Podniosłem wzrok znad papki warzyw, mięsa i makaronu. Wszystko wyglądało
jak wyjęte psu z gardła, co zauważyłem dopiero teraz. Zniesmaczony
przekręciłem głowę tak, by spojrzeć na jedzącego ze smakiem Toshiro.
Widok ten sprawił, że coś ścisnęło mój żołądek jeszcze bardziej, więc
odstawiłem widelec jak najszybciej i odsunąłem tacę prawie na koniec
stolika. Szczęście, że przed tym udało mi się zjeść chociaż jeden marny
kęs, bo nie zapowiadało się, bym wcisnął cokolwiek do wieczora.
Powstrzymując chęć zwrócenia tego, co przed chwilą zdołałem przełknąć,
ledwo udało mi się odtworzyć w pamięci pytanie, które zadał mi chłopak.
Pytanie, które musiało kiedyś paść.
– A jakie jest prawdopodobieństwo, że uwierzysz? – wydusiłem pod nosem,
podpierając głowę na dłoniach. – Chodzę do drugiej klasy. – powiedziałem
wystarczająco głośno, by usłyszał tą cenną informację wśród rozmów
innych uczniów. Blondyn prychnął natychmiast, niemal dławiąc się
kawałkiem lazanii. Przed oczami przemknęła mi tylko wizja, jak
faktycznie bezwładnie pada na stolik i dusi się we własnej ślinie.
Zerknąłem na niego beznamiętnie, zastanawiając się, czy nie powiedziałem
coś zabawnego, o czym - jak miałem w zwyczaju - zdążyłem już zapomnieć.
Jeśli tak, to moje poczucie humoru musiało w sekundę wyjebać poza
skalę, bo jak inaczej wyjaśnić zduszony śmiech blondyna?
– Nie, ale poważnie, bo nie mam ochoty na żarty.
– Jestem poważny – fuknąłem, nie spuszczając oczu z rozbawionej twarzy Toshiro.
– Niemożliwe – uspokoił się i ponownie zajął się zlepkiem makaronu i mięsa. – Czyżbym siedział z piętnastoletnim geniuszem?
Złapałem jasną tacę ze zmiażdżonym jedzeniem i wstałem od stolika bez
słowa. Z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk, podobnie jak z ust
Toshiro. Spodziewałem się, że coś w środku każe mi się odezwać lub
zareagować w jakikolwiek sposób, jednak nie poczułem żadnego impulsu,
żadnej iskry, napędzającej do działania. Zupełnie nic, jakby słowa
dwudziestoletniej masy mięśni z manią wyższości nic nie znaczyły.
– Hej, młody, ale chyba nie masz zamiaru się fochać za coś takiego? – usłyszałem za sobą.
Przystanąłem, pusto wpatrując się przed siebie i dopiero po kilku
sekundach stania bezczynnie obróciłem się w stronę stolika przy którym
przed chwilą siedziałem. Blondyn lustrował mnie z pewnym siebie
uśmieszkiem. Zbyt pewnym. Oj, Toshiro, powiedz mi, jak bardzo się co do
ciebie mylę?
– Oczywiście, że nie, przecież nie jestem dzieckiem – uśmiechnąłem się,
powstrzymując parsknięcie śmiechem. I ignorując wszystko i wszystkich,
odniosłem tacę na miejsce, szybko znikając z tego okropnego miejsca.
Naprawdę nie wiedziałem, dlaczego, ale uśmiech na ustach trzymał mi się
do końca przerwy, mimo iż siedziałem smętnie gdzieś gdzieś pobliżu sali i
obserwowałem z bezpiecznej odległości dziwne wyczyny kolegów z klasy.
Podczas podziwiania ile energii mają, w polu widzenia wraz z dzwonkiem
na lekcje pojawił się nauczyciel chemii. Pędził przed siebie, gubiąc po
drodze kilka kartek.
– Moi drodzy, sprawdziłem wasze kartkówki – powiedział pośpiesznie,
kiedy wszyscy zajęli miejsca przy ławkach. – Większość poradziła sobie
bardzo dobrze, tylko nieliczni muszą poprawić. Oczywiście oddam je wam
pod koniec lekcji, a teraz...
Spojrzałem ukradkiem na nauczyciela, z którego ust wylewał się wodospad
słów. Z zapałem przeszedł do tematu dzisiejszych zajęć, w której nawet
nie chciałem uczestniczyć. Nie chciałem również odzyskać kartkówki, gdyż
doskonale wiedziałem, jaka ocena widnieje na tym świstku. Choćbym nie
wiem jak bardzo uważał, nigdy nie byłem w stanie pojąć przerabianego
materiału. Dlatego też całą godzinę spędziłem na udawaniu, że słucham, a
jej koniec był niczym zbawienie. Kiedy dzwonek w końcu postanowił
zadzwonić, wszyscy ochoczo podchodzili po swoje dobrze napisane
kartkówki i znikali za drzwiami, napawając się chwilą wolności. Ja
natomiast chciałem zniknąć w tłumie i wyjść z klasy niepostrzeżenie,
niestety tuż przy progu drzwi zatrzymał mnie głos nauczyciela:
– Kaito.
Poczekałem aż wszyscy znikną z sali i podszedłem do nauczyciela nieco
zgarbiony i z zaciśniętymi ustami. Ten od razu podsunął mi kartkę przed
nos.
– Wiesz, że musisz to poprawić?
– Tak.
– Ostatnio coraz gorzej ci idzie. Jeśli potrzebujesz pomocy, zawsze
jestem ja lub uczniowie z innych klas – powiedział, sprzątając swoje
rzeczy z biurka.
– Zapamiętam – chrząknąłem i czym prędzej zniknąłem z zasięgu wzroku profesora.
Całą drogę do następnej klasy, w której mieliśmy mieć teraz zajęcia
wpatrywałem się w moje obliczenia, które na pierwszy rzut oka wyglądają
na rozbudowane i poprawne. Szkoda, że ilość nie zawsze równa się z
poprawnością. Przy każdym przykładzie nie obyło się bez korekty
nauczyciela. Nie powiem, trochę mnie to przybiło, a co gorsza, z każdą
kolejną oceną traciłem chęci na jakiekolwiek działanie w tym kierunku.
Toshiro? D:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz