Na domiar złego zadzwonił dzwonek.
Poczułam jak ogarnia mnie chłód. Nie to, żeby mi się chciało iść na w-f na którym i tak nic nie robiłam, prócz obserwowania grających i zwykle się z niego urywałam po sprawdzeniu obecności, ale fakt że się nie zjawię zaalarmuje nauczyciela, a ten na pewno wyśle kogoś na poszukiwania, możliwe że nawet zaalarmuje mojego kuzyna, a tego naprawdę nie chciałam. To jeden z minusów bycia przewlekle chorym. Gdy nie dajesz znać co się z tobą dzieje, wszyscy panikują, w obawie że leżysz skulona w jakimś kącie z sercem, które za chwilę wysiądzie.
Ale czekaj... jestem na parterze...
- Nieszczęśliwa, że utknęłaś ze mną? - nagle zapytał chłopak, co przypomniało mi, że nie jestem w tej sytuacji sama.
- Powiedzmy - westchnęłam, podchodząc do okna, które otworzyłam.
- Ranisz mnie, wiesz? - mruknął, ale nie brzmiało to przekonująco.
- Ta, jasne - odparłam podciągając się na parapet.
- Aż tak bardzo nie lubisz opuszczać lekcje? - Oparł się ramieniem o framugę okna, a ja posłałam mu zirytowane spojrzenie.
- A może to ja jestem powodem, dla którego chcesz zwiać z tej klasy? Wiesz, może nie jestem wysokim, umięśnionym-
- Nie masz z tym nic wspólnego - przerwałam mu, wzdychając - mam inny bardzo ważny powód by nie mieć nieobecności na jakiejkolwiek lekcji.
Mówiąc to, przerzuciłam nogi na zewnątrz budynku i zeskoczyłam na żwir. Jak to jednak bywa w takich chwilach, musiałam źle stanąć, bo w mojej prawej kostce poczułam ostry ból.
Zaklęłam cicho pod nosem, uginając jednocześnie prawe kolano, żeby zmniejszyć nacisk na możliwie uszkodzony staw.
- Wszystko w porządku? - Czeslav wychylił się przez okno ze zmartwioną miną.
- W najlepszym - mruknęłam sarkastycznie, wypróbowując nogę i z niezadowoleniem stwierdzając, że ból nie zelżał.
- Przesuń się trochę. - Usłyszałam nad sobą w odpowiedzi i odkuśtykałam na bok. Chwilę później usłyszałam chrzęst, kiedy nogi chłopaka wylądowały na żwirze obok. Nie stanął on jednak wyprostowany, tylko zarył twarzą w trawnik zaraz za paskiem dookoła ściany.
Co za gracja.
- Nic ci nie jest? - spytałam, nachylając się nad nim, ale natychmiast podniósł się do siadu i pokręcił głową, żeby pozbyć się trawy z włosów. Trochę z niej zostało (w akompaniamencie ziemi) przyklejone do jego czoła.
- Nic, a nic! - oznajmił wesoło, podnosząc się z ziemi. Cóż. Przynajmniej nie wygląda jakby coś złamał.
Ale serio, skąd tyle radości w jednym człowieku?
Czesiu :v?
Poczułam jak ogarnia mnie chłód. Nie to, żeby mi się chciało iść na w-f na którym i tak nic nie robiłam, prócz obserwowania grających i zwykle się z niego urywałam po sprawdzeniu obecności, ale fakt że się nie zjawię zaalarmuje nauczyciela, a ten na pewno wyśle kogoś na poszukiwania, możliwe że nawet zaalarmuje mojego kuzyna, a tego naprawdę nie chciałam. To jeden z minusów bycia przewlekle chorym. Gdy nie dajesz znać co się z tobą dzieje, wszyscy panikują, w obawie że leżysz skulona w jakimś kącie z sercem, które za chwilę wysiądzie.
Ale czekaj... jestem na parterze...
- Nieszczęśliwa, że utknęłaś ze mną? - nagle zapytał chłopak, co przypomniało mi, że nie jestem w tej sytuacji sama.
- Powiedzmy - westchnęłam, podchodząc do okna, które otworzyłam.
- Ranisz mnie, wiesz? - mruknął, ale nie brzmiało to przekonująco.
- Ta, jasne - odparłam podciągając się na parapet.
- Aż tak bardzo nie lubisz opuszczać lekcje? - Oparł się ramieniem o framugę okna, a ja posłałam mu zirytowane spojrzenie.
- A może to ja jestem powodem, dla którego chcesz zwiać z tej klasy? Wiesz, może nie jestem wysokim, umięśnionym-
- Nie masz z tym nic wspólnego - przerwałam mu, wzdychając - mam inny bardzo ważny powód by nie mieć nieobecności na jakiejkolwiek lekcji.
Mówiąc to, przerzuciłam nogi na zewnątrz budynku i zeskoczyłam na żwir. Jak to jednak bywa w takich chwilach, musiałam źle stanąć, bo w mojej prawej kostce poczułam ostry ból.
Zaklęłam cicho pod nosem, uginając jednocześnie prawe kolano, żeby zmniejszyć nacisk na możliwie uszkodzony staw.
- Wszystko w porządku? - Czeslav wychylił się przez okno ze zmartwioną miną.
- W najlepszym - mruknęłam sarkastycznie, wypróbowując nogę i z niezadowoleniem stwierdzając, że ból nie zelżał.
- Przesuń się trochę. - Usłyszałam nad sobą w odpowiedzi i odkuśtykałam na bok. Chwilę później usłyszałam chrzęst, kiedy nogi chłopaka wylądowały na żwirze obok. Nie stanął on jednak wyprostowany, tylko zarył twarzą w trawnik zaraz za paskiem dookoła ściany.
Co za gracja.
- Nic ci nie jest? - spytałam, nachylając się nad nim, ale natychmiast podniósł się do siadu i pokręcił głową, żeby pozbyć się trawy z włosów. Trochę z niej zostało (w akompaniamencie ziemi) przyklejone do jego czoła.
- Nic, a nic! - oznajmił wesoło, podnosząc się z ziemi. Cóż. Przynajmniej nie wygląda jakby coś złamał.
Ale serio, skąd tyle radości w jednym człowieku?
Czesiu :v?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz