Spałam sobie do jedenastej. Gdy się obudziłam byłam co najmniej zła na
samą siebie. I na budzik, który nie był ustawiony na dobrą porę. Wstałam
z łóżka, co wyglądało trochę jak utopiec wynurzający się z głębin,
nigdy nie przebytych mokradeł. westchnęłam głęboko i leniwym ruchem
wyłączyłam irytujący dzwonek w telefonie, informujący mnie, że to już
pora wstawać. Nie miałam czasu na grę... Musiałam się umyć, umalować,
wyszczotkować włosy, zęby, ubrać się... Eh. W godzinę powinnam się
wyrobić. Wszystkie czynności wykonałam bez problemu, była w tedy godzina
12:13. Jeszcze przed zejściem na moje śniadanie, a obiad reszty uczniów
zdążyłam ogarnąć mój pokój. Hehe. Ogarnąć... Złożyłam na odwal się
pościel i poukładałam książki w ładną wieżyczkę. Tyle chyba wystarczyło,
aby pokój wyglądał chodź w najmniejszym stopniu przyzwoicie, w końcu
nie przyjmuję tu żadnej cesarzowej.
Zeszłam sobie do stołówki świńskim truchtem. Serwowali tego dnia jakże
przepyszne kluski. Wzięłam dużo jadła, jak zwykle z resztą, ale i tak
potem brałam dokładkę. Wszystko zjadłam zadziwiająco szybko, bo gdy
spojrzałam na zegar w telefonie była 12:30. Wstałam od stoły, zabierając
swoją tacę z talerzami i sztućcami. Odłożyłam je w okienko z brudnymi
naczyniami i wyszłam z budynku szkoły. Pomyślałam, że poczekam na niego
przed budynkiem. W końcu tam musimy się minąć, a mnie jest nie sposób
nie zauważyć. Nie długo czekałam na Lu. Przybiegł dosłownie chwilę
później, cały zdyszany i poczochrany. Wyglądał jakby przeszło po nim
tornado albo... Został zgwałcony.
- Wszytko okej?- przekrzywiłam głowę na bok, przyglądając mu się
uważnie. Lucas jedynie skinął głową, chwytając łapczywie powietrze w
usta. - Jest jeszcze przed trzynastą, za bardzo się pośpieszyłeś.-
dodałam, chichocząc cichutko.
- A ty to co?- powiedział, już mniej zdyszany.
- Ja jestem z Japonii i tam zawsze przychodzimy przed czasem, żeby się
nie spóźnić. Chyba wiesz,że w moim kraju maksymalnie metro może się
spóźnić o kilka minut?- dodałam, przewracając oczami. - Zanim pójdziemy
odpoczniesz mi tu chwilę, bo zaraz zemdlejesz, Tori.
- ...Tori?
- Tori.- kiwnęłam głową.
- Co to znaczy?
- Ptaszek, bo ranny z ciebie ptaszek.- powiedziałam, a raczej
wyśpiewałam to zdanie, machając dłońmi na wzór ptasich skrzydeł. - No to
co? Odpocząłeś?- zapytałam po krótkiej chwili, nie mogłam doczekać się
spotkania. Miałam nadzieję, że będę się na nim dobrze bawić gdy nagle
coś sobie przypomniałam. To coś było z naszej wczorajszej rozmowy, gdy
Ptaszek mi o sobie opowiadał. Teraz zacytuję jego słowa: "Nie posiadam
za dużej tolerancji do Bi. Uważam, że jest to pewna usterka DNA. Nie tak
nas natura stworzyła." - koniec cytatu. Ja przecież jestem orientacji
biseksualnej. Nie wiedziałam co mam w tej chwili czuć, nie wiedziałam
czemu wcześniej nie zwróciłam uwagi na te słowa. Byłam wściekła, a za
razem było mi przykro. Ale przecież nie będę płakać. Jestem już prawie
kobietą, a te mają klasę, nie jestem małą dziewczynką. Nie będę też się
na niego drzeć, to też przecież nie wypada. Jednak mnie olśniło. Tak
mniej-więcej w samym centrum spotkania wyjawię mu moją orientację i
dyskretnie, kulturalnie dostanie ode mnie ochrzan za to co powiedział na
stołówce.
Lucas? Zaraz dostaniesz za swoje, Ptaszku xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz