niedziela, 18 czerwca 2017

Od Michaela CD Anji

- A za taksówkę to kto zapłaci?- zawołałem w stronę oddalającej się sylwetki dziewczyny. Anja gwałtownie zahamowała i odwróciła głowę, spoglądając w moją stronę. Niesforny blond kosmyk opadł na jej twarz, ale niedbale zagarnęła go dłonią za ucho. W kilku długich susach wróciła z powrotem.
- Wybacz- mruknęła, grzebiąc w kieszeni, najwyraźniej w poszukiwaniu portfela. Zaśmiałem się w odpowiedzi na nieco nerwową reakcję dziewczyny.
- Daj spokój, żartowałem- trąciłem lekko palcem jej bok.- Starczy, że będziesz zajmowała się tymi szkrabami dopóki nie znajdą domu.
Zmarszczyła brwi, przyglądając mi się spod byka. Uniosłem ręce w pojednawczym geście zanim cokolwiek powiedziała.
- Dobra, dobra, niech będzie. Po równo, zgoda?- wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu.
- Tak- wcisnęła mi drobniaki w dłoń. Ja odliczyłem natomiast swoją część i podałem taksówkarzowi. Zabraliśmy kociaki i ich sprzęty, po czym auto odjechało z piskiem opon, zostawiając po sobie smród spalin. Jeny, skąd oni wzięli tego grata? Stary samochód wujka, którym uczyłem się jeździć na polu tak nie kopcił. Powróciłem myślami do sielskich wspomnień, kiedy zjeżdżała się cała rodzinka na zbieranie ziemniaków - niby brzmiało trochę jak czasy sprzed wielu lat, ale mimo wszystko nie zamieniłbym tego na żadne nowoczesne maszyny. Pomimo bólu pleców na koniec dnia, grudek ziemi w każdym możliwym miejscu i poobcieranych knykci od ciągniętych worów z ziemniakami, wspominałem te dni bardzo dobrze - wyścigi z kuzynostwem na siedzenie traktora (jakkolwiek nieodpowiedzialne było powierzenie dzieciakom słusznych rozmiarów pojazdu, nikomu nic nigdy się nie stało, a żadnemu dorosłemu nie zaświtała myśl, by zabrać młodym taką frajdę), wspólne obiady składające się głównie na grochówkę w wielkim garze wujka Hansa, który to stawiał wszystko na koc na łące obok i rozsyłał najmłodszych z miskami i drewnianymi łychami czy też szukanie krzemieni, którymi później na wyścigi krzesaliśmy ognisko. Nie muszę chyba dodawać, że zazwyczaj kończyło się na używaniu tradycyjnych zapałek.
W tej samej chwili usłyszałem charakterystyczną melodyjkę - "tut tu tu~!" z mojej kieszeni telefon, mając cichą nadzieję, że to Mariś albo ktoś z rodzinki - dziadek obiecał mi w liście, że skoro wyposażył się w telefon, to "kiedy zrozumie te wszystkie znaczki", na pewno "zapiszczy". Obcy numer. Kliknąłem na płytkę z nieco wytartym już, ale wciąż widocznym, zielonym klawiszem i przyłożyłem telefon do ucha.
- Halo halo? Alexander Gìntarės z tej strony, miło mi- z głośników popłynął obcy, młody głos.
- Michael Rosenthal, mi również- zaśmiałem się.- Czyżby w sprawie kotków?
Ana spojrzała na mnie czujnie, a po chwili przytaknęła z namysłem. Wspominała, że jakiś chłopak do niej dzwonił w podobnej sprawie. Chyba nawet miał jakieś imię związane z makiem.
- Tak, dokładnie, dzwoniłem już wcześniej (Bingo!), ale na inny numer. Chciałem upewnić się, czy aby na pewno wciąż mogę jednego przygarnąć.
- Jasne!- zaśmiałem się.- Miałem brać karmelowego, nie? Kiedy moglibyśmy go dostarczyć?
- W każdej chwili, o ile to nie problem, choćby teraz!
- To rozumiem! W którym pokoju mieszkasz?
- Nie musicie aż tak podchodzić, wyjdę na korytarz na pierwszym piętrze akademika.
- E, żaden problem. Ale jak chcesz, to spoko. Zaraz tam będziemy, do zobaczenia!
Rozłączyłem się, ale zanim schowałem telefon do kieszeni, prędko jeszcze zadzwoniłem do Isil, by dowiedzieć się, czy również już może odebrać kotka. Kiedy dziewczyna cichutko potwierdziła, wykonałem gest zwycięstwa w stronę Anji.
- To jak, idziemy?

< Anja? Wybacz, że dopiero odpisuję >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt