- Risto, nie ruszaj się - mruknąłem, lekko zdenerwowany. Już od pół godziny próbowałem wyszczotkować tego białego futrzaka, ale jak na złość, akurat musiał być teraz aż nadto ruchliwy. Na szczęście, już kończyłem.
- Ostatnie pociągnięcia, a potem spacerek - powiedziałem sam do siebie. Cóż, często prowadzę monologi, przez co niekiedy jestem uważany za dziwaka. No ale nie będę siedzieć cicho, kiedy obok mam zwierzaki. Mój śliczny, puchaty samoyed którego mam już pięć lat, kotkę syjamską Kari od trzech lat i od niedawna kakadu salomońską Viivi. Chyba zacznę prowadzić sklep zoologiczny lub małe zoo dla dzieci. Wstałem i jęknąłem, kiedy poczułem jak strzelają mi kości. No cóż. Zaśmiałem się, widząc jak pies zabawnie i uroczo przekręca łebkiem. Skierowałem się w stronę kuchni, gdzie wyjąłem z szafki karmę i nasypałem do miski. To samo zrobiłem z kocim jedzeniem - otworzyłem puszkę i jej zawartość po chwili również była w misce. Zawołałem kotkę, które wraz z psem od razu zaczęli jeść, a sam skierowałem się do klatki gdzie siedziała papuga. Pobawiłem się z nią chwilę, a potem wymieniłem jej jedzonko i wodę.
- Risto! - zawołałem i zagwizdałem. Samoyed przybiegnął, szczeknął i usiadł. Uśmiechnąłem się na ten widok. Uwielbiałem tego psa. Pomógł mi już wiele razy i sprawiał mi tyle radości. Założyłem mu obrożę, przypiąłem smycz i ubrałem buty, a kurtkę tylko założyłem, bez zapinania się.
- Chodźmy więc psiaku - podrapałem go za uszami i wyszedłem, zakluczając dom. Spacer zaczął się powoli, ale po chwili zacząłem biec truchtem, a pies razem ze mną. Gdy dotarliśmy do głównej alei, rozpoczął się szaleńczy bieg, który... No cóż, skończył się na tym, że Risto mi się wyrwał, a ja wpadłem na kogoś.
Przypał.
(ktoś?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz