-Tak, możemy iść. Jeszcze w drodze sobie pooddycham.
Poszliśmy beztrosko przed siebie do centrum. Od mojej przeprowadzki nie miałem czasu pozwiedzać, to też nie wiedziałem gdzie iść i czy są tu jakieś ciekawe atrakcje. I miałem jak na zawołanie swoją atrakcję. W oddali zza budynków wyłaniał się diabelski młyn. Nie przepadałem za wesołymi miasteczkami, ale po za nim nie było niczego godnego uwagi. Trzeba było szybko coś wymyślić, by nie iść w tamtą stronę. Kiepsko to mi wychodziło, bo jak postanowiłem skręcić w lewo, następny zakręt Miwa robiła w przeciwną stronę, co ja. Tak więc lekko z ukosa zmierzaliśmy prosto do miejsca, które nie za bardzo mi pasowało. Zawsze wesołe miasteczka kojarzyły mi się z ogromnymi tłumami i sporą ilością hałasu. Nie przywykłem do mieszkania w dużych aglomeracjach, a każda wydawała się duża, kiedy to mieszka się w Norwegi, gdzie po za miastami domki postawione są co kilkaset metrów, a nie jak tutaj, blok przytulony do kolejnego.
-Miwa, nie wiesz może, czy gdzieś w okolicy nie ma jakiegoś parku?
-Nie mieliśmy przypadkiem iść do centrum? Z resztą, jestem tu pierwszy raz, tak jak ty. Mieliśmy się błąkać, pamiętasz?
-Ale wciąż idziemy na to pie******* miasteczko!
-Jakie miasteczko? –Miwa zaczęła się rozglądać. –Staram się iść prosto. Nie zgubimy się tak łatwo.
-Nie mów mi, że od początku nie widziałaś tego wielkiego koła. –spokojnie złapałem za jej głowę i pokierowałem w stronę wesołego miasteczka.
-Nie… Ale fajnie będzie tam pójść. Z góry wszystko będzie lepiej widać. –uśmiechnęła się.
-W sumie, to jest dobry pomysł. –ochłonąłem, z racji na nieumyślne działanie Miwy.
-To jak? Pofruwamy w chmurkach Ptaszku?
-Zgoda.
Poszliśmy prosto kierując się na diabelski młyn. Wydawało mi się, że wesołe miasteczko jest znacznie dalej niż w rzeczywistości było. Po prostu karuzela okazała się być ogromna. Dalej mam wątpliwości, czy Miwa nie planowała tego od samego początku, by tu przyjść. To koło jest nie do przeoczenia, no chyba, że się cały czas gapi w podłogę.
Nie było to zbyt wielkie wesołe miastecko. Kilka mniejszych atrakcji i stoisk. Główną atrakcją był młyn i choć nie było zbyt wiele ludzi, musieliśmy czekać w kolejce. To było prawie samo południe. Słońce jeszcze mocno prażyło. Zapytałem się, czy dziewczyna sama nie postoi chwilę w kolejce, to ja skoczę po sorbety. Mijaliśmy w drodze takie stoisko.
-To jaki smak chcesz?
Miwa? Mam nadzieję, że mnie nie wypchniesz z gondoli. NIE LATAM!
Poszliśmy beztrosko przed siebie do centrum. Od mojej przeprowadzki nie miałem czasu pozwiedzać, to też nie wiedziałem gdzie iść i czy są tu jakieś ciekawe atrakcje. I miałem jak na zawołanie swoją atrakcję. W oddali zza budynków wyłaniał się diabelski młyn. Nie przepadałem za wesołymi miasteczkami, ale po za nim nie było niczego godnego uwagi. Trzeba było szybko coś wymyślić, by nie iść w tamtą stronę. Kiepsko to mi wychodziło, bo jak postanowiłem skręcić w lewo, następny zakręt Miwa robiła w przeciwną stronę, co ja. Tak więc lekko z ukosa zmierzaliśmy prosto do miejsca, które nie za bardzo mi pasowało. Zawsze wesołe miasteczka kojarzyły mi się z ogromnymi tłumami i sporą ilością hałasu. Nie przywykłem do mieszkania w dużych aglomeracjach, a każda wydawała się duża, kiedy to mieszka się w Norwegi, gdzie po za miastami domki postawione są co kilkaset metrów, a nie jak tutaj, blok przytulony do kolejnego.
-Miwa, nie wiesz może, czy gdzieś w okolicy nie ma jakiegoś parku?
-Nie mieliśmy przypadkiem iść do centrum? Z resztą, jestem tu pierwszy raz, tak jak ty. Mieliśmy się błąkać, pamiętasz?
-Ale wciąż idziemy na to pie******* miasteczko!
-Jakie miasteczko? –Miwa zaczęła się rozglądać. –Staram się iść prosto. Nie zgubimy się tak łatwo.
-Nie mów mi, że od początku nie widziałaś tego wielkiego koła. –spokojnie złapałem za jej głowę i pokierowałem w stronę wesołego miasteczka.
-Nie… Ale fajnie będzie tam pójść. Z góry wszystko będzie lepiej widać. –uśmiechnęła się.
-W sumie, to jest dobry pomysł. –ochłonąłem, z racji na nieumyślne działanie Miwy.
-To jak? Pofruwamy w chmurkach Ptaszku?
-Zgoda.
Poszliśmy prosto kierując się na diabelski młyn. Wydawało mi się, że wesołe miasteczko jest znacznie dalej niż w rzeczywistości było. Po prostu karuzela okazała się być ogromna. Dalej mam wątpliwości, czy Miwa nie planowała tego od samego początku, by tu przyjść. To koło jest nie do przeoczenia, no chyba, że się cały czas gapi w podłogę.
Nie było to zbyt wielkie wesołe miastecko. Kilka mniejszych atrakcji i stoisk. Główną atrakcją był młyn i choć nie było zbyt wiele ludzi, musieliśmy czekać w kolejce. To było prawie samo południe. Słońce jeszcze mocno prażyło. Zapytałem się, czy dziewczyna sama nie postoi chwilę w kolejce, to ja skoczę po sorbety. Mijaliśmy w drodze takie stoisko.
-To jaki smak chcesz?
Miwa? Mam nadzieję, że mnie nie wypchniesz z gondoli. NIE LATAM!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz