Szybkim krokiem przemierzałem korytarz, próbując powstrzymać kłębiące się we mnie emocje. Ruszyłem biegiem, żeby nie pozwolić się zobaczyć komukolwiek w takim stanie. W biegu jeszcze raz spojrzałem na wiadomość, którą otrzymałem. Złość rozsadzała mnie od środka, zacisnąłem szczękę, o dziwo nie krusząc przy tym zębów i będąc już na dachu budynku, po raz kolejny spojrzałem na ekran smartfona.
-O niee… Nie tym razem. – Powiedziałem sam do siebie drżącym głosem. – Kochana rodzinko, nie wpakujecie mnie kolejny raz w żaden związek z tymi pustymi laleczkami, kochanymi córeczkami swoich bogatych ojców.
Usiadłem na środku dachu, oddychając miarowo. Co jak co… Ale mojemu ojcu się nie odmawiało, aż do teraz. Zagroził mi wysłaniem do innej szkoły, ale co mu to da. Czytałem właśnie kolejnego SMS’a z szantażem od mojego ojca, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego dalej nie wyłączyłem tego przeklętego telefonu.
Nawet nie zwróciłem uwagi, że usnąłem, do momentu gdy nie ujrzałem ciemnego nieba pokrytego gwiazdami. Przetarłem je, żeby zyskać pewność, co do tego, co przed sobą ujrzałem, a będąc już świadomym tego, gdzie się znajduję, poszedłem do drzwi, którymi miałem się dostać do wnętrza szkoły. Naciskając klamkę, spotkało mnie wielkie rozczarowanie… Drzwi były zamknięte od wewnątrz, a nie było żadnej innej bezpiecznej drogi na dół.
-Chol*ra jasna! – Krzyknąłem sfrustrowany.
Po niebie dało się zobaczyć, że było już koło północy, a także nie było ani jednego ucznia, ani nikogo z personelu w pobliżu budynku szkoły. Super, pierwszy tydzień szkoły, a już mi się takie dziadostwa przytrafiają.
Niechętnie wyjrzałem za barierkę, stwierdzając, że jest raczej wysoko, ale dało się zejść po parapetach. Niechętnie przeszedłem na drugą stronę barierek, kucając i łapiąc się krawędzi dachu. Powoli się zawiesiłem na dłoniach, patrząc w dół w poszukiwaniu wystającej przestrzeni. Tuż pode mną był parapet, na który zeskoczyłem, szybko wtulając się w ścianę. Po raz kolejny się rozglądnąłem za powierzchnią, która znajdowałaby się niżej, aż dostrzegłem parę wystających cegieł poniżej. Lekko poddenerwowany skoczyłem w tamtym kierunku, w porę chwytając się ‘uchwytów’. Moje ramiona dały mi znać, że zaraz skażą mnie na śmierć, jeśli ich nie odciążę, więc spanikowany zacząłem szukać cegiełek, które wcześniej widziałem. W ostatniej chwili moje palce natknęły się na nie, przez co wciąż byłem stabilny, jeśli tak można nazwać sytuację, w której się znalazłem. Jeszcze piętro i będę mógł zwyczajnie zeskoczyć… Nie było z tym problemu, bo szybko namierzyłem parapet, który był na mojej wysokości, jakiś metr w bok, a pod nim idealnie się składało, że był kolejny. Skoczyłem szybko, łapiąc się krawędzi parapetu i prawie natychmiast zeskakując na niższy. Teraz zwiesiłem się tylko z parapetu i powoli puściłem, lecąc w dół. Nie udało mi się zachować równowagi, przy zetknięciu z ziemią, ale i tak nie było źle.
-No, no, no, niezły pokaz. – Rozległ się za mną znajomy mi głos, w akompaniamencie pojedynczych klaśnięć. – A już myślałem, że chcesz popełniać samobójstwo.
Odwróciłem się gwałtownie, zauważając blondyna.
-Co ty tutaj robisz? – spytałem z lekkim napięciem w głosie. – Jest już po ciszy nocnej, nie powinno cię tu być… - Dopowiedziałem niemrawo, dopiero teraz odczuwając rwący ból w ramionach oraz nodze, na którą chyba upadłem.
Leo? Mam nadzieję, że nie jest zbyt nudno ;__;
-O niee… Nie tym razem. – Powiedziałem sam do siebie drżącym głosem. – Kochana rodzinko, nie wpakujecie mnie kolejny raz w żaden związek z tymi pustymi laleczkami, kochanymi córeczkami swoich bogatych ojców.
Usiadłem na środku dachu, oddychając miarowo. Co jak co… Ale mojemu ojcu się nie odmawiało, aż do teraz. Zagroził mi wysłaniem do innej szkoły, ale co mu to da. Czytałem właśnie kolejnego SMS’a z szantażem od mojego ojca, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego dalej nie wyłączyłem tego przeklętego telefonu.
Nawet nie zwróciłem uwagi, że usnąłem, do momentu gdy nie ujrzałem ciemnego nieba pokrytego gwiazdami. Przetarłem je, żeby zyskać pewność, co do tego, co przed sobą ujrzałem, a będąc już świadomym tego, gdzie się znajduję, poszedłem do drzwi, którymi miałem się dostać do wnętrza szkoły. Naciskając klamkę, spotkało mnie wielkie rozczarowanie… Drzwi były zamknięte od wewnątrz, a nie było żadnej innej bezpiecznej drogi na dół.
-Chol*ra jasna! – Krzyknąłem sfrustrowany.
Po niebie dało się zobaczyć, że było już koło północy, a także nie było ani jednego ucznia, ani nikogo z personelu w pobliżu budynku szkoły. Super, pierwszy tydzień szkoły, a już mi się takie dziadostwa przytrafiają.
Niechętnie wyjrzałem za barierkę, stwierdzając, że jest raczej wysoko, ale dało się zejść po parapetach. Niechętnie przeszedłem na drugą stronę barierek, kucając i łapiąc się krawędzi dachu. Powoli się zawiesiłem na dłoniach, patrząc w dół w poszukiwaniu wystającej przestrzeni. Tuż pode mną był parapet, na który zeskoczyłem, szybko wtulając się w ścianę. Po raz kolejny się rozglądnąłem za powierzchnią, która znajdowałaby się niżej, aż dostrzegłem parę wystających cegieł poniżej. Lekko poddenerwowany skoczyłem w tamtym kierunku, w porę chwytając się ‘uchwytów’. Moje ramiona dały mi znać, że zaraz skażą mnie na śmierć, jeśli ich nie odciążę, więc spanikowany zacząłem szukać cegiełek, które wcześniej widziałem. W ostatniej chwili moje palce natknęły się na nie, przez co wciąż byłem stabilny, jeśli tak można nazwać sytuację, w której się znalazłem. Jeszcze piętro i będę mógł zwyczajnie zeskoczyć… Nie było z tym problemu, bo szybko namierzyłem parapet, który był na mojej wysokości, jakiś metr w bok, a pod nim idealnie się składało, że był kolejny. Skoczyłem szybko, łapiąc się krawędzi parapetu i prawie natychmiast zeskakując na niższy. Teraz zwiesiłem się tylko z parapetu i powoli puściłem, lecąc w dół. Nie udało mi się zachować równowagi, przy zetknięciu z ziemią, ale i tak nie było źle.
-No, no, no, niezły pokaz. – Rozległ się za mną znajomy mi głos, w akompaniamencie pojedynczych klaśnięć. – A już myślałem, że chcesz popełniać samobójstwo.
Odwróciłem się gwałtownie, zauważając blondyna.
-Co ty tutaj robisz? – spytałem z lekkim napięciem w głosie. – Jest już po ciszy nocnej, nie powinno cię tu być… - Dopowiedziałem niemrawo, dopiero teraz odczuwając rwący ból w ramionach oraz nodze, na którą chyba upadłem.
Leo? Mam nadzieję, że nie jest zbyt nudno ;__;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz