wtorek, 27 czerwca 2017

Od Michaela CD Jae

Dniu nowy, dniu wesoły - kiedy tylko pierwsze promienie słońca zaczęły nieśmiało wpadać przez okiennice do mojego pokoju, oświetlając nawet najmniejsze zakamarki, wiedziałem, że najbliższe kilkanaście godzin będzie wypełnione próbami zużycia choć procentem ogromnych pokładów energii, jakie we mnie dzisiaj drzemały. Źródło swoje miały w tak wielu miejscach, że nie sposób było je wszystkie wymienić - list od Mariś, w którym to moja kochana siostrzyczka, z już zdrową nową, przysłała mi plik zdjęć ze swojej wycieczki nad morze z klasą, zbliżająca się data wyników konkursu plastycznego, jeden z pierwszych ciepłych dni w tym roku, obietnica wspólnego wyjścia do kawiarni z Czesiem, a nawet taka drobnostka, jak zasuszony kwiatek konwalii spod lasu w Niemczech, który dziadek wysłał mi w liście od Mariś. Słowem, nie wyobrażałem sobie, by cokolwiek mogło zepsuć mi humor, choćby nawet zapowiedziana klasówka z fizyki na ostatniej lekcji.
A skoro już o nauce mowa...
Mrużąc oczy, jeszcze nie do końca rozbudzony, zerknąłem na rytmicznie przesuwające się wskazówki zegara, by sprawdzić, ile jeszcze zostało mi drzemki. Siódma pięć, późno, ale się powinienem wyronić, o ile zmobilizuję wszystkie siły. Zamknę jeszcze oczy, dosłownie na trzy sekundy. A potem raz dwa i...
Ziewając szeroko i głośno niczym smok, wyciągnąłem ręce przed siebie. Przez kilkanaście sekund szukałem czegoś, co mnie obudziło. No tak. Immi. Kocica opierała przednie łapki o moją klatkę piersiową, miaucząc głośno i z wyraźną pretensją. Pewnie głodna, jak na kota, jest niezwykle dokładna, jeśli chodzi o czas posiłków. Zazwyczaj dostaje karmę na dziesięć minut przed moim wyjściem, a więc pewnie...
Gdyby nie kocica, niechybnie jednym skokiem znalazłbym się na podłodze, stojąc na równych nogach, gotowy do sprintu w celu ocalenia życia. Znowu zaspałem. Opłukałem szybko twarz i kilkoma zamaszystymi ruchami, niemal rozrywającymi szczękę, wyszczotkowałem zęby, a potem prawie zerwałem z siebie piżamę składającą się ze starych dresów i jakiejś wymiętolonej koszulki, po czym wskoczyłem w wybrane naprędce ubrania, które powinny być w miarę czyste. Nasypałem karmy Immi, a do drugiej miski nalałem trochę mleka rozcieńczonego wodą, po czym przejechałem ręką po łebku wciąż naburmuszonej Księżnej. Pobiłem chyba rekord świata - nie musiałem aż tak pędzić, pozostał mi chyba stary nawyk śpieszenia się na busa z czasów gimnazjum. Miałem całe piętnaście minut do pierwszej lekcji - dojdę spacerkiem. Wolnym, spokojnym krokiem wyszedłem na dziedziniec, skąpany w ciepłym, czerwcowym słońcu. Przyjemny, chłodny wiatr szumiał cicho między gałęziami drzew, jakby szeptał czule listkom miłe słowa. Chyba dzisiaj zajrzę do chłopaków na boisko, dawno już nie grałem w kosza, czas rozruszać kości, w końcu lato coraz bliżej.
Wtem w oddali dojrzałem znajomą sylwetkę - przez chwilę dumałem, skąd mogę kojarzyć chłopaka, gdyż byłem absolutnie pewien, że ostatnimi czasy nikt taki nie dołączył do naszej klasy, a ja wieczorami nigdzie za bardzo nie wychodziłem ze znajomymi, których dopiero co poznałem, dotrzymując obietnicy danej mamie i siedząc nad książkami, by odpowiednio przygotować się do istnej fali sprawdzianów. Dopiero po chwili trybiki w moim mózgu zaskoczyły - no tak, pokój klubowy, nowy członek, którego charakterystyczne prace od początku wzbudziły moje zainteresowanie - niestety, wtedy nie zdążyłem do niego zagadać, gdyż byłem spóźniony do pracy w lodziarni. Teraz postanowiłem nadrobić zaległości.
- Hej!- krzyknąłem głośno, podchodząc bliżej. Z pobliskiej gałęzi gwałtownie poderwał się spłoszony ptak, niknąc w gęstwinach pobliskich buków.
- Czego chcesz?- warknął chłopak, wyraźnie zdenerwowany. Dopiero teraz dostrzegłem trzymany przez niego aparat, który z cichym westchnieniem wyłączył i schował.
- Wybacz- mruknąłem, pocierając z zakłopotaniem kark.- Chciałeś zrobić zdjęcie...?
- Tak- potwierdził obojętnie, przewracając z irytacją oczami.
- I ci przeszkodziłem...?- zakończyłem, przegryzając wargę. Cóż, po części rozumiałem jego niezadowolenie, tym bardziej, że ów ptaszek był naprawdę ładny, nie widziałem jeszcze chyba tego gatunku.
- Tak- powtórzył, po czym spojrzał na uczniów, którzy powoli zaczynali gromadzić się przy wejściu, by zdążyć ustawić się pod klasami.- Wybacz, ale już muszę iść.
- Jasne, cześć!- pomachałem ręką.- Ja jeszcze trochę zostanę.
Wzruszył obojętnie ramionami i poszedł, nie oglądając się. Wypuściłem powietrze z płuc z cichym westchnięciem. Chyba wypadałoby się jakoś zrehabilitować. No i nadal nie zapytałem go o imię.
***
Spóźniony kilkanaście minut na pierwszą lekcję, ale zadowolony, ciężko klapnąłem na krzesło obok Czesia, uprzednio przepraszając nauczycielkę. Przyjaciel spojrzał na mnie, unosząc pytająco brwi.
- Bawiłem się w paparazzi- odparłem cicho, by nie zdenerwować dodatkowo pani Clover. Może i znana była z cierpliwości, ale wolałem nie narażać się na jakąś dodatkową pracę, więc szybko wyciągnąłem książki, zaczynając rozwiązywanie zadań. Powtórzenie przed sprawdzianem.
***
Druga przerwa już zleciała mi na poszukiwaniu owego chłopaka z rana. Wreszcie znalazłem go przy wejściu do biblioteki. Zacząłem biec, wyjmując telefon z kieszeni.
- H...hej!- przywitałem się, łapiąc powietrze. Klepnąłem go po ramieniu.- Znaleziony!
- Że co?- zapytał, marszcząc brwi.
- Cóż, może nie tak dobrej jakości, jak z aparatu, ale coś tam mam!- poklikałem kilka minut i podstawiłem pod nos chłopaka zdjęcie owego ptaka z rana na jednej z gałęzi buka.- To, cóż, teraz mogę się może przedstawić i powiedzieć to jak należy? Michael Rosenthal, miło mi!

< Jae? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt