z nimi po turecku, Czes już kończył wysypywać trociny. No proszę, szybko poszło.
– Już? – spytałam, otwierając powoli transporterek.
– Tak – powiedział uchachany.
– A ten.. – zaczęłam powoli i niepewnie, co zwróciło uwagę rudzielca. – Skoro to samczyki, nie pogryzą się?
– Głównie to będą się dogadywać. Sprzedawca powiedział, że znaleziono ich razem z jeszcze innymi, a po tym jak jeden obronił drugiego, myślę, że nie ma powodów do obaw. – wziął ode mnie maluchy i wpuścił do nowego domu. – Oczywiście czasami może im coś strzelić do tych małych łebków. Zupełnie jak ze mna i z Miśkiem – zaśmiał się. – Czasami się pokłócą, ale to ogólnie jedna wielka miłość.
Podparłam głowę na dłoni i uśmiechnęłam się nieznacznie. Obserwowałam Nitro i Bezimiennego podobnie jak Czesiem, a szelest trocin, ciche popiskiwanie przerywało tym samym wcale nie taką złą czy niezręczną ciszę.
<Bełt? Słabe jak moje życie, ale jeszcze się rozpiszę ^ ^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz