Wyszedłem powoli na korytarz i zacisnąłem powieki, wszystko się we mnie gotowało i każdą komórką swojego ciała walczyłem, o to, aby nie wybuchnąć i nie dać ponieść się emocjom. Misiek ruszył w moje ślady i zamknął cicho drzwi za sobą. Odwrócił się w moją stronę i syknął.
- Spróbuj się teraz odezwać, a własnoręcznie Cię uduszę
Zmierzyłem go wzrokiem od góry do dołu i odwróciłem głowę w drugą stronę. Jak on mnie wkurza! Ma mnie za idiotę, który darłby się na korytarzu w damskim akademiku podczas godziny policyjnej? ,,Przecież sam przed chwilą ze sobą walczyłeś, żeby nie wybuchnąć.'' HEJ NO! Ale to, co innego, kiedy walczę sam ze sobą, a co innego, gdy ten parchaty szwab mi to wypomina! ,,Po prostu Cię zna idioto''. Wbiłem sobie paznokcie w udo, żeby przestać myśleć. Nagle poczułem jak Misiek łapie mnie za ramię i pcha lekko do przodu.
- Co ty robisz?! - wyrwałem się i syknąłem cicho
Ten nic nie odpowiedział tylko złapał mnie raz jeszcze i pchał do przodu. Nie pozwoliłem na takie zachowanie i znowu się wyrwałem patrząc złowrogo.
- Ches do jasnej anieli - warknął chłopak
- Co ty od***alasz? - odwarknąłem
Misiek zmroził mnie spojrzeniem i szybkim ruchem złapał za włosy. Momentalny ból sprawił, że zasyczałem dosyć głośno.
- Nie będę się z Tobą patyczkować - powiedział cicho i bardziej zacisnął dłoń, aż łzy bólu napłynęły mi do oczu. Chłopak ruszył powoli do przodu prowadząc mnie przed sobą. Szarpnąłem się lekko, ale jego żelazny uścisk skutecznie powstrzymał moje zamiary. Zacisnąłem bardziej powieki i dałem się prowadzić. W myślach zalewałem Michaela najgorszymi możliwymi przekleństwami jakie znam, w tamtym momencie miałem ochotę udusić go, poćwiartować i dać tej zasranej Immi do zjedzenia, a wszystko to zrobiłbym własnymi rękami. Misiek zaczął prowadzić mnie po schodach zdecydowanie za szybko i straciłem równowagę. Zsunąłem się ze stopni i pewnie bym upadł, gdyby nie dłoń trzymajaca mnie za włosy. Ból jaki przeszył moją czaszkę, był nie do opisania. Zajęczałem głośno i wyprostowałem się.
- Zamknij się Ches - syknął chłopak - Nie wiadomo, czy nie ma nikogo na portierni.
Przełknąłem ślinę i zamknąłem oczy. Dobra miał rację, trzeba być cicho. Już ja mu pokażę, gdzie jego miejsce! Jak on mógł wogóle tak zrobić! Dobra, może i jestem młodszy, ale to nie oznacza, że ma mnie tak traktować! To TYLKO ROK RÓŻNICY! No dobra, półtora roku... Chłopak pchnął mnie do przodu i ruszyliśmy powoli. Z każdym krokiem serce biło mi coraz szybciej. Boże matrymonialny, żeby tylko nikogo na dole nie było, bo zginiemy... Misiek puścił mnie i wychylił się lekko za róg. Spojrzał na mnie i zapytał
- Jak bardzo jesteś wkurzony?
- Zabiłbym Cię tu i teraz - warknąłem patrząc morderczym wzrokiem
Uśmiechnął się i ponownie złapał mnie za włosy. Pociągnął mocno na dół i wypchnął przed siebie. Znowu się zachwiałem i syknąłem z bólu. Na holu nikogo nie było. Automatycznie skierowałem się w stronę schodów do męskiego akademika, ale ten curak pociągnął mnie do tyłu.
- Co ty robisz?! - warknąłem patrząc na niego złowrogo
- Nie idziemy do pokoju - powiedział spokojnie - jeszcze nie teraz.
Uniosłem brwi. Co on kombinuje? Dosłownie po sekundzie pchnął mnie w stronę wyjścia. Boże, gdzie ten człowiek ma zamiar mnie wyprowadzić? Kiedy znaleźliśmy się przy drzwiach poczułem nieprzyjemny chłód. No tak... w odróżnieniu od Michaela byłem tylko w samych bokserkach i koszulce z krókim rękawkiem. Gdy chłopak otworzył drzwi i wyszliśmy na zewnątrz, w momencie, gdy lodowaty wiatr owiał moje ciało, wstrząsnęły nim dreszcze. Zatrzęsłem się i zaszczękałem zębami. Co on kombinuje... Misiek pchnął mnie mocno i poprowadził w stronę parku. Jezu... Czy... Czy on ma zamiar mnie pobić?! To nie podobne do niego, ale w sumie złapanie mnie za włosy, też było niespodziewane. UGH! Czyżbym wybitnie mocno zdenerwował tego niemca? Przełknąłem ślinę i szedłem grzecznie, a w głowie myśli zaczęły walkę ze sobą. Nagle chłopak pchnął mnie na jedną z ławek. Usiadłem szybko i zaczęłem rozmasowywać obolałą głowę. Dawno już nie zostałem tak brutalnie wytargany. Zatrząsłem się jeszcze bardziej na kontakt gołej skóry z zimnym metalem i kolejny podmuch wiatru. Podciągnąłem nogi do góry i skuliłem się na ławce. Nadal byłem cholernie wściekły na Michaela i z chęcią bym go rozszarpał.
- Ładna noc, nie? Chociaż zimno, zaraz będzie trzeba się zbierać - uśmiechnął się, siadając obok mnie
- Cholernie zimno - warknąłem szczękając zębami
- Ale jak mamy trochę czasu, może chciałbyś pogadać, co? - mówił dalej nie zwracając uwagi na moje słowa
- Absolutnie nie mam ochoty na rozmowę - syknąłem zaciskając zęby i naciągając koszulkę na kolana - Możemy już iść? Jakbyś nie zauważył jest trochę zimno, a ja mam dosyć nieodpowiedni strój - fuknąłem i zamilkłem
- Ale ja mam ochotę. I widzę, że cię to wszystko dręczy, Ches - powiedział ze stoickim spokojem
Warknąłem i wbiłem głowę w kolana. No tak, mogłem się domyślić, czego ten curak chce. Jak zwykle rozmowa rozmowa i rozmowa. Jakby to był niewiadomo jaki złoty środek na wszystko. NIE NIE JEST! Jakby nie mógł zrozumieć, że nieraz nawet ja nie mam ochoty rozmawiać i chcę, żeby mnie zostawiono w spkoju. Ostatniego czasu stał się nad wyraz upierdliwy, jak taki rzep u psiego ogona. Niczym karaluch, którego najlepiej zgnieść i się pozbyć.
- Ches... naprawdę chcesz to tak ciągnąć? Duszenie tego w sobie tylko cię wykończy... - dodał po chwili
Odburknąłem i odwróciłem głowę w drugą stronę. TAK mam zamiar to tak ciągnąć! Nie będę z Tobą o niczym rozmawiał! To nie jest twoja sprawa, mógłbyś w końcu przestać wciskać nos w nie swoje sprawy. Zająłbyś się własną dupą i nie mieszał w moim życiu. Ono świetnie samo się ułoży, zwłaszcza bez twojej pomocy. Czy tak ciężko Ci zrozumieć, że w tym momencie z chęcią bym Cię zabił i to bez mrugnięcia okiem? Nienawidzę Cię.
- Brat, na litość... co się tak właściwie dzieje? Co z Norą, z tobą? - powiedział ostrym tonem, złapał mnie za ramiona i szarpnął. Nasz wzrok skrzyżował się na chwilę - Daj sobie pomóc, proszę cię...
Wyszarpnąłem się i wróciłem do wcześniejszej pozycji. Burknąłem na niego i kilka razy walnąłem czołem w kolana. Co on sobie myśli? Że tak mu wszystko po prostu bez niczego powiem? Jak sam nie mam pojęcia, co jest nie tak... Pierwszy raz się tak fatalnie czuję i nie wiem, co robić. Naprawdę nie mam pojęcia... Poczułem dziwne ukłucie na wysokości splotu słonecznego. Nie... błagam... tylko nie to...
- Nie zasznurujesz sobie ust na wieczność, dobrze wiesz. Ches...
Błagam zamknij się, nie mów nic. Zacisnąłem z całej siły powieki i próbowałem powstrzymać te straszne uczucie napierającego żalu. Te które rozrywa od środka, sprawia, ze powoli człowiek staje się bezsilny... te rozchodzące się zimno, niemoc... Błagam nieeeeee, nie nie nie nie nie! Wbiłem paznokcie w piszczele i próbowałem powstrzymać wszystko. Nie mogę dopuścić do tego... nie mogę...
- Czesiek, nie możesz brać wszystkiego na siebie, dobrze o tym wiesz. A jak nie, to zaraz ci to wytarmoszę z tego łba...
Przełknąłem ślinę i zamrugałem kilka razy. Żal napierał coraz bardziej. Zacisnąłem powieki jeszcze mocniej i rozpłaszczyłem czoło na kolanach. Już z tym nie wygram... Przecież ja zginę... Może by tak uciec? Dam radę? W tym momencie ścisnęło mi tak mocno wnętrzności, że aż się wzdrygnąłem. Nie, proszę. Dasz radę Ches, dasz radę!
- Brat...?
Jedno słowo. Wystarczyło jedno słowo... dosłownie jedno słowo, aby żelazny zamek puścił. Z oczu popłynęły mi łzy, w gardle stanęła wielka gula... Przełknąłem ślinę. W ustach zrobiło mi się momentalnie sucho.
- Ches...?
Do jeszcze większego potoku łez dołączyły te słynne wstrząsy. A więc to koniec. Idziemy na całego. Jezu dlaczego... dlaczego tak się musiało stać? Przecież ja nie będę miał teraz życia... Już nie mam, a co dopiero po tym jak się rozejdzie, że się poryczałem... Boże Ches idioto!
Nagle poczułem dotyk ciepłej ręki Michaela na ramieniu. Dłoń delikatnie się zacisnęła, a nastepnie poklepała mnie kilka razy. Ech... ten moment, gdy tak bardzo potrzebujesz czyjegoś dotyku, jakiegkolwiek kontaktu i go dostajesz. Warga mi zadrżała, a z oczu popłynęło jeszcze więcej łez. Nie rób tego...
- Hej... już wszystko w porządku...
No i koniec. Rzuciłem się do przodu i przytuliłem Michaela z całej siły wciskając twarz w jego koszulkę. Zginę za to, zabiją mnie, zakopią żywcem... ale musiałem. Po prostu musiałem. Ściskałem mocno chłopaka, a moim ciałem wstrząsał niemy szloch. Nagle dłoń Michaela znalazła się na moich plecach i delikatnie poklepała. Zacisnąłem pięści na jego koszulce i jeszcze bardziej wcisnąłem twarz w koszulkę.
- Bro... - mruknąłem cicho - ja... ja się pogubiłem...
- Wiem Ches, wiem - poklepał mnie - Ale jestem tutaj, po to, żeby Ci pomóc. Tylko musisz mi powiedzieć, co się dzieje...
- Bro... ale... ja właśnie... nie wiem co się dzieje - mówiłem cicho dalej wstrząsany spazmami płaczu - gdybym wiedział... gdybym tylko wiedział...
- Już spokojnie - powiedział ze stoickim spokojem Michael - Od początku, jak w ogóle do tego doszło Ches... w czym jest problem? Brat, ty ostatnio tak strasznie się zmieniłeś, że nie jestem w stanie Cię poznać.
- Prominte - mruknąłem - prominte...
- Nie przepraszaj tylko mów, kiedy to się zaczęło i co...
- Pamiętasz jak zaprosiłem Norę na trening? - zacząłem powoli
- Yhyyym
- I pamiętasz jak nazwałem ją kamieniem? Że nie ma żadnych uczuć?
- Och... tak, pamiętam - pokiwał lekko głową
- No właśnie - westchnąłem - od tego się zaczęło... od tego poker face... nie byłem w stanie odczytać z niej nic. Nie byłem w stanie zrozumieć, co czuje. Czy jest szczęśliwa, czy jest smutna... nie wiedziałem jak się przy niej zachować. Zacząłem się gubić i mieszać... Nie miałem pojęcia, co robić... narobiłem tyle gaf i błędów, tylko dlatego, że chciałem, żeby było trochę inaczej. Robiłem wszystko, żeby się uśmiechnęła, żeby pokazała na tej twarzy cokolwiek innego niż poker face... Ale wyszło wręcz odwrotnie... Wszystko zjebałem.... Obraziłem ją tyle razy, zadałem jej ból... bro... zjebałem...
- Brat... wiesz, myślę, że dziwnym byłoby, jakbyś tego nie próbował, prawda? Cóż, niektórzy ludzie po prostu nie pokazują uczuć. Jedni żadnych, inni zasłaniają się tymi pozytywnymi, by ukryć negatywne... każdy ma swój sposób obrony. Ale bywa często tak, że z czasem uczymy się odczytać wiele emocji nawet z poker face, patrzeć po tych drobnych gestach, niewidzialnych na pierwszy rzut oka. Myślę, że Nora doceniała twoje starania, hmm... ale musicie porozmawiać. Porządnie, długo, żeby wszystko sobie wyjaśnić. Poker face nie sprawia, że ludzie są z kamienia, ale... zjebałbyś, jakbyś się teraz poddał. A tego nie zrobisz, mam rację?
- Broo.... znowu mam rozmawiać? - przełknałem ślinę
- Tak, znowu. Brat, takie początki są trudne... ale potem będzie już dużo lepiej, musicie tylko wszystko... ogarnąć. - chłopak zrobił nacisk na ostatnim słowie
- ale dlaczego rozmawiać... przecież nie podejdę nie niej i nie powiem ,,hej Nora, masz twarz z kamienia i nie masz uczuć, nie rozumiem Cię'', a nie przepraszam... raz już to zrobiłem... - zacisnąłem mocno powieki
- Zrobiłeś, owszem. Ale pierwszą część możesz zachować i się przywitać. A rozpamiętywanie tego nic ci już nie da, Ches
- Nie rozumiem bro - pokręciłem głową na boki
- Zagadaj do niej, tak zwyczajnie, spróbuj powiedzieć jej to, co byś chciał, co ci ciąży. Na spokojnie, jak oboje trochę ochłoniecie, zbyt wiele emocji wam tu nie pomoże.
- bro, ale jak ty to sobie wyobrażasz? To jest zupełnie obca dziewczyna. Co ty myślisz, że ona chce wysłuchiwać jakiegoś tam randomowego chłopaka? To tak jakby do ciebie podeszła obca dziewczyna i zaczęła się, żalić, że twoja twarz jest zjebana... Nie ma szans, żebym tak zrobił... Po za tym wątpię, żeby chciała ze mną utrzymać jakikolwiek bliższy kontakt po tym wszystkim... a ona, ona jest po prostu inna.
- Brat, gdyby to była tylko obca dziewczyna, wątpię, abyś się tak przejmował. Nie przestaniesz się zadręczać, dopóki choć nie spróbujesz, im szybciej, tym lepiej.
- Ale to jest obca dziewczyna! Właśnie to jest obca dziewczyna... Dlatego się tak pogubiłem... Dlaczego tak się dzieje, skoro to tylko obca dziewczyna?! - zacisnąłem mocno powieki i usta... właśnie w tym był problem. To tylko obca dziewczyna...
- Ches, o obcej dziewczynie nie myśli się tyle czasu. Nie zamartwia się na śmierć przez parę słów, uwierz. To jest Nora. A dlaczego... - puknął mnie lekko w czoło - na to odpowiedzieć sobie będziesz musiał sam
- Czy ty mi coś insynuujesz? - spojrzałem na niego podejrzliwie
- Póki co, insynuować to ja ci mogę porządną rozmowę - uśmiechnął się szeroko
- to jak już jesteś taki mądry, to ułóż mi tę rozmowę, żebym tego bardziej nie popsuł prychnąłem - ... i jak mam sobie sam odpowiedzieć?
- Brat, i co wtedy? Pójdziesz do niej i odstawisz scenkę według podanego scenariusza? Nie popsujesz tego bardziej, musisz tylko ochłonąć i przestać się tak nakręcać. Powiedz jej to możliwie prosto, co chcesz. Poszukaj. Może nie dziś, nie jutro, ale sobie w końcu odpowiesz!
- Według scenariusza byłoby najprościej - mruknąłem - Ech... dobra spróbuję... a, co jeśli nie będzie chciała ze mną rozmawiać? Nie będzie chciała mieć nic wspólnego? Jej... bro... to jest przerażające... normalnie bym się czymś takim nie przejmował.... bro... bro, co się ze mną dzieje? - przełknąłem łzy, które spływały mi do gardła.
- Najprościej nie znaczy najlepiej, dobrze wiesz. Ches, Nora nie zatrzaśnie ci drzwi przed nosem, tak? Brat - przytulił mnie lekko - martwisz się. Denerwujesz. Boisz. Ona nie jest dla ciebie obcą osobą, dobrze to wiesz, musisz tylko się przyznać. Przede wszystkim przed sobą samym.
Zacisnąłem powieki i wtuliłem się w Miśka. Może i ma rację... może i muszę to sobie jeszcze raz przemyśleć...
- Wracajmy, co? Zaziębisz się jeszcze - powiedział klepiąc mnie po plecach
- Uhum... - mruknąłem odsuwając się lekko - Bro... ta rozmowa... to wszystko... zostanie między nami, prawda?
- Huh? Jasne, brat, nie martw się - położył swoją dłoń na moim ramieniu - masz to jak w banku.
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i ruszyłem z Miśkiem w stronę pokoju.
~~~~
Powoli zacząłem się wybudzać słysząc Miśka krzątającego się po pokoju. Otworzyłem lekko jedno oko i obserwowałem go uważnie. Chłopak pakował różne rzeczy do plecaka.
- Która godzina? - mruknąłem przecierając oczy
- Och, dzień dobry - uśmiechnął się - Za dwadzieścia minut zaczynają się lekcje
- Uhuuuum....
- Rozumiem, że nie idziesz? - spojrzał uważnie
- Dokładnie - przeciągnąłem się i naciągnąłem kołdrę na głowę - Dlaczego tutaj jest tak zimnooo?
- Zimno? - Misiek uniósł brew - Brat, jest z 18 stopni, po prostu przemarzłeś... i absolutnie mnie to nie dziwi. Kto normalny lata całe życie w bokserkach i krótkim rękawku.
- Uch nie maruuuuudź - ziewnąłem - po prostu mi gorąco...
- Taaaa, a potem mi jęczysz, że Ci zimno w dupkę - pokiwał głową - Zrób sobie ciepłą herbatę, ubierz coś na siebie i owiń się szczelnie kołdrą. Możesz też wziąć Immi, z chęcią Cię ogrzeje.
Na te słowa kotka zamiauczała i machnęła ogonem. Mruknąłem głośno i zakryłem całą głowę kołdrą
- Nie ma mowy, nie tknę jej - powiedziałem - Ale faktycznie zrobię sobie herbatę... i chyba się przejdę.
- Tylko się nie rozchoruj Ches - powiedział podciągając spodnie - Chociaż nie zdziwiłbym się, gdybyś po wczorajszym rozłożył się na dobre, przepraszam Cię, ale musiałem to w końcu z Ciebie wyciągnąć. Ach i przynajmniej po tym spałeś jak dziecko.
- Taaaaa, nawet nie pamiętam momentu, kiedy wróciliśmy do pokoju - mruknąłem pocierając podbródek - Byłem wykończony.
- Wiem brat, wiem - powiedział i złapał za plecak - Dobra, ja będę uciekał, bo czas goni. Czyżby ten twój spacerek miał się odbyć do pokoju 189 w damskiej części akademika?
- Mmmm raczej nie... ale może później... kto wie
- To w takim razie - uśmiechnął się szeroko - życzę powodzenia i dam Ci znać, czy Nora jest na lekcjach.
- Uhuum - ziewnąłem i przeciągnąłem się - dzięki bro.
- To zmykam, trzymaj się! - wraz z tymi słowami zniknął w drzwiach
Powoli podniosłem się do góry i rozejrzałem dookoła. W sumie niewiele tutaj się zmieniło odkąd z powrotem zamieszkaliśmy w tym pokoju. Jedyne co to zniknęła moja piękna kanapa, nad czym bardzo ubolewam... Spojrzałem na kotkę, które wylegiwała się na parapecie.
- Immi i co ja mam zrobić?
Kotka słysząc swoje imię postawiła uszy i utkwiła we mnie oczy. Uśmiechnąłem się słabo i wstałem powoli. Huh, podłoga była ciepła. Co oznacza, że moje stopy muszą być strasznie lodowate. Podrapałem się po pośladku i ruszyłem w stronę czajnika. Zdecydowanie gorąca herbata to dobry pomysł. Szybko uwinąłem się z przygotowaniem jej i po jeszcze szybszym wypiciu zacząłem ubierać się do wyjścia. Nagle mój telefon zawibrował. Podszedłem do niego i na ekranie ujrzałem wykrzywioną twarz Miśka. Uśmiechnałem się na samo wspomnienie powstania tego zdjęcia i wyświetliłem wiadomość.
<W szkole jej nie ma. Trzymam kciuki... i nie spiesz się>
Taaaaaaa misiek zawsze wiedział, co powiedzieć. Dla niego to wszystko było takie proste i jasne. A w rzeczywistości było wręcz przeciwnie. Złapałem za kurtkę i narzuciłem szybko na siebie. Zgarnąłem tylko telefon i wyszedłem. Cóż, chyba dzisiaj poszwędamy się trochę po mieście. Ledwo wyszedłem z budynku, a już uderzył we mnie lodowaty wiatr. No tak, w końcu pogoda zaczęła się psuć... lato umiera, nadzieji czas... Wstrząsnąłem głową odganiając słowa piosenki. Wsadziłem dłonie w kieszenie i ruszyłem przed siebie. Szedłem bardzo szybko, wręcz biegłem. Chciałem jak najszybciej znaleźć się z dala od tego miejsca. Poczuć swobodę, znaleźć się w innym towarzystwie i atmosferze... uciec. Po kilku minutach szybkiego marszu w końcu dotarłem na obrzeża miasta. Wokół było pełno zabieganych i zamyślonych ludzi, każdy zmierzał w swoją stronę nie zwracając uwagi na innych. Idealnie. Powoli wmieszałem się w tłum i ruszyłem z prądem wzdłuż głównej ulicy. Przypatrywałem się różnym wystawom sklepowym. Były wśród nich takie, które zlewały się z otoczeniem, ale były też takie, które już z daleka krzyczały ,,podejdź i zobacz mnie!''. Każdą z nich oglądałem dosyć pobieżnie. W tym momencie przypomniały mi się czasy, gdy mieszkając jeszcze w Czechach przechadzałem się uliczkami Prahy i oglądałem kolorowe wystawy. Były tam wystawy z marionetkami, antykwariaty, pamiątki dla turystów i fabryka czekolady. Ach ta ostatnia była najlepsza ze wszystkich. Codziennie były na niej inne czekoladowe figurki, a gdy wchodziło się do środka można było przez szybę popatrzeć jak ludzie ręcznie robią tę czekoladę... to się chyba nazywało... manufaktura? Ech jakoś tak. Tego brakuje mi w tym mieście, tego spokoju, takich tradycyjnych rzeczy. Tutaj wszystko jest neonowe, błyszczące, krzyczące i pstrokate. Nowoczesność... pełno sklepów z ciuchami, w których ceny i styl są zabójcze, pełno gastronomii... a, żeby znaleźć jakąś księgarnię, albo spokojniejsze miejsce to trzeba się nieraz naszukać godzinami. Przechodziłem, akurat obok bramy między sklepem muzycznym, a jakimś z ciuchami, gdy dostrzegłem mały szyldzik, przyczepiony do ściany. ,,Sklep zoologiczny''. Wow, nie wiedziałem, że jest tutaj zoolog. Przygryzłem wargę i powoli wszedłem w głąb podwórza. Sklep był wciśnięty między zaplecza jakiś sklepów. Fatalna miejscówka... bardzo fatalna... Powoli pchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Do mojego nosa od razu trafił charakterystyczny zapach trocin i ziarna.
- Dzień dobry - powiedziałem cicho zamykając drzwi
- Dzień dobry - spomiędzy regałów wyłonił się sprzedawca - Czy mogę w czymś pomóc?
- Na razie nie - uśmiechnąłem się - Przyszedłem się rozejrzeć.
- W razie czego proszę śmiał wołać - odwzajemnił uśmiech.
Skinąłem głową i wszedłem pomiędzy regały. Były tutaj głównie zabawki dla psów i kotów. Worki z karmą, trociny, więcej karmy, jakieś klatki i pozostałe akcesoria... Wtedy dojrzałem to po co tutaj przyszedłem. Powoli podszedłem do części ze zwięrzętami. W akwariach pływało pełno różnokolorowych rybek. Rzuciłem na nie okiem i przeszedłem dalej. W oczy od razu rzuciła się wielka klatka z papugą stojąca w rogu. Ptak łypał na mnie okiem. Uśmiechnąłem się do niego i przeniosłem wzrok na terraria. Były tak różne chomiki, króliki, świnki morskie, szynszyle... nawet szczury. I w końcu je dojrzałem. Myszki. Przykucnąłem przy nich i zacząłem obserwować z uśmiechem na twarzy. Kocham te małe gryzonie. W dzieciństwie miałem kilka myszek. To naprawdę kochane zwierzaki, gdy zapewni im się odpowiednio dużo uwagi, czasu i cierpliwości. W klatce znajdowało się około osiem gryzoni. Przyglądałem się każdemu z nich. Cały czarny myszek podszedł do prętów i wcisnął między nie pyszczek. Jego nos intensywnie pracował. Przystawiłem delikatnie palec, a myszor uważnie go obwąchał i lekko dziabnął. Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem na podłogę. Szybko dojrzałem samotne ziarno, podniosłem je i przystawiłem pod nos zwierzaka. Ten szybko je zgarnął i uciekł na drugi koniec klatki pałaszując zdobycz. Zaśmiałem się lekko i przeniosłem wzrok na białą myszkę, która biegała w kołowrotku. Miała czerwone oczy, znaczy laboratoryjny albinos. Pod kołowrotkiem spała brązowa mysza, która nie zwracała kompletnie uwagi na to, że jest cały czas trzepana w ucho. Ta to musi mieć sen... Następnie przyjrzałem się dwóm identycznym myszkom, które były całe białe w łatki. Jedna miała brązowe, a druga czarne. Obie spały wtulone w siebie. Tuż obok nich siedział kolejny czarny myszor obgryzający rolkę po papierze toaletowym... mmm te czarnuchy to straszne głodomory. W końcu przeniosłem wzrok na rudego myszora, który latał po całej klatce, od jednej myszy, do drugiej. Mmmm wygląda zupełnie jak Fawn. Wchodził na kółko, pobiegał chwilę i zaraz biegł na drugi koniec klatki, by po chwili znaleźć się na dachu domku. Heh, ten to musi mieć ADHD. Rudzielec podleciał do myszy śpiącej pod kołowrotkiem. I nagle dziabnął ją w ogon. Myszor zerwał się ze snu i ruszył na rudego. Ten zaczął zwiewać z piskiem i wleciał do domku. Obudzony myszor wleciał za nim i dało się słyszeć tylko piski. Ech dostaje teraz wpierdziel... Nagle brązowy myszor wyleciał z domku, a tuż za nim wyłoniła się szara mysz. Była bardzo piękna, miała ładne lśniące futerko i zielone oczy... Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem jej się uważniej... przecież to Silver Fox... Ale... skąd by tutaj wzięła się rasowa mysz? Chociaż w sumie, jest tutaj też albinos... i dove...
- Przepraszam bardzo - zwróciłem się do sprzedawcy
- Tak? - podszedł szybko do mnie
- Skąd są te myszki proszę pana
- To są adopciaki fundacyjne
- Adopciaki? - spojrzałem na niego
- Tak, te wszystkie zwierzęta, które są u nas, są do adopcji, trafiły do nas z różnych ciężkich warunków, albo po prostu oddane przez właścicieli.
- Och - spojrzałem z powrotem na myszki - A skąd jest ten Silver Fox?
- Który? - sprzedawca najwidoczniej nie miał pojęcia, o której myszy mówię
- Ta szara z białym brzuchem
- On trafił do nas razem z tym rudym i dwoma czarnym. Ktoś zostawił je w pociągi zapakowane w karton.
- Rozumiem, że to są same samce? - spojrzałem na niego uważnie
- Tak, same samce.
Jeszcze raz spojrzałem na szarego myszora, który przeciągał się na środku klatki i trzepnął uszami, a po chwili zaczął myć pyszczek. Nasze spojrzenia na chwilę się spotkały. Chłopak stanął na czterech łapach i wysunął głowę do przodu wąchając powietrze. Szybko zwiał do domku i wystawił tylko nosem obserwując mnie uważnie. Był taki... strasznie przypominał mi jedną osobę. Nic nie świadczyło, że nagle ucieknie... taki mysi poker face.
- Co trzeba zrobić, żeby zaadoptować myszora? - zapytałem przenosząc wzrok na sprzedawcę
- Trzeba być pełnoletnim i podpisać papiery adopcyjne.
- Świetnie, można u państwa płacić kartą? - zapytałem szybko
- Oczywiście
- W takim razie wezmę jeszcze cały ekwipunek, to znaczy, klatkę, poidełko, miseczkę, domek, kołowrotek, jakąś kłodę, kładkę, drabinkę, tunel, kolbę, ziarna iiii trociny.
Sprzedawca uśmiechnął się i zaczęliśmy wspólnie wybierać akcesoria. Gdy wszystko było już gotowe podeszliśmy do kasy i zapłaciłem. Mój portfel troszkę zapłakał... ale było warto!
- Rozumiem, że mam przygotować papiery adopcyjne?
- Dokładnie - uśmiechnąłem się szeroko
- Którego pan bierze?
- Silver Foxa - powiedziałem kierując się w stronę klatki. Sprzedawca ruszył za mną z przygotowanym transporterkiem wypełnionym do połowy trocinami. Postawił go na podłodze i otworzył drzwiczki. Myszy na ten dźwięk bacznie postawiły uszy. Część z nich zwiała jak najdalej od ręki, a część wąchała powietrze. Facet podniósł domek i złapał Silvera. Myszor wyrywał się i piszczał. Szybko wstawił go do transporterka. Ja za to wbiłem wzrok w fawna, który przez cały czas uważnie patrzył jak zabierają jego obrońcę... Było widać, że to młoda myszka... mógł nie mieć nawet miesiąca...
- Tego rudego też pan weźmie - westchnąłem i w myślach skarciłem się za miękkie serce.
Z rudzielcem poszło gładko, dopiero będąc w transporterku zdał sobie sprawę, że go wyciągnięto. Szybko stanął na tylnych łapkach i wąchał powietrze. Sprzedawca zamknął wieczko i wróciliśmy do kasy, aby dokończyć formalności. Całe szczęście, że udało się znaleźć składaną klatkę, bo dziwnie bym wyglądał wchodząc do akademika z takim obłożeniem...
- To wszystko, dziękuję bardzo i życzę powodzenia - uśmiechnął się sprzedawca po złożeniu ostatniego podpisu
- Również dziękuję i do zobaczenia - wyszerzyłem się i zgarnąłem w jedną rękę torbę z zakupami, a w drugą transporterek
Wyszedłem ze sklepu i od razu podniosłem go na poziom oczu. Silver siedział wciśnięty w róg, dalej ze swoim poker facem, a fawn z zainteresowaniem wyglądał przez dziurki.
- Nooo myszki, to teraz zaczynacie nowe życie - powiedziałem - ech... tylko, co ja z wami zrobię... U mnie nie będziecie miały szans z tych przeklętym kotem. Módlmy się, żeby ta dziewczyna miała chodź trochę serca i przyjęła was do siebie... a jak nie, to będę mieszkał razem z wami na korytarzu
Uśmiechnąłem się sam do siebie i ruszyłem dziarsko do akademika.
~~~
Jezu Ches... kupiłeś myszy! I chcesz je teraz wcisnąć obcej dziewczynie! ,,Ona wcale nie jest obca... to Nora'' JEST OBCA! Jesteś dla niej randomem! ,,EJ! PRZESTAŃ!'' Skarciłem sam siebie. KONIEC TEGO! Ches przestajesz natychmiast myśleć i wymyślać scenariusze. Będzie dobrze. Misiek ma rację. To nie jest jakaś tam obca dziewczyna! To Nora! Moja Nora, koleżanka z klasy, która namieszała mi w głowie... i nie uciekniemy od tego. Przecież po wczorajszej rozmowie było wszystko okej, nawet się uśmiechnęła... było... było pięknie. Zdecydowanie nie była obcą dziewczyną... Uśmiechnąłem się pod nosem. Będzie dobrze. Wziąłem głęboki wdech wchodząc po schodach do damskiej części akademika. Aż przypomniała mi się scenaa z Harrego Pottera, gdzie w momencie, gdy chłopcy wchodzili po schodach do żeńskiego skrzydła, to te robiły się płaskie i sprawiały, że zjeżdżało się na dół. Całe szczęście, że u nas tak się nie dzieje. Dobiłem na pierwsze piętro i ruszyłem w stronę pokoju nr 189. Dałem sobie motywacyjnego kopa w myślach i wypiąłem pierś do przodu. Będzie dobrze. Spojrzałem na myszki... zdecydowanie będzie dobrze! Postawiłem je i worek z akcesoriami dwa metry od drzwi i podszedłem do nich pukając delikatnie. Odpowiedziała mi cisza. Zapukałem raz jeszcze. Bez zmian. Przygryzłem wargę i wyciągnąłem telefon. Wszedłem na twarzową książkę i wybrałem Norę, była dostępna. Nieee no musis siedzieć w pokoju. Zapukałem zdecydowanie i mocno. W tym momencie drzwi lekko się uchyliły i dojrzałem zaspaną i potarganą dziewczynę. Uśmiechnąłem się szeroko na ten widok
- Dzień dobry! - powiedziałem radośnie - Przepraszam, że Panią budzę...
- Która godzina? - zapytała zaspana
- Emmm jest jedenasta...
- Och - potarła dłonią oczy - Jeśli przyszedłeś po mnie, żebym poszła na lekcje to nie licz na to.
- Nie nie spokojnie - powiedziałem szybko - Też nie mam zamiaru na nie iść.. przyszedłem do Ciebie...
Dziewczyna zmarszczyła czoło i spojrzała na mnie uważnie.
- Czy... mogę wejść? - zapytałem uśmiechając się lekko
- Uhum - otworzyła szerzej drzwi i wpuściła mnie do środka
Wszedłem i ściągnąłem kurtkę.
- Jej, ale masz tutaj gorąco!
- Byłeś na dworze? - zapytała zaspana
- Owszem, jest strasznie zimno - mruknąłem - byłem się przejść i nooooo hehehe
Dziewczyna uniosła brwi.
- Lubisz zwierzęta? - zapytałem szybko
- Hę? - spytała zbita z tropu
- No bo... - zarumieniłem się lekko - Poczekaj sekundę.
Wyszedłem szybko na korytarz i złapałem za worek z akcesoriami. Wróciłem postawiłem, go pod ścianą i poszedłem po transporterek. Wszedłem powoli trzymając myszki na wysokości klatki. Nora patrzyła... (ech poker face) i nie odezwała się, ani słowem. Wszedłem powoli do środka i usiadłem na brzegu łóżka.
- Poszedłem się przejść do miasta i trafiłem do zoologicznego - zacząłem - A tam były myszki do adpocji... i po prostu... zacząłem je obserwować i... - przygryzłem wargę i wykrztusiłem szybko - jeden z nich był cholernie do Ciebie podobny i po prostu nie mogłem go tam zostawić. Tego drugiego też nie mogłem zostawić, bo to był jego obrońca i tak patrzył, gdy sprzedawca go wyciągał i on jest młody, i by dostał wpierdziel i no po prostu - zacisnąłem powieki
Poczułem nagle jak Nora siada obok mnie. Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią. Dziewczyna złapała za transporterek i podniosła na wysokość oczu. Przyjrzała się myszorom.
- Rudy - mruknęła cicho
- To jest Fawn - powiedziałem, na co uniosła brew - taka rasa myszy, kolor płowy, potocznie rudy, ma czarne oczy lub albiniczne, czyli czerwone. Ten drugi to jest Silver Fox, czyli srebrny lis, jest podobny do Blue Foxa, ale jest rzadszą odmianą, bo blue ma oczy czarne, a silver ma zielone... często jest nazywany szmaragdową myszą - uśmiechnąłem się lekko
- Który jest podobny do mnie? - zapytała dalej przypatrując się myszom. Fawn zaczął w tym momencie obgryzać pręty
- Silver... jesteście bardzo podobni - uśmiechnąłem się lekko
Dziewczyna przeniosła wzrok na mnie. Taaaak to było bardzo wymnowne spojrzenie, mówiące, żebym kontynuował dalej. Westchnąłem głośno i zacząłem.
- To było tak, że najpierw obserwowałem rudego. Latał po całej klatce, nagle ugryzł inną śpiącą mysz w ogon i tamten zapędził go do domku i spuścił wpierdziel. Ale nagle ten agresor został przepędzony przez silvera, a rudy siedział dalej w domku. Silver wyszedł na zewnątrz, zaczął się przeciągać i ogólnie zaczął się myć. Potem mnie zobaczył, wyciągnął się, powąchał powietrze i zwiał do domku.... - przełknąłem ślinę - Jest do Ciebie podobny pod tym względem, że miał takiego mysiego poker face. Wiesz myszki są bardzo ekspresyjne, zwłaszcza poprzez wyraz pyska i ułożenie uszu oraz ogona. On nie zrobił dosłownie nic, cały czas był taki sam i od razu skojarzył mi się z Tobą. Nora... - zabrałem dziewczynie transporterek z rąk i odłożyłem na bok - proszę Cię nie bierz tego do siebie, ani nie obrażaj się. Na prawdę nie mam nic złego na myśli... wiem, że przesadziłem z tymi słowami, gdzie porównałem Cię do kamienia. Ale jesteś pierwszą taką osobą, która taka jest. To znaczy nie pokazuje tak uczuć... jestem przyzwyczajony raczej do dużej ekspresji i przepraszam Cię, ale nie byłem w stanie cię zrozumieć, mimo, że bardzo chciałem. Robiłem wszystko, żeby cię zrozumieć, żeby cię rozweselić i rozśmieszyć, ale wyszło jak wyszło... Przepraszam Cię z całego serca, bo jak zwykle chciałem dobrze, a wyszło źle - przełknąłem ślinę i zebrałem w sobie całą odwagę, aby podnieść wzrok i spojrzeć jej w oczy - Przez ten cały czas byłem strasznie pogubiony i załamany, że tak to się potoczyło. Nie chciałem, żeby tak wyglądała nasza relacja, tym bardziej, że naprawdę Cię polubiłem - uśmiechnąłem się lekko - Jeszcze kilka godzin temu uważałem, że jesteś obcą dziewczyną, a ja dla Ciebie jestem zwykłym randomowym kolesiem, ale pewien chłop z niemiec, w pewien sposób uświdomił mi, że jednak nie do końca jesteś dla mnie taka obca... Przede wszystkim tym, że normalnie olałbym całą sytuację, heh, a tutaj tak bardzo niemieszało to w mojej i w twojej głowie... Nora chciałem tylko powiedzieć - złapałem dziewczynę za łapki - że naprawdę Cię lubię i przepraszam za wszystko. Chciałbym też... chciałbym, żebyśmy byli przyjaciółmi. Żeby nie było tych wszystkich podchodów i obaw. Chcę normalnie, bez niczego móc do ciebie podejść, pogadać, przywitać się, spędzić czas... Nie chcę, żeby to, co było zniszczyło naszą znajomość. Zależy mi na niej...
Spuściłem głowę i wypuściłem powietrze... właściwie to całe powietrze ze mnie uszło. I tak jakoś na sercu zrobiło się troszkę lżej... Heh, jednak ten curak miał rację, że rozmowa może pomóc... Ugh, ale co teraz? Przecież, ona może powiedzieć, że absolutnie nie... A niech się dzieje, co chce! Podniosłem głowę i spojrzałem na jej twarz. Poker face... dlaczego mnie to nie dziwi? Uśmiechnąłem się i przytuliłem ją szybko i mocno, nie dając nawet zareagować.
- Jesteś dla mnie ważna - mruknąłem cicho
<Nora?>
- Spróbuj się teraz odezwać, a własnoręcznie Cię uduszę
Zmierzyłem go wzrokiem od góry do dołu i odwróciłem głowę w drugą stronę. Jak on mnie wkurza! Ma mnie za idiotę, który darłby się na korytarzu w damskim akademiku podczas godziny policyjnej? ,,Przecież sam przed chwilą ze sobą walczyłeś, żeby nie wybuchnąć.'' HEJ NO! Ale to, co innego, kiedy walczę sam ze sobą, a co innego, gdy ten parchaty szwab mi to wypomina! ,,Po prostu Cię zna idioto''. Wbiłem sobie paznokcie w udo, żeby przestać myśleć. Nagle poczułem jak Misiek łapie mnie za ramię i pcha lekko do przodu.
- Co ty robisz?! - wyrwałem się i syknąłem cicho
Ten nic nie odpowiedział tylko złapał mnie raz jeszcze i pchał do przodu. Nie pozwoliłem na takie zachowanie i znowu się wyrwałem patrząc złowrogo.
- Ches do jasnej anieli - warknął chłopak
- Co ty od***alasz? - odwarknąłem
Misiek zmroził mnie spojrzeniem i szybkim ruchem złapał za włosy. Momentalny ból sprawił, że zasyczałem dosyć głośno.
- Nie będę się z Tobą patyczkować - powiedział cicho i bardziej zacisnął dłoń, aż łzy bólu napłynęły mi do oczu. Chłopak ruszył powoli do przodu prowadząc mnie przed sobą. Szarpnąłem się lekko, ale jego żelazny uścisk skutecznie powstrzymał moje zamiary. Zacisnąłem bardziej powieki i dałem się prowadzić. W myślach zalewałem Michaela najgorszymi możliwymi przekleństwami jakie znam, w tamtym momencie miałem ochotę udusić go, poćwiartować i dać tej zasranej Immi do zjedzenia, a wszystko to zrobiłbym własnymi rękami. Misiek zaczął prowadzić mnie po schodach zdecydowanie za szybko i straciłem równowagę. Zsunąłem się ze stopni i pewnie bym upadł, gdyby nie dłoń trzymajaca mnie za włosy. Ból jaki przeszył moją czaszkę, był nie do opisania. Zajęczałem głośno i wyprostowałem się.
- Zamknij się Ches - syknął chłopak - Nie wiadomo, czy nie ma nikogo na portierni.
Przełknąłem ślinę i zamknąłem oczy. Dobra miał rację, trzeba być cicho. Już ja mu pokażę, gdzie jego miejsce! Jak on mógł wogóle tak zrobić! Dobra, może i jestem młodszy, ale to nie oznacza, że ma mnie tak traktować! To TYLKO ROK RÓŻNICY! No dobra, półtora roku... Chłopak pchnął mnie do przodu i ruszyliśmy powoli. Z każdym krokiem serce biło mi coraz szybciej. Boże matrymonialny, żeby tylko nikogo na dole nie było, bo zginiemy... Misiek puścił mnie i wychylił się lekko za róg. Spojrzał na mnie i zapytał
- Jak bardzo jesteś wkurzony?
- Zabiłbym Cię tu i teraz - warknąłem patrząc morderczym wzrokiem
Uśmiechnął się i ponownie złapał mnie za włosy. Pociągnął mocno na dół i wypchnął przed siebie. Znowu się zachwiałem i syknąłem z bólu. Na holu nikogo nie było. Automatycznie skierowałem się w stronę schodów do męskiego akademika, ale ten curak pociągnął mnie do tyłu.
- Co ty robisz?! - warknąłem patrząc na niego złowrogo
- Nie idziemy do pokoju - powiedział spokojnie - jeszcze nie teraz.
Uniosłem brwi. Co on kombinuje? Dosłownie po sekundzie pchnął mnie w stronę wyjścia. Boże, gdzie ten człowiek ma zamiar mnie wyprowadzić? Kiedy znaleźliśmy się przy drzwiach poczułem nieprzyjemny chłód. No tak... w odróżnieniu od Michaela byłem tylko w samych bokserkach i koszulce z krókim rękawkiem. Gdy chłopak otworzył drzwi i wyszliśmy na zewnątrz, w momencie, gdy lodowaty wiatr owiał moje ciało, wstrząsnęły nim dreszcze. Zatrzęsłem się i zaszczękałem zębami. Co on kombinuje... Misiek pchnął mnie mocno i poprowadził w stronę parku. Jezu... Czy... Czy on ma zamiar mnie pobić?! To nie podobne do niego, ale w sumie złapanie mnie za włosy, też było niespodziewane. UGH! Czyżbym wybitnie mocno zdenerwował tego niemca? Przełknąłem ślinę i szedłem grzecznie, a w głowie myśli zaczęły walkę ze sobą. Nagle chłopak pchnął mnie na jedną z ławek. Usiadłem szybko i zaczęłem rozmasowywać obolałą głowę. Dawno już nie zostałem tak brutalnie wytargany. Zatrząsłem się jeszcze bardziej na kontakt gołej skóry z zimnym metalem i kolejny podmuch wiatru. Podciągnąłem nogi do góry i skuliłem się na ławce. Nadal byłem cholernie wściekły na Michaela i z chęcią bym go rozszarpał.
- Ładna noc, nie? Chociaż zimno, zaraz będzie trzeba się zbierać - uśmiechnął się, siadając obok mnie
- Cholernie zimno - warknąłem szczękając zębami
- Ale jak mamy trochę czasu, może chciałbyś pogadać, co? - mówił dalej nie zwracając uwagi na moje słowa
- Absolutnie nie mam ochoty na rozmowę - syknąłem zaciskając zęby i naciągając koszulkę na kolana - Możemy już iść? Jakbyś nie zauważył jest trochę zimno, a ja mam dosyć nieodpowiedni strój - fuknąłem i zamilkłem
- Ale ja mam ochotę. I widzę, że cię to wszystko dręczy, Ches - powiedział ze stoickim spokojem
Warknąłem i wbiłem głowę w kolana. No tak, mogłem się domyślić, czego ten curak chce. Jak zwykle rozmowa rozmowa i rozmowa. Jakby to był niewiadomo jaki złoty środek na wszystko. NIE NIE JEST! Jakby nie mógł zrozumieć, że nieraz nawet ja nie mam ochoty rozmawiać i chcę, żeby mnie zostawiono w spkoju. Ostatniego czasu stał się nad wyraz upierdliwy, jak taki rzep u psiego ogona. Niczym karaluch, którego najlepiej zgnieść i się pozbyć.
- Ches... naprawdę chcesz to tak ciągnąć? Duszenie tego w sobie tylko cię wykończy... - dodał po chwili
Odburknąłem i odwróciłem głowę w drugą stronę. TAK mam zamiar to tak ciągnąć! Nie będę z Tobą o niczym rozmawiał! To nie jest twoja sprawa, mógłbyś w końcu przestać wciskać nos w nie swoje sprawy. Zająłbyś się własną dupą i nie mieszał w moim życiu. Ono świetnie samo się ułoży, zwłaszcza bez twojej pomocy. Czy tak ciężko Ci zrozumieć, że w tym momencie z chęcią bym Cię zabił i to bez mrugnięcia okiem? Nienawidzę Cię.
- Brat, na litość... co się tak właściwie dzieje? Co z Norą, z tobą? - powiedział ostrym tonem, złapał mnie za ramiona i szarpnął. Nasz wzrok skrzyżował się na chwilę - Daj sobie pomóc, proszę cię...
Wyszarpnąłem się i wróciłem do wcześniejszej pozycji. Burknąłem na niego i kilka razy walnąłem czołem w kolana. Co on sobie myśli? Że tak mu wszystko po prostu bez niczego powiem? Jak sam nie mam pojęcia, co jest nie tak... Pierwszy raz się tak fatalnie czuję i nie wiem, co robić. Naprawdę nie mam pojęcia... Poczułem dziwne ukłucie na wysokości splotu słonecznego. Nie... błagam... tylko nie to...
- Nie zasznurujesz sobie ust na wieczność, dobrze wiesz. Ches...
Błagam zamknij się, nie mów nic. Zacisnąłem z całej siły powieki i próbowałem powstrzymać te straszne uczucie napierającego żalu. Te które rozrywa od środka, sprawia, ze powoli człowiek staje się bezsilny... te rozchodzące się zimno, niemoc... Błagam nieeeeee, nie nie nie nie nie! Wbiłem paznokcie w piszczele i próbowałem powstrzymać wszystko. Nie mogę dopuścić do tego... nie mogę...
- Czesiek, nie możesz brać wszystkiego na siebie, dobrze o tym wiesz. A jak nie, to zaraz ci to wytarmoszę z tego łba...
Przełknąłem ślinę i zamrugałem kilka razy. Żal napierał coraz bardziej. Zacisnąłem powieki jeszcze mocniej i rozpłaszczyłem czoło na kolanach. Już z tym nie wygram... Przecież ja zginę... Może by tak uciec? Dam radę? W tym momencie ścisnęło mi tak mocno wnętrzności, że aż się wzdrygnąłem. Nie, proszę. Dasz radę Ches, dasz radę!
- Brat...?
Jedno słowo. Wystarczyło jedno słowo... dosłownie jedno słowo, aby żelazny zamek puścił. Z oczu popłynęły mi łzy, w gardle stanęła wielka gula... Przełknąłem ślinę. W ustach zrobiło mi się momentalnie sucho.
- Ches...?
Do jeszcze większego potoku łez dołączyły te słynne wstrząsy. A więc to koniec. Idziemy na całego. Jezu dlaczego... dlaczego tak się musiało stać? Przecież ja nie będę miał teraz życia... Już nie mam, a co dopiero po tym jak się rozejdzie, że się poryczałem... Boże Ches idioto!
Nagle poczułem dotyk ciepłej ręki Michaela na ramieniu. Dłoń delikatnie się zacisnęła, a nastepnie poklepała mnie kilka razy. Ech... ten moment, gdy tak bardzo potrzebujesz czyjegoś dotyku, jakiegkolwiek kontaktu i go dostajesz. Warga mi zadrżała, a z oczu popłynęło jeszcze więcej łez. Nie rób tego...
- Hej... już wszystko w porządku...
No i koniec. Rzuciłem się do przodu i przytuliłem Michaela z całej siły wciskając twarz w jego koszulkę. Zginę za to, zabiją mnie, zakopią żywcem... ale musiałem. Po prostu musiałem. Ściskałem mocno chłopaka, a moim ciałem wstrząsał niemy szloch. Nagle dłoń Michaela znalazła się na moich plecach i delikatnie poklepała. Zacisnąłem pięści na jego koszulce i jeszcze bardziej wcisnąłem twarz w koszulkę.
- Bro... - mruknąłem cicho - ja... ja się pogubiłem...
- Wiem Ches, wiem - poklepał mnie - Ale jestem tutaj, po to, żeby Ci pomóc. Tylko musisz mi powiedzieć, co się dzieje...
- Bro... ale... ja właśnie... nie wiem co się dzieje - mówiłem cicho dalej wstrząsany spazmami płaczu - gdybym wiedział... gdybym tylko wiedział...
- Już spokojnie - powiedział ze stoickim spokojem Michael - Od początku, jak w ogóle do tego doszło Ches... w czym jest problem? Brat, ty ostatnio tak strasznie się zmieniłeś, że nie jestem w stanie Cię poznać.
- Prominte - mruknąłem - prominte...
- Nie przepraszaj tylko mów, kiedy to się zaczęło i co...
- Pamiętasz jak zaprosiłem Norę na trening? - zacząłem powoli
- Yhyyym
- I pamiętasz jak nazwałem ją kamieniem? Że nie ma żadnych uczuć?
- Och... tak, pamiętam - pokiwał lekko głową
- No właśnie - westchnąłem - od tego się zaczęło... od tego poker face... nie byłem w stanie odczytać z niej nic. Nie byłem w stanie zrozumieć, co czuje. Czy jest szczęśliwa, czy jest smutna... nie wiedziałem jak się przy niej zachować. Zacząłem się gubić i mieszać... Nie miałem pojęcia, co robić... narobiłem tyle gaf i błędów, tylko dlatego, że chciałem, żeby było trochę inaczej. Robiłem wszystko, żeby się uśmiechnęła, żeby pokazała na tej twarzy cokolwiek innego niż poker face... Ale wyszło wręcz odwrotnie... Wszystko zjebałem.... Obraziłem ją tyle razy, zadałem jej ból... bro... zjebałem...
- Brat... wiesz, myślę, że dziwnym byłoby, jakbyś tego nie próbował, prawda? Cóż, niektórzy ludzie po prostu nie pokazują uczuć. Jedni żadnych, inni zasłaniają się tymi pozytywnymi, by ukryć negatywne... każdy ma swój sposób obrony. Ale bywa często tak, że z czasem uczymy się odczytać wiele emocji nawet z poker face, patrzeć po tych drobnych gestach, niewidzialnych na pierwszy rzut oka. Myślę, że Nora doceniała twoje starania, hmm... ale musicie porozmawiać. Porządnie, długo, żeby wszystko sobie wyjaśnić. Poker face nie sprawia, że ludzie są z kamienia, ale... zjebałbyś, jakbyś się teraz poddał. A tego nie zrobisz, mam rację?
- Broo.... znowu mam rozmawiać? - przełknałem ślinę
- Tak, znowu. Brat, takie początki są trudne... ale potem będzie już dużo lepiej, musicie tylko wszystko... ogarnąć. - chłopak zrobił nacisk na ostatnim słowie
- ale dlaczego rozmawiać... przecież nie podejdę nie niej i nie powiem ,,hej Nora, masz twarz z kamienia i nie masz uczuć, nie rozumiem Cię'', a nie przepraszam... raz już to zrobiłem... - zacisnąłem mocno powieki
- Zrobiłeś, owszem. Ale pierwszą część możesz zachować i się przywitać. A rozpamiętywanie tego nic ci już nie da, Ches
- Nie rozumiem bro - pokręciłem głową na boki
- Zagadaj do niej, tak zwyczajnie, spróbuj powiedzieć jej to, co byś chciał, co ci ciąży. Na spokojnie, jak oboje trochę ochłoniecie, zbyt wiele emocji wam tu nie pomoże.
- bro, ale jak ty to sobie wyobrażasz? To jest zupełnie obca dziewczyna. Co ty myślisz, że ona chce wysłuchiwać jakiegoś tam randomowego chłopaka? To tak jakby do ciebie podeszła obca dziewczyna i zaczęła się, żalić, że twoja twarz jest zjebana... Nie ma szans, żebym tak zrobił... Po za tym wątpię, żeby chciała ze mną utrzymać jakikolwiek bliższy kontakt po tym wszystkim... a ona, ona jest po prostu inna.
- Brat, gdyby to była tylko obca dziewczyna, wątpię, abyś się tak przejmował. Nie przestaniesz się zadręczać, dopóki choć nie spróbujesz, im szybciej, tym lepiej.
- Ale to jest obca dziewczyna! Właśnie to jest obca dziewczyna... Dlatego się tak pogubiłem... Dlaczego tak się dzieje, skoro to tylko obca dziewczyna?! - zacisnąłem mocno powieki i usta... właśnie w tym był problem. To tylko obca dziewczyna...
- Ches, o obcej dziewczynie nie myśli się tyle czasu. Nie zamartwia się na śmierć przez parę słów, uwierz. To jest Nora. A dlaczego... - puknął mnie lekko w czoło - na to odpowiedzieć sobie będziesz musiał sam
- Czy ty mi coś insynuujesz? - spojrzałem na niego podejrzliwie
- Póki co, insynuować to ja ci mogę porządną rozmowę - uśmiechnął się szeroko
- to jak już jesteś taki mądry, to ułóż mi tę rozmowę, żebym tego bardziej nie popsuł prychnąłem - ... i jak mam sobie sam odpowiedzieć?
- Brat, i co wtedy? Pójdziesz do niej i odstawisz scenkę według podanego scenariusza? Nie popsujesz tego bardziej, musisz tylko ochłonąć i przestać się tak nakręcać. Powiedz jej to możliwie prosto, co chcesz. Poszukaj. Może nie dziś, nie jutro, ale sobie w końcu odpowiesz!
- Według scenariusza byłoby najprościej - mruknąłem - Ech... dobra spróbuję... a, co jeśli nie będzie chciała ze mną rozmawiać? Nie będzie chciała mieć nic wspólnego? Jej... bro... to jest przerażające... normalnie bym się czymś takim nie przejmował.... bro... bro, co się ze mną dzieje? - przełknąłem łzy, które spływały mi do gardła.
- Najprościej nie znaczy najlepiej, dobrze wiesz. Ches, Nora nie zatrzaśnie ci drzwi przed nosem, tak? Brat - przytulił mnie lekko - martwisz się. Denerwujesz. Boisz. Ona nie jest dla ciebie obcą osobą, dobrze to wiesz, musisz tylko się przyznać. Przede wszystkim przed sobą samym.
Zacisnąłem powieki i wtuliłem się w Miśka. Może i ma rację... może i muszę to sobie jeszcze raz przemyśleć...
- Wracajmy, co? Zaziębisz się jeszcze - powiedział klepiąc mnie po plecach
- Uhum... - mruknąłem odsuwając się lekko - Bro... ta rozmowa... to wszystko... zostanie między nami, prawda?
- Huh? Jasne, brat, nie martw się - położył swoją dłoń na moim ramieniu - masz to jak w banku.
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i ruszyłem z Miśkiem w stronę pokoju.
~~~~
Powoli zacząłem się wybudzać słysząc Miśka krzątającego się po pokoju. Otworzyłem lekko jedno oko i obserwowałem go uważnie. Chłopak pakował różne rzeczy do plecaka.
- Która godzina? - mruknąłem przecierając oczy
- Och, dzień dobry - uśmiechnął się - Za dwadzieścia minut zaczynają się lekcje
- Uhuuuum....
- Rozumiem, że nie idziesz? - spojrzał uważnie
- Dokładnie - przeciągnąłem się i naciągnąłem kołdrę na głowę - Dlaczego tutaj jest tak zimnooo?
- Zimno? - Misiek uniósł brew - Brat, jest z 18 stopni, po prostu przemarzłeś... i absolutnie mnie to nie dziwi. Kto normalny lata całe życie w bokserkach i krótkim rękawku.
- Uch nie maruuuuudź - ziewnąłem - po prostu mi gorąco...
- Taaaa, a potem mi jęczysz, że Ci zimno w dupkę - pokiwał głową - Zrób sobie ciepłą herbatę, ubierz coś na siebie i owiń się szczelnie kołdrą. Możesz też wziąć Immi, z chęcią Cię ogrzeje.
Na te słowa kotka zamiauczała i machnęła ogonem. Mruknąłem głośno i zakryłem całą głowę kołdrą
- Nie ma mowy, nie tknę jej - powiedziałem - Ale faktycznie zrobię sobie herbatę... i chyba się przejdę.
- Tylko się nie rozchoruj Ches - powiedział podciągając spodnie - Chociaż nie zdziwiłbym się, gdybyś po wczorajszym rozłożył się na dobre, przepraszam Cię, ale musiałem to w końcu z Ciebie wyciągnąć. Ach i przynajmniej po tym spałeś jak dziecko.
- Taaaaa, nawet nie pamiętam momentu, kiedy wróciliśmy do pokoju - mruknąłem pocierając podbródek - Byłem wykończony.
- Wiem brat, wiem - powiedział i złapał za plecak - Dobra, ja będę uciekał, bo czas goni. Czyżby ten twój spacerek miał się odbyć do pokoju 189 w damskiej części akademika?
- Mmmm raczej nie... ale może później... kto wie
- To w takim razie - uśmiechnął się szeroko - życzę powodzenia i dam Ci znać, czy Nora jest na lekcjach.
- Uhuum - ziewnąłem i przeciągnąłem się - dzięki bro.
- To zmykam, trzymaj się! - wraz z tymi słowami zniknął w drzwiach
Powoli podniosłem się do góry i rozejrzałem dookoła. W sumie niewiele tutaj się zmieniło odkąd z powrotem zamieszkaliśmy w tym pokoju. Jedyne co to zniknęła moja piękna kanapa, nad czym bardzo ubolewam... Spojrzałem na kotkę, które wylegiwała się na parapecie.
- Immi i co ja mam zrobić?
Kotka słysząc swoje imię postawiła uszy i utkwiła we mnie oczy. Uśmiechnąłem się słabo i wstałem powoli. Huh, podłoga była ciepła. Co oznacza, że moje stopy muszą być strasznie lodowate. Podrapałem się po pośladku i ruszyłem w stronę czajnika. Zdecydowanie gorąca herbata to dobry pomysł. Szybko uwinąłem się z przygotowaniem jej i po jeszcze szybszym wypiciu zacząłem ubierać się do wyjścia. Nagle mój telefon zawibrował. Podszedłem do niego i na ekranie ujrzałem wykrzywioną twarz Miśka. Uśmiechnałem się na samo wspomnienie powstania tego zdjęcia i wyświetliłem wiadomość.
<W szkole jej nie ma. Trzymam kciuki... i nie spiesz się>
Taaaaaaa misiek zawsze wiedział, co powiedzieć. Dla niego to wszystko było takie proste i jasne. A w rzeczywistości było wręcz przeciwnie. Złapałem za kurtkę i narzuciłem szybko na siebie. Zgarnąłem tylko telefon i wyszedłem. Cóż, chyba dzisiaj poszwędamy się trochę po mieście. Ledwo wyszedłem z budynku, a już uderzył we mnie lodowaty wiatr. No tak, w końcu pogoda zaczęła się psuć... lato umiera, nadzieji czas... Wstrząsnąłem głową odganiając słowa piosenki. Wsadziłem dłonie w kieszenie i ruszyłem przed siebie. Szedłem bardzo szybko, wręcz biegłem. Chciałem jak najszybciej znaleźć się z dala od tego miejsca. Poczuć swobodę, znaleźć się w innym towarzystwie i atmosferze... uciec. Po kilku minutach szybkiego marszu w końcu dotarłem na obrzeża miasta. Wokół było pełno zabieganych i zamyślonych ludzi, każdy zmierzał w swoją stronę nie zwracając uwagi na innych. Idealnie. Powoli wmieszałem się w tłum i ruszyłem z prądem wzdłuż głównej ulicy. Przypatrywałem się różnym wystawom sklepowym. Były wśród nich takie, które zlewały się z otoczeniem, ale były też takie, które już z daleka krzyczały ,,podejdź i zobacz mnie!''. Każdą z nich oglądałem dosyć pobieżnie. W tym momencie przypomniały mi się czasy, gdy mieszkając jeszcze w Czechach przechadzałem się uliczkami Prahy i oglądałem kolorowe wystawy. Były tam wystawy z marionetkami, antykwariaty, pamiątki dla turystów i fabryka czekolady. Ach ta ostatnia była najlepsza ze wszystkich. Codziennie były na niej inne czekoladowe figurki, a gdy wchodziło się do środka można było przez szybę popatrzeć jak ludzie ręcznie robią tę czekoladę... to się chyba nazywało... manufaktura? Ech jakoś tak. Tego brakuje mi w tym mieście, tego spokoju, takich tradycyjnych rzeczy. Tutaj wszystko jest neonowe, błyszczące, krzyczące i pstrokate. Nowoczesność... pełno sklepów z ciuchami, w których ceny i styl są zabójcze, pełno gastronomii... a, żeby znaleźć jakąś księgarnię, albo spokojniejsze miejsce to trzeba się nieraz naszukać godzinami. Przechodziłem, akurat obok bramy między sklepem muzycznym, a jakimś z ciuchami, gdy dostrzegłem mały szyldzik, przyczepiony do ściany. ,,Sklep zoologiczny''. Wow, nie wiedziałem, że jest tutaj zoolog. Przygryzłem wargę i powoli wszedłem w głąb podwórza. Sklep był wciśnięty między zaplecza jakiś sklepów. Fatalna miejscówka... bardzo fatalna... Powoli pchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Do mojego nosa od razu trafił charakterystyczny zapach trocin i ziarna.
- Dzień dobry - powiedziałem cicho zamykając drzwi
- Dzień dobry - spomiędzy regałów wyłonił się sprzedawca - Czy mogę w czymś pomóc?
- Na razie nie - uśmiechnąłem się - Przyszedłem się rozejrzeć.
- W razie czego proszę śmiał wołać - odwzajemnił uśmiech.
Skinąłem głową i wszedłem pomiędzy regały. Były tutaj głównie zabawki dla psów i kotów. Worki z karmą, trociny, więcej karmy, jakieś klatki i pozostałe akcesoria... Wtedy dojrzałem to po co tutaj przyszedłem. Powoli podszedłem do części ze zwięrzętami. W akwariach pływało pełno różnokolorowych rybek. Rzuciłem na nie okiem i przeszedłem dalej. W oczy od razu rzuciła się wielka klatka z papugą stojąca w rogu. Ptak łypał na mnie okiem. Uśmiechnąłem się do niego i przeniosłem wzrok na terraria. Były tak różne chomiki, króliki, świnki morskie, szynszyle... nawet szczury. I w końcu je dojrzałem. Myszki. Przykucnąłem przy nich i zacząłem obserwować z uśmiechem na twarzy. Kocham te małe gryzonie. W dzieciństwie miałem kilka myszek. To naprawdę kochane zwierzaki, gdy zapewni im się odpowiednio dużo uwagi, czasu i cierpliwości. W klatce znajdowało się około osiem gryzoni. Przyglądałem się każdemu z nich. Cały czarny myszek podszedł do prętów i wcisnął między nie pyszczek. Jego nos intensywnie pracował. Przystawiłem delikatnie palec, a myszor uważnie go obwąchał i lekko dziabnął. Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem na podłogę. Szybko dojrzałem samotne ziarno, podniosłem je i przystawiłem pod nos zwierzaka. Ten szybko je zgarnął i uciekł na drugi koniec klatki pałaszując zdobycz. Zaśmiałem się lekko i przeniosłem wzrok na białą myszkę, która biegała w kołowrotku. Miała czerwone oczy, znaczy laboratoryjny albinos. Pod kołowrotkiem spała brązowa mysza, która nie zwracała kompletnie uwagi na to, że jest cały czas trzepana w ucho. Ta to musi mieć sen... Następnie przyjrzałem się dwóm identycznym myszkom, które były całe białe w łatki. Jedna miała brązowe, a druga czarne. Obie spały wtulone w siebie. Tuż obok nich siedział kolejny czarny myszor obgryzający rolkę po papierze toaletowym... mmm te czarnuchy to straszne głodomory. W końcu przeniosłem wzrok na rudego myszora, który latał po całej klatce, od jednej myszy, do drugiej. Mmmm wygląda zupełnie jak Fawn. Wchodził na kółko, pobiegał chwilę i zaraz biegł na drugi koniec klatki, by po chwili znaleźć się na dachu domku. Heh, ten to musi mieć ADHD. Rudzielec podleciał do myszy śpiącej pod kołowrotkiem. I nagle dziabnął ją w ogon. Myszor zerwał się ze snu i ruszył na rudego. Ten zaczął zwiewać z piskiem i wleciał do domku. Obudzony myszor wleciał za nim i dało się słyszeć tylko piski. Ech dostaje teraz wpierdziel... Nagle brązowy myszor wyleciał z domku, a tuż za nim wyłoniła się szara mysz. Była bardzo piękna, miała ładne lśniące futerko i zielone oczy... Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem jej się uważniej... przecież to Silver Fox... Ale... skąd by tutaj wzięła się rasowa mysz? Chociaż w sumie, jest tutaj też albinos... i dove...
- Przepraszam bardzo - zwróciłem się do sprzedawcy
- Tak? - podszedł szybko do mnie
- Skąd są te myszki proszę pana
- To są adopciaki fundacyjne
- Adopciaki? - spojrzałem na niego
- Tak, te wszystkie zwierzęta, które są u nas, są do adopcji, trafiły do nas z różnych ciężkich warunków, albo po prostu oddane przez właścicieli.
- Och - spojrzałem z powrotem na myszki - A skąd jest ten Silver Fox?
- Który? - sprzedawca najwidoczniej nie miał pojęcia, o której myszy mówię
- Ta szara z białym brzuchem
- On trafił do nas razem z tym rudym i dwoma czarnym. Ktoś zostawił je w pociągi zapakowane w karton.
- Rozumiem, że to są same samce? - spojrzałem na niego uważnie
- Tak, same samce.
Jeszcze raz spojrzałem na szarego myszora, który przeciągał się na środku klatki i trzepnął uszami, a po chwili zaczął myć pyszczek. Nasze spojrzenia na chwilę się spotkały. Chłopak stanął na czterech łapach i wysunął głowę do przodu wąchając powietrze. Szybko zwiał do domku i wystawił tylko nosem obserwując mnie uważnie. Był taki... strasznie przypominał mi jedną osobę. Nic nie świadczyło, że nagle ucieknie... taki mysi poker face.
- Co trzeba zrobić, żeby zaadoptować myszora? - zapytałem przenosząc wzrok na sprzedawcę
- Trzeba być pełnoletnim i podpisać papiery adopcyjne.
- Świetnie, można u państwa płacić kartą? - zapytałem szybko
- Oczywiście
- W takim razie wezmę jeszcze cały ekwipunek, to znaczy, klatkę, poidełko, miseczkę, domek, kołowrotek, jakąś kłodę, kładkę, drabinkę, tunel, kolbę, ziarna iiii trociny.
Sprzedawca uśmiechnął się i zaczęliśmy wspólnie wybierać akcesoria. Gdy wszystko było już gotowe podeszliśmy do kasy i zapłaciłem. Mój portfel troszkę zapłakał... ale było warto!
- Rozumiem, że mam przygotować papiery adopcyjne?
- Dokładnie - uśmiechnąłem się szeroko
- Którego pan bierze?
- Silver Foxa - powiedziałem kierując się w stronę klatki. Sprzedawca ruszył za mną z przygotowanym transporterkiem wypełnionym do połowy trocinami. Postawił go na podłodze i otworzył drzwiczki. Myszy na ten dźwięk bacznie postawiły uszy. Część z nich zwiała jak najdalej od ręki, a część wąchała powietrze. Facet podniósł domek i złapał Silvera. Myszor wyrywał się i piszczał. Szybko wstawił go do transporterka. Ja za to wbiłem wzrok w fawna, który przez cały czas uważnie patrzył jak zabierają jego obrońcę... Było widać, że to młoda myszka... mógł nie mieć nawet miesiąca...
- Tego rudego też pan weźmie - westchnąłem i w myślach skarciłem się za miękkie serce.
Z rudzielcem poszło gładko, dopiero będąc w transporterku zdał sobie sprawę, że go wyciągnięto. Szybko stanął na tylnych łapkach i wąchał powietrze. Sprzedawca zamknął wieczko i wróciliśmy do kasy, aby dokończyć formalności. Całe szczęście, że udało się znaleźć składaną klatkę, bo dziwnie bym wyglądał wchodząc do akademika z takim obłożeniem...
- To wszystko, dziękuję bardzo i życzę powodzenia - uśmiechnął się sprzedawca po złożeniu ostatniego podpisu
- Również dziękuję i do zobaczenia - wyszerzyłem się i zgarnąłem w jedną rękę torbę z zakupami, a w drugą transporterek
Wyszedłem ze sklepu i od razu podniosłem go na poziom oczu. Silver siedział wciśnięty w róg, dalej ze swoim poker facem, a fawn z zainteresowaniem wyglądał przez dziurki.
- Nooo myszki, to teraz zaczynacie nowe życie - powiedziałem - ech... tylko, co ja z wami zrobię... U mnie nie będziecie miały szans z tych przeklętym kotem. Módlmy się, żeby ta dziewczyna miała chodź trochę serca i przyjęła was do siebie... a jak nie, to będę mieszkał razem z wami na korytarzu
Uśmiechnąłem się sam do siebie i ruszyłem dziarsko do akademika.
~~~
Jezu Ches... kupiłeś myszy! I chcesz je teraz wcisnąć obcej dziewczynie! ,,Ona wcale nie jest obca... to Nora'' JEST OBCA! Jesteś dla niej randomem! ,,EJ! PRZESTAŃ!'' Skarciłem sam siebie. KONIEC TEGO! Ches przestajesz natychmiast myśleć i wymyślać scenariusze. Będzie dobrze. Misiek ma rację. To nie jest jakaś tam obca dziewczyna! To Nora! Moja Nora, koleżanka z klasy, która namieszała mi w głowie... i nie uciekniemy od tego. Przecież po wczorajszej rozmowie było wszystko okej, nawet się uśmiechnęła... było... było pięknie. Zdecydowanie nie była obcą dziewczyną... Uśmiechnąłem się pod nosem. Będzie dobrze. Wziąłem głęboki wdech wchodząc po schodach do damskiej części akademika. Aż przypomniała mi się scenaa z Harrego Pottera, gdzie w momencie, gdy chłopcy wchodzili po schodach do żeńskiego skrzydła, to te robiły się płaskie i sprawiały, że zjeżdżało się na dół. Całe szczęście, że u nas tak się nie dzieje. Dobiłem na pierwsze piętro i ruszyłem w stronę pokoju nr 189. Dałem sobie motywacyjnego kopa w myślach i wypiąłem pierś do przodu. Będzie dobrze. Spojrzałem na myszki... zdecydowanie będzie dobrze! Postawiłem je i worek z akcesoriami dwa metry od drzwi i podszedłem do nich pukając delikatnie. Odpowiedziała mi cisza. Zapukałem raz jeszcze. Bez zmian. Przygryzłem wargę i wyciągnąłem telefon. Wszedłem na twarzową książkę i wybrałem Norę, była dostępna. Nieee no musis siedzieć w pokoju. Zapukałem zdecydowanie i mocno. W tym momencie drzwi lekko się uchyliły i dojrzałem zaspaną i potarganą dziewczynę. Uśmiechnąłem się szeroko na ten widok
- Dzień dobry! - powiedziałem radośnie - Przepraszam, że Panią budzę...
- Która godzina? - zapytała zaspana
- Emmm jest jedenasta...
- Och - potarła dłonią oczy - Jeśli przyszedłeś po mnie, żebym poszła na lekcje to nie licz na to.
- Nie nie spokojnie - powiedziałem szybko - Też nie mam zamiaru na nie iść.. przyszedłem do Ciebie...
Dziewczyna zmarszczyła czoło i spojrzała na mnie uważnie.
- Czy... mogę wejść? - zapytałem uśmiechając się lekko
- Uhum - otworzyła szerzej drzwi i wpuściła mnie do środka
Wszedłem i ściągnąłem kurtkę.
- Jej, ale masz tutaj gorąco!
- Byłeś na dworze? - zapytała zaspana
- Owszem, jest strasznie zimno - mruknąłem - byłem się przejść i nooooo hehehe
Dziewczyna uniosła brwi.
- Lubisz zwierzęta? - zapytałem szybko
- Hę? - spytała zbita z tropu
- No bo... - zarumieniłem się lekko - Poczekaj sekundę.
Wyszedłem szybko na korytarz i złapałem za worek z akcesoriami. Wróciłem postawiłem, go pod ścianą i poszedłem po transporterek. Wszedłem powoli trzymając myszki na wysokości klatki. Nora patrzyła... (ech poker face) i nie odezwała się, ani słowem. Wszedłem powoli do środka i usiadłem na brzegu łóżka.
- Poszedłem się przejść do miasta i trafiłem do zoologicznego - zacząłem - A tam były myszki do adpocji... i po prostu... zacząłem je obserwować i... - przygryzłem wargę i wykrztusiłem szybko - jeden z nich był cholernie do Ciebie podobny i po prostu nie mogłem go tam zostawić. Tego drugiego też nie mogłem zostawić, bo to był jego obrońca i tak patrzył, gdy sprzedawca go wyciągał i on jest młody, i by dostał wpierdziel i no po prostu - zacisnąłem powieki
Poczułem nagle jak Nora siada obok mnie. Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią. Dziewczyna złapała za transporterek i podniosła na wysokość oczu. Przyjrzała się myszorom.
- Rudy - mruknęła cicho
- To jest Fawn - powiedziałem, na co uniosła brew - taka rasa myszy, kolor płowy, potocznie rudy, ma czarne oczy lub albiniczne, czyli czerwone. Ten drugi to jest Silver Fox, czyli srebrny lis, jest podobny do Blue Foxa, ale jest rzadszą odmianą, bo blue ma oczy czarne, a silver ma zielone... często jest nazywany szmaragdową myszą - uśmiechnąłem się lekko
- Który jest podobny do mnie? - zapytała dalej przypatrując się myszom. Fawn zaczął w tym momencie obgryzać pręty
- Silver... jesteście bardzo podobni - uśmiechnąłem się lekko
Dziewczyna przeniosła wzrok na mnie. Taaaak to było bardzo wymnowne spojrzenie, mówiące, żebym kontynuował dalej. Westchnąłem głośno i zacząłem.
- To było tak, że najpierw obserwowałem rudego. Latał po całej klatce, nagle ugryzł inną śpiącą mysz w ogon i tamten zapędził go do domku i spuścił wpierdziel. Ale nagle ten agresor został przepędzony przez silvera, a rudy siedział dalej w domku. Silver wyszedł na zewnątrz, zaczął się przeciągać i ogólnie zaczął się myć. Potem mnie zobaczył, wyciągnął się, powąchał powietrze i zwiał do domku.... - przełknąłem ślinę - Jest do Ciebie podobny pod tym względem, że miał takiego mysiego poker face. Wiesz myszki są bardzo ekspresyjne, zwłaszcza poprzez wyraz pyska i ułożenie uszu oraz ogona. On nie zrobił dosłownie nic, cały czas był taki sam i od razu skojarzył mi się z Tobą. Nora... - zabrałem dziewczynie transporterek z rąk i odłożyłem na bok - proszę Cię nie bierz tego do siebie, ani nie obrażaj się. Na prawdę nie mam nic złego na myśli... wiem, że przesadziłem z tymi słowami, gdzie porównałem Cię do kamienia. Ale jesteś pierwszą taką osobą, która taka jest. To znaczy nie pokazuje tak uczuć... jestem przyzwyczajony raczej do dużej ekspresji i przepraszam Cię, ale nie byłem w stanie cię zrozumieć, mimo, że bardzo chciałem. Robiłem wszystko, żeby cię zrozumieć, żeby cię rozweselić i rozśmieszyć, ale wyszło jak wyszło... Przepraszam Cię z całego serca, bo jak zwykle chciałem dobrze, a wyszło źle - przełknąłem ślinę i zebrałem w sobie całą odwagę, aby podnieść wzrok i spojrzeć jej w oczy - Przez ten cały czas byłem strasznie pogubiony i załamany, że tak to się potoczyło. Nie chciałem, żeby tak wyglądała nasza relacja, tym bardziej, że naprawdę Cię polubiłem - uśmiechnąłem się lekko - Jeszcze kilka godzin temu uważałem, że jesteś obcą dziewczyną, a ja dla Ciebie jestem zwykłym randomowym kolesiem, ale pewien chłop z niemiec, w pewien sposób uświdomił mi, że jednak nie do końca jesteś dla mnie taka obca... Przede wszystkim tym, że normalnie olałbym całą sytuację, heh, a tutaj tak bardzo niemieszało to w mojej i w twojej głowie... Nora chciałem tylko powiedzieć - złapałem dziewczynę za łapki - że naprawdę Cię lubię i przepraszam za wszystko. Chciałbym też... chciałbym, żebyśmy byli przyjaciółmi. Żeby nie było tych wszystkich podchodów i obaw. Chcę normalnie, bez niczego móc do ciebie podejść, pogadać, przywitać się, spędzić czas... Nie chcę, żeby to, co było zniszczyło naszą znajomość. Zależy mi na niej...
Spuściłem głowę i wypuściłem powietrze... właściwie to całe powietrze ze mnie uszło. I tak jakoś na sercu zrobiło się troszkę lżej... Heh, jednak ten curak miał rację, że rozmowa może pomóc... Ugh, ale co teraz? Przecież, ona może powiedzieć, że absolutnie nie... A niech się dzieje, co chce! Podniosłem głowę i spojrzałem na jej twarz. Poker face... dlaczego mnie to nie dziwi? Uśmiechnąłem się i przytuliłem ją szybko i mocno, nie dając nawet zareagować.
- Jesteś dla mnie ważna - mruknąłem cicho
<Nora?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz