- Czego dzwonisz do mnie tak wcześnie? – warknęłam w telefon. Usłyszałam, jak Kasia przewraca oczami.
- No przepraszam, księżniczko, ale raczej o tej godzinie nie powinnaś już spać – odpowiedziała.
- Wiesz, ty wstajesz o różnych godzinach. – wymamrotałam, z naciskiem na słowo różnych. Zapadła niezręczna cisza po drugiej stronie, która po chwili została przerwana krótkim odchrząknięciem.
- To tego.. Ekhm.. Zadzwoń, gdy wstaniesz. No i.. No, kończę. Całuski – zakończyła wypowiedź cmokając.
Odetchnąwszy, przymknęłam oczy. Przeciągnęłam się i spojrzałam na okno, niedbale zakryte zasłoną. Przez wąską szparę między ścianą a ciemnym materiałem sączyło się blade światło dnia. Stłumiłam ziewnięcie i niechętnie zwlokłam się z cieplutkiego, wygodnego łóżeczka. Zerknęłam krótko na zegarek, który wskazywał godzinę gruuubo po szóstej. Tak, to lepsza pobudka, niż kubeł zimnej wody. Przynajmniej dla mnie. Wpadłam do szafy i na chybił trafił wybrałam ciuchy. O dziwo, znalazłam nawet skarpetki! Szybkim krokiem ruszyłam do łazienki, by wstępnie się ogarnąć i okiełznać busz na mojej głowie. Kolejny sukces! Po dziesięciu minutach byłam zwarta i gotowa, by rozpocząć nową przygodę, jakby to nazwała moja rodzicielka. Chwyciwszy torbę, narzuciłam na siebie czarny płaszcz, założyłam trapery i wyszłam z domu.
Szybkim krokiem przeszłam parę przecznic, by w końcu dojść na Główną Aleję. Ku mojemu zaskoczeniu, prócz mnie było na niej dużo innych osób. Jednak większość z nich zdecydowanie nie mogła uczęszczać już do szkoły. Każdy spieszył się gdzie indziej, w inną stronę. Tylko nieliczni spacerowali dokądś spokojnym krokiem. Mimowolny uśmiech wkradł się na moją twarzyczkę, gdy dostrzegłam dwójkę dzieci, na oko mające z 9 lub 10 lat. Trzymały się za rączki i dumnie maszerowały w stronę przeciwną do tej, w którą szłam. Ten widok przypomniał mi o Kasi i Kamilu. Właśnie, Kasia! Obiecałam jej, że zadzwonię.. Przeszukawszy kieszenie i torbę, w końcu znalazłam telefon. Wybrałam jej numer i odczekałam chwilę, aż odbierze.
- No i co? Ogarnęło się już? – padło pytanie, zanim zdążyłam się nawet odezwać.
- Nooo. Dobrze, że dałaś znać, bo budzik przestał ze mną współpracować – mruknęłam, a w słuchawce odpowiedział mi jej cichy śmiech. – Tak więc, daję ci znak życia. Pozdrów tam Syrenki i nie zabij się gdzieś po drodze.
- Raczej ja powinnam powiedzieć ci tę ostatnią część – burknęła. Słyszałam jak nabiera powietrza, by zacząć jakiś monolog. Boru, a mogłam wziąć słuchawki..
- Kasiuuu, zanim zaczniesz, to daję ci znać, że nie czuję ręki..
- Trudno. Ale wiesz, co Kamil wczoraj zrobił..?
I reszty nie usłyszałam. Albowiem byłam tak zaaferowana tym, co zrobił jej chłopak, że nie zauważyłam postaci, która nagle pojawiła się przede mną. Jako, że hamulce w moich butach nie zadziałały, oczywiście na nią wpadłam.
- Przepraszam, moja wina.. – wymamrotałam, uśmiechając się niepewnie i rozłączając się z dziewczyną.
[ Ktoś chętny? ^.^ ]
- No przepraszam, księżniczko, ale raczej o tej godzinie nie powinnaś już spać – odpowiedziała.
- Wiesz, ty wstajesz o różnych godzinach. – wymamrotałam, z naciskiem na słowo różnych. Zapadła niezręczna cisza po drugiej stronie, która po chwili została przerwana krótkim odchrząknięciem.
- To tego.. Ekhm.. Zadzwoń, gdy wstaniesz. No i.. No, kończę. Całuski – zakończyła wypowiedź cmokając.
Odetchnąwszy, przymknęłam oczy. Przeciągnęłam się i spojrzałam na okno, niedbale zakryte zasłoną. Przez wąską szparę między ścianą a ciemnym materiałem sączyło się blade światło dnia. Stłumiłam ziewnięcie i niechętnie zwlokłam się z cieplutkiego, wygodnego łóżeczka. Zerknęłam krótko na zegarek, który wskazywał godzinę gruuubo po szóstej. Tak, to lepsza pobudka, niż kubeł zimnej wody. Przynajmniej dla mnie. Wpadłam do szafy i na chybił trafił wybrałam ciuchy. O dziwo, znalazłam nawet skarpetki! Szybkim krokiem ruszyłam do łazienki, by wstępnie się ogarnąć i okiełznać busz na mojej głowie. Kolejny sukces! Po dziesięciu minutach byłam zwarta i gotowa, by rozpocząć nową przygodę, jakby to nazwała moja rodzicielka. Chwyciwszy torbę, narzuciłam na siebie czarny płaszcz, założyłam trapery i wyszłam z domu.
Szybkim krokiem przeszłam parę przecznic, by w końcu dojść na Główną Aleję. Ku mojemu zaskoczeniu, prócz mnie było na niej dużo innych osób. Jednak większość z nich zdecydowanie nie mogła uczęszczać już do szkoły. Każdy spieszył się gdzie indziej, w inną stronę. Tylko nieliczni spacerowali dokądś spokojnym krokiem. Mimowolny uśmiech wkradł się na moją twarzyczkę, gdy dostrzegłam dwójkę dzieci, na oko mające z 9 lub 10 lat. Trzymały się za rączki i dumnie maszerowały w stronę przeciwną do tej, w którą szłam. Ten widok przypomniał mi o Kasi i Kamilu. Właśnie, Kasia! Obiecałam jej, że zadzwonię.. Przeszukawszy kieszenie i torbę, w końcu znalazłam telefon. Wybrałam jej numer i odczekałam chwilę, aż odbierze.
- No i co? Ogarnęło się już? – padło pytanie, zanim zdążyłam się nawet odezwać.
- Nooo. Dobrze, że dałaś znać, bo budzik przestał ze mną współpracować – mruknęłam, a w słuchawce odpowiedział mi jej cichy śmiech. – Tak więc, daję ci znak życia. Pozdrów tam Syrenki i nie zabij się gdzieś po drodze.
- Raczej ja powinnam powiedzieć ci tę ostatnią część – burknęła. Słyszałam jak nabiera powietrza, by zacząć jakiś monolog. Boru, a mogłam wziąć słuchawki..
- Kasiuuu, zanim zaczniesz, to daję ci znać, że nie czuję ręki..
- Trudno. Ale wiesz, co Kamil wczoraj zrobił..?
I reszty nie usłyszałam. Albowiem byłam tak zaaferowana tym, co zrobił jej chłopak, że nie zauważyłam postaci, która nagle pojawiła się przede mną. Jako, że hamulce w moich butach nie zadziałały, oczywiście na nią wpadłam.
- Przepraszam, moja wina.. – wymamrotałam, uśmiechając się niepewnie i rozłączając się z dziewczyną.
[ Ktoś chętny? ^.^ ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz