Cmoknąłem tylko na Mysti, a ta nabuzowana strzeliła z zada, o mały włos nie trafiając Hauru. Po chwili już pędziliśmy łeb w łeb, ale Mysti ze swoim charakterkiem musiała być o ten krok do przodu. Mijaliśmy drzewa, niektóre na milimetry od naszych kolan i schylaliśmy się, żeby nie trafić w którąś z licznych gałęzi.
Czułem się nieziemsko, świetnie jest czuć ten pęd, chociaż zwykle trudno się wyciąga mnie z placu. Uwielbiam się doskonalić i podświadomie zawsze wybieram plac i dość niechętnie patrzę na tereny, ale nie tym razem. Satysfakcję dodatkowo czerpałem z tego, że Niki wydawała się być równie zadowolona. Odetchnąłem, rozluźniając się, co było dziwne, bo nie zauważyłem do tej pory, żebym był spięty. Jednocześnie oddałem Mysti wodze, a ta wyciągnęła się tak, jak było jej wygodnie. Z tego co widziałem kątem oka, moja towarzyszka poszła w moje ślady. W pewnym momencie dziki galop przerodził się w płynne, spokojne takty galopu, które u mojej klaczki były aż zbyt wygodne. Dało się czuć pracę każdego mięśnia, obserwować jak łopatki się ścigają oraz jak miarowo koń oddycha.
Po kilku chwilach, konie same przeszły do kłusa, a później do stępa. Obserwowałem otaczającą nas przyrodę, aż w końcu moim oczom ukazało się coś nienaturalnie białego, wśród tej wszechobecnej zieleni.
-Tam jest coś dziwnego, podejdę sprawdzić – powiedziałem schodząc z klaczy i kładąc wodze na ziemi.
Teraz byłem pewny, że nie zwieje, bo jest to już u niej wyuczone. Konie w moim domu są uczone według tresury wziętej z Dzikiego Zachodu, co jest bardzo wygodne i przyjemne dla obu stron.
Dziewczyna skinęła głową, a ja podszedłem do, jak się okazało, futrzastego szczeniaka, który nie mógł mieć więcej, jak parę miesięcy. Westchnąłem, próbując zrozumieć, skąd wziął się tutaj ten uroczy maluch, ale bez zastanowienia wziąłem go ze sobą, wskakując na konia i przytrzymując go jedną ręką, a drugą kierując Mysti do stajni, która była już niedaleko.
-Mamy nowego kolegę. -Powiedziałem wskazując na wiercącego się psiaka.
Dziewczyna popatrzyła zdziwiona, ale nie odezwała się. Najwyraźniej oboje woleliśmy się napawać ciszą wśród tych wszystkich drzew, krzewów, kwiatów i zwierząt.
Czułem się nieziemsko, świetnie jest czuć ten pęd, chociaż zwykle trudno się wyciąga mnie z placu. Uwielbiam się doskonalić i podświadomie zawsze wybieram plac i dość niechętnie patrzę na tereny, ale nie tym razem. Satysfakcję dodatkowo czerpałem z tego, że Niki wydawała się być równie zadowolona. Odetchnąłem, rozluźniając się, co było dziwne, bo nie zauważyłem do tej pory, żebym był spięty. Jednocześnie oddałem Mysti wodze, a ta wyciągnęła się tak, jak było jej wygodnie. Z tego co widziałem kątem oka, moja towarzyszka poszła w moje ślady. W pewnym momencie dziki galop przerodził się w płynne, spokojne takty galopu, które u mojej klaczki były aż zbyt wygodne. Dało się czuć pracę każdego mięśnia, obserwować jak łopatki się ścigają oraz jak miarowo koń oddycha.
Po kilku chwilach, konie same przeszły do kłusa, a później do stępa. Obserwowałem otaczającą nas przyrodę, aż w końcu moim oczom ukazało się coś nienaturalnie białego, wśród tej wszechobecnej zieleni.
-Tam jest coś dziwnego, podejdę sprawdzić – powiedziałem schodząc z klaczy i kładąc wodze na ziemi.
Teraz byłem pewny, że nie zwieje, bo jest to już u niej wyuczone. Konie w moim domu są uczone według tresury wziętej z Dzikiego Zachodu, co jest bardzo wygodne i przyjemne dla obu stron.
Dziewczyna skinęła głową, a ja podszedłem do, jak się okazało, futrzastego szczeniaka, który nie mógł mieć więcej, jak parę miesięcy. Westchnąłem, próbując zrozumieć, skąd wziął się tutaj ten uroczy maluch, ale bez zastanowienia wziąłem go ze sobą, wskakując na konia i przytrzymując go jedną ręką, a drugą kierując Mysti do stajni, która była już niedaleko.
-Mamy nowego kolegę. -Powiedziałem wskazując na wiercącego się psiaka.
Dziewczyna popatrzyła zdziwiona, ale nie odezwała się. Najwyraźniej oboje woleliśmy się napawać ciszą wśród tych wszystkich drzew, krzewów, kwiatów i zwierząt.
Pod stajnią ogarnęliśmy konie, a gdy oba już objadały się pysznym owsem i marchewkami, to wziąłem psiaka, którego wcześniej zostawiłem w szatni, i przyglądnąłem mu się.
Wyglądał tak uroczo, że aż go przytuliłem. Zdecydowałem się go wziąć do siebie. Obroży nie miał, ani innego oznaczenia, więc nie sądziłem, aby był to pies kogoś, komu by na nim zależało.
Wymieniłem parę zdań z dziewczyną i pożegnałem się z uśmiechem, obiecując, że kiedyś to powtórzymy.
W pokoju zamówiłem pizze i zacząłem przygotowywać posłanie małemu rozrabiace, który zdążył w przeciągu dwóch minut dobrać się do poduszki i przerazić moją Kirę 5 razy.
W końcu zajął się piłką do kosza, która najwyraźniej stanie się jego najlepszą zabawką.
Niki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz