Powoli zsiadłem z konia... właściwie to się z niego zsunąłem... no dobra
- Spadłem. Leżałem chwilę na plecach nie podnosząc się. Nath zeskoczył
ze swojego wierzchowca i podszedł do mnie.
- W porządku? - zapytał klękając przy mnie
- Taaaak - mruknąłem - Daj mi chwilę poleżeć, zmęczyłem się.
Chłopak parsknął śmiechem i wyprostował się.
- Piękny styl zsiadania!
- Z pewnością oryginalny - wyszczerzyłem się powoli wstając.
Po wyprostowaniu, zacząłem się rozciągać, aż coś strzeliło mi w krzyżu.
- Sakra to jest niebezpieczne! - mruknąłem
- Przy Tobie wszystko jest niebezpieczeństwem - uśmiechnął się chłopak
- Mogłeś mnie wcześniej ostrzec, że po tym wszystkim tyłek będzie mnie bolał jak nie wiem co...
- A nie wspominałem? - chłopak wyszczerzył się
- A idź mi - machnąłem ręką - Moje pośladki wołają o pomstę do nieba!
- Eeee po kilku jazdach przechodzi - uśmiechnął się
- Ty myślisz, że ja kiedyś jeszcze wsiądę na konia? HAHA dobre sobie -
powiedziałem rozmasowując siedzenie - Co najwyżej jako dżokej, w grze.
- Grze?
- Grze - przytaknąłem - O wyścigach, wiesz, jeździsz koniem, trenujesz go, potem się ścigasz... Takie tam.
- Brzmi ciekawie - powiedział chłopak
- Masz ochotę zagrać? - zapytałem - Możemy iść teraz do mnie.
- Czy ja wiem...
- Nie daj się prosić chłopie - uśmiechnąłem się - Mam u siebie picie,
mam jedzenie, mam gry... Czego więcej do szczęścia potrzeba?
- Mmm...
- Po za tym chyba nie masz nic ciekawszego do roboty? Pomogę Ci
odprowadzić, czy tam oporządzić konie i możemy iść do mnie -
uśmiechnąłem się
<Naht?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz