Zegar wiszący tuż nad moim łóżkiem tykał cicho, powolnie oznajmując upływ czasu. Godzina piąta nad ranem wyraźnie dawała o sobie znać, jednak specjalnie się tym nie przejmowałem. Siedząc teraz na łóżku, wciąż nie zmrużywszy oka, wpatrywałem się w tysiące momentów uchwyconych na małych skrawkach papieru fotograficznego rozmieszczonych równomiernie na ścianie tuż przede mną. Prawdę mówiąc nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Została mi godzina i piętnaście minut do usłyszenia tego dobrze znanego, jak i równie irytującego dźwięku budzika. Jednak jednocześnie nie chciałem odrywać wzroku od niemalże hipnotyzujących krajobrazów oraz drobnych wspomnień z mojego nijakiego dzieciństwa. Na samą myśl uśmiechnąłem się słabo przypominając sobie przy tym jakby zamglony wizerunek matki, z którą nadal nie mam pojęcia co się stało. Czyżby było coś o czym nie miałem pojęcia, a ona udawał, że nic się nie dzieje? A może moje myśli sprzed paru lat faktycznie były trafne? Albo po prostu to ja za dużo myślę, a ona po prostu miała dość życia w taki sposób jaki żyła. Głęboko wzdychając przetarłem oczy, które nie przestawały się kleić i wręcz zmuszając samego siebie odwróciłem wzrok od zdjęć. Kątem oka zahaczyłem o wspólne ujęcie z moją matką, jednak szybko zgasiłem lampkę stojącą na stoliku nocnym powodując, że jego pokój znalazł się w półmroku. Starając się odgonić kłębiące się w moim umyśle pytania dotyczące mojej matki, szybko ułożyłem się na łóżku i całkowicie zakryłem pościelą. Jednakże moja senność zaskakująco szybko odeszła, co znacznie utrudniło mi życie. Starałem się jak mogłem, aby uzyskać choć trochę snu, jednak zwykłe liczenie skaczących przez płotek baranów czy muzyka klasyczna, która w zwyczaju miała mi pomagać w zaśnięciu, to teraz wraz z pierwszą metodą stanowczo zawiodła. Przewracając się z boku na bok, przy okazji wypędzając kota z pokoju, w końcu poddałem się i wlepiłem wzrok w sufit, który teraz wyglądał naprawdę interesująco. Śnieżnobiały sufit… Może dałoby się napisać o tym jakiś amatorski wierszyk, gdzie podziwiałoby się piękno sufitu… Czy ja naprawdę myślę o wierszu o suficie? Czyżbym był aż tak zmęczony? Wzdychając cicho sam do siebie ponownie ułożyłem się na bok, tym razem starając się wyciszyć i nie myśleć o kompletnej nicości.
Ku mojemu zaskoczeniu ta metoda faktycznie zadziałała, bo po godzinie odezwał się budzik, który głośną muzyką, której nigdy nie powinienem był ustawić jako dźwięk do budzenia mnie, że pora już wstawać oraz lepiej żebym się nie obijał, bo człowiek od matematyki pożre mnie żywcem. Leniwie schodząc z łóżka i o mało nie potykając się o własny dywan, założyłem okulary, które spokojnie leżały na szafce. Ziewając przeciągle ostatni raz rzuciłem okiem na ścianę, po czym wolnym krokiem ruszyłem w kierunku kuchni, aby przygotować sobie napój dający energię prosto z Tartaru, z którym tak bardzo nie przepadałem. Zanim jednak tam doszedłem, dostrzegłem jak Junsu bawi się czymś białym przy drzwiach frontowych. Szybko zorientowałem się, że są to koperty. Chcąc nie chcąc pozwoliłem zmęczonym nogom ponieść mnie pod drzwi, abym w końcu mógł dostrzec jakim listem kot bawi się tym razem. Ten szybko znudził się swoim obecnym zajęciem, więc kiedy tylko chciałem wziąć przedmioty do ręki, dachowiec już leżał plackiem na podłodze, raczej z brakiem zamiaru podniesienia się w najbliższym czasie. Dokładnie badając koperty szybko zorientowałem się, że są to zwykłe rachunki, które znowu będą niemożliwie wysokie. Moją uwagę przykuła jednak koperta, gdzie pismo, które zostało użyte do podpisania adresu oraz adresata było niezwykle niedbałe. Od razu poznałem, że są to bazgroły nikogo innego, jak mojego własnego ojca. Krzywiąc się z niesmakiem wróciłem do kuchni i rzuciłem wszystkie trzy papiery na stół, podczas gdy ja zacząłem szykować sobie byle jakie śniadanie. Nie miałem nawet najmniejszego zamiaru czytać tego listu, bo nie widziałem w tym najmniejszego sensu? Poza tym, co on mógł takiego napisać? Czując gorzki smak kawy na języku spoglądnąłem beznamiętnie na nieruchome przedmioty, a w szczególności na list od prawie że obcej mi osoby. Dlaczego tak nagle? Co w niego wstąpiło, że nagle chce zacząć rozmawiać ze swoim jedynym synem? Prychając pod nosem skończyłem dopijać swoje jedyne źródło energii, po czym wyszedłem z kuchni pozostawiając za sobą nieodczytany list. Istnieją rzeczy ważne i ważniejsze, a jedną z takich rzeczy ważniejszych jest postaranie się, że nauczyciel od matmy nie odpyta mnie kartkówką, podczas gdy ja byłem ledwo żywy.
---
Stojąc oparty o mury akademii, ze słuchawkami w uszach próbowałem pojąć poczynania mojego ojca. Czyżby coś się stało? A może chodzi tutaj o jego matkę…? Już chciał zawrócić i zajrzeć do koperty, jednak w porę się powstrzymał. Ta obsesja związana z tajemniczą zagadką zniknięcia mojej rodzicielki musi stanowczo się zakończyć. Ojciec równie dobrze może przesyłać pieniądze, choć zazwyczaj robi to przelewem. Jednakże kto wie? Może faktycznie za dużo myślę… Odpychając się od murów zaczął ociężale kroczyć w stronę jej wejścia. Ukradkiem spojrzałem na wyświetlacz, który oznajmił mi, że do pierwszego dzwonka zostało dziesięć minut. Niedużo, ale zdążę się wyrobić. Przechadzając się coraz to kolejnymi alejkami na dziedzińcu zacząłem kopać coraz to kolejne kamyczki, w celu zabicia nudy, która obecnie mnie męczyła. Tak, ma się te osiem może sześć minut to dzwonka, a takiej osobie jak mi zaczyna się zwyczajnie nudzić. W tym momencie dostrzegłem jak na jednej z gałęzi ukrytej w koronie drzewa siedzi ptak, który od czasu do czasu wydawał z siebie pojedyncze, przyjemne dla ucha dźwięki. Wolnym ruchem, aby nie wystraszyć stworzenia wyjąłem z torby aparat, w celu zrobienia mu zdjęcia. Już miałem nacisnąć przycisk, dopóty nie usłyszałem za sobą dosyć energicznego „Hej!” tuż za sobą. Na sam dźwięk głosu podskoczyłem zaskoczony, a samo zwierzę, które dotychczas jeszcze siedziało na gałęzi, teraz odfrunęło spłoszone. Fuknąłem cicho pod nosem i spojrzałem na winowajcę. Był to blondyn nieco niższy ode mnie, a od samej jego persony aż kipiała pozytywna energia. Zmierzyłem go wzrokiem, jednocześnie chowając moje drogocenne urządzenie z powrotem do torby.
- Czego chcesz? – Mruknąłem w jego stronę z lekkim grymasem na twarzy. Nie zamierzałem kryć niezadowolenia, że przez niego nie udało mi się zrobić zdjęcia.
<Michael? :> >
Ku mojemu zaskoczeniu ta metoda faktycznie zadziałała, bo po godzinie odezwał się budzik, który głośną muzyką, której nigdy nie powinienem był ustawić jako dźwięk do budzenia mnie, że pora już wstawać oraz lepiej żebym się nie obijał, bo człowiek od matematyki pożre mnie żywcem. Leniwie schodząc z łóżka i o mało nie potykając się o własny dywan, założyłem okulary, które spokojnie leżały na szafce. Ziewając przeciągle ostatni raz rzuciłem okiem na ścianę, po czym wolnym krokiem ruszyłem w kierunku kuchni, aby przygotować sobie napój dający energię prosto z Tartaru, z którym tak bardzo nie przepadałem. Zanim jednak tam doszedłem, dostrzegłem jak Junsu bawi się czymś białym przy drzwiach frontowych. Szybko zorientowałem się, że są to koperty. Chcąc nie chcąc pozwoliłem zmęczonym nogom ponieść mnie pod drzwi, abym w końcu mógł dostrzec jakim listem kot bawi się tym razem. Ten szybko znudził się swoim obecnym zajęciem, więc kiedy tylko chciałem wziąć przedmioty do ręki, dachowiec już leżał plackiem na podłodze, raczej z brakiem zamiaru podniesienia się w najbliższym czasie. Dokładnie badając koperty szybko zorientowałem się, że są to zwykłe rachunki, które znowu będą niemożliwie wysokie. Moją uwagę przykuła jednak koperta, gdzie pismo, które zostało użyte do podpisania adresu oraz adresata było niezwykle niedbałe. Od razu poznałem, że są to bazgroły nikogo innego, jak mojego własnego ojca. Krzywiąc się z niesmakiem wróciłem do kuchni i rzuciłem wszystkie trzy papiery na stół, podczas gdy ja zacząłem szykować sobie byle jakie śniadanie. Nie miałem nawet najmniejszego zamiaru czytać tego listu, bo nie widziałem w tym najmniejszego sensu? Poza tym, co on mógł takiego napisać? Czując gorzki smak kawy na języku spoglądnąłem beznamiętnie na nieruchome przedmioty, a w szczególności na list od prawie że obcej mi osoby. Dlaczego tak nagle? Co w niego wstąpiło, że nagle chce zacząć rozmawiać ze swoim jedynym synem? Prychając pod nosem skończyłem dopijać swoje jedyne źródło energii, po czym wyszedłem z kuchni pozostawiając za sobą nieodczytany list. Istnieją rzeczy ważne i ważniejsze, a jedną z takich rzeczy ważniejszych jest postaranie się, że nauczyciel od matmy nie odpyta mnie kartkówką, podczas gdy ja byłem ledwo żywy.
---
Stojąc oparty o mury akademii, ze słuchawkami w uszach próbowałem pojąć poczynania mojego ojca. Czyżby coś się stało? A może chodzi tutaj o jego matkę…? Już chciał zawrócić i zajrzeć do koperty, jednak w porę się powstrzymał. Ta obsesja związana z tajemniczą zagadką zniknięcia mojej rodzicielki musi stanowczo się zakończyć. Ojciec równie dobrze może przesyłać pieniądze, choć zazwyczaj robi to przelewem. Jednakże kto wie? Może faktycznie za dużo myślę… Odpychając się od murów zaczął ociężale kroczyć w stronę jej wejścia. Ukradkiem spojrzałem na wyświetlacz, który oznajmił mi, że do pierwszego dzwonka zostało dziesięć minut. Niedużo, ale zdążę się wyrobić. Przechadzając się coraz to kolejnymi alejkami na dziedzińcu zacząłem kopać coraz to kolejne kamyczki, w celu zabicia nudy, która obecnie mnie męczyła. Tak, ma się te osiem może sześć minut to dzwonka, a takiej osobie jak mi zaczyna się zwyczajnie nudzić. W tym momencie dostrzegłem jak na jednej z gałęzi ukrytej w koronie drzewa siedzi ptak, który od czasu do czasu wydawał z siebie pojedyncze, przyjemne dla ucha dźwięki. Wolnym ruchem, aby nie wystraszyć stworzenia wyjąłem z torby aparat, w celu zrobienia mu zdjęcia. Już miałem nacisnąć przycisk, dopóty nie usłyszałem za sobą dosyć energicznego „Hej!” tuż za sobą. Na sam dźwięk głosu podskoczyłem zaskoczony, a samo zwierzę, które dotychczas jeszcze siedziało na gałęzi, teraz odfrunęło spłoszone. Fuknąłem cicho pod nosem i spojrzałem na winowajcę. Był to blondyn nieco niższy ode mnie, a od samej jego persony aż kipiała pozytywna energia. Zmierzyłem go wzrokiem, jednocześnie chowając moje drogocenne urządzenie z powrotem do torby.
- Czego chcesz? – Mruknąłem w jego stronę z lekkim grymasem na twarzy. Nie zamierzałem kryć niezadowolenia, że przez niego nie udało mi się zrobić zdjęcia.
<Michael? :> >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz