Chodziłam niespokojnie po pokoju. Tak, niby sama chciałam tu przyjechać,
ale... Pewnie będzie jak w każdej innej szkole. Znów dobre oceny i
kompletna samotność. Czy to aż takie trudne? Podejść, pogadać? Dla mnie
tak. Usiadłam na łóżku. Było miękkie i delikatne. Jak w domu. Przez
chwilę siedziałam tak rozmarzona. Ocknęłam się po paru sekundach.
Popatrzyłam na zegar. Po 14. Westchnęłam cicho. Przeniosłam wzrok na
drzwi. Może jednak wyjdę do ludzi? Kto wie... Może nie będzie tak źle?
Na wszelki wypadek wzięłam szkicownik. Mały, czarny zeszyt. Nic
szczególnego, zanim zobaczy się jego wnętrze. Otworzyłam drzwi. Na
korytarzu było chłodniej niż w pokoju. Stało tam kilka osób. Gadało,
śmiało się... Nie dla mnie zajęcie. Wolę w spokoju poczytać lub zacząć
rysować. Usiadłam na podłodze, pod ścianą. Otworzyłam swój szkicownik.
Przez chwilę przeglądałam stare rysunki. Zrobione jeszcze w domu...
Podczas podróży... Szczególnie długo przeglądałam się szkicowi lasu.
Narysowałam go jeszcze przed wyjazdem. Położyłam szkicownik na podłodze.
Wstałam i poszłam po ołówek i gumkę do ścierania. Nie wzięłam
szkicownika. Weszłam do pokoju i porwałam z łóżka ołówek. Wyszłam na
korytarz. Na szczęście zeszyt nadal tam leżał. Usiadłam i otworzyłam go.
Znacie ten dylemat, kiedy nie wiecie co narysować? Ja mam tak
codziennie. W końcu mój ołówek dotknął papieru. Byłam tak pochłonięta
szkicem, że nawet nie zauważyłam, że ktoś stoi nade mną i patrzy na mój
niedokończony rysunek.
Ktoś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz