czwartek, 15 czerwca 2017

Od Kaito CD Toshiro

Podniosłem wzrok znad papki warzyw, mięsa i makaronu. Wszystko wyglądało jak wyjęte psu z gardła, co zauważyłem dopiero teraz. Zniesmaczony przekręciłem głowę tak, by spojrzeć na jedzącego ze smakiem Toshiro. Widok ten sprawił, że coś ścisnęło mój żołądek jeszcze bardziej, więc odstawiłem widelec jak najszybciej i odsunąłem tacę prawie na koniec stolika. Szczęście, że przed tym udało mi się zjeść chociaż jeden marny kęs, bo nie zapowiadało się, bym wcisnął cokolwiek do wieczora.
Powstrzymując chęć zwrócenia tego, co przed chwilą zdołałem przełknąć, ledwo udało mi się odtworzyć w pamięci pytanie, które zadał mi chłopak. Pytanie, które musiało kiedyś paść.
– A jakie jest prawdopodobieństwo, że uwierzysz? – wydusiłem pod nosem, podpierając głowę na dłoniach. – Chodzę do drugiej klasy. – powiedziałem wystarczająco głośno, by usłyszał tą cenną informację wśród rozmów innych uczniów. Blondyn prychnął natychmiast, niemal dławiąc się kawałkiem lazanii. Przed oczami przemknęła mi tylko wizja, jak faktycznie bezwładnie pada na stolik i dusi się we własnej ślinie.
http://data.whicdn.com/images/237241382/original.gif
Zerknąłem na niego beznamiętnie, zastanawiając się, czy nie powiedziałem coś zabawnego, o czym - jak miałem w zwyczaju - zdążyłem już zapomnieć. Jeśli tak, to moje poczucie humoru musiało w sekundę wyjebać poza skalę, bo jak inaczej wyjaśnić zduszony śmiech blondyna?
– Nie, ale poważnie, bo nie mam ochoty na żarty.
– Jestem poważny – fuknąłem, nie spuszczając oczu z rozbawionej twarzy Toshiro.
– Niemożliwe – uspokoił się i ponownie zajął się zlepkiem makaronu i mięsa. – Czyżbym siedział z piętnastoletnim geniuszem?
Złapałem jasną tacę ze zmiażdżonym jedzeniem i wstałem od stolika bez słowa. Z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk, podobnie jak z ust Toshiro. Spodziewałem się, że coś w środku każe mi się odezwać lub zareagować w jakikolwiek sposób, jednak nie poczułem żadnego impulsu, żadnej iskry, napędzającej do działania. Zupełnie nic, jakby słowa dwudziestoletniej masy mięśni z manią wyższości nic nie znaczyły.
– Hej, młody, ale chyba nie masz zamiaru się fochać za coś takiego? – usłyszałem za sobą.
Przystanąłem, pusto wpatrując się przed siebie i dopiero po kilku sekundach stania bezczynnie obróciłem się w stronę stolika przy którym przed chwilą siedziałem. Blondyn lustrował mnie z pewnym siebie uśmieszkiem. Zbyt pewnym. Oj, Toshiro, powiedz mi, jak bardzo się co do ciebie mylę?
– Oczywiście, że nie, przecież nie jestem dzieckiem – uśmiechnąłem się, powstrzymując parsknięcie śmiechem. I ignorując wszystko i wszystkich, odniosłem tacę na miejsce, szybko znikając z tego okropnego miejsca.
Naprawdę nie wiedziałem, dlaczego, ale uśmiech na ustach trzymał mi się do końca przerwy, mimo iż siedziałem smętnie gdzieś gdzieś pobliżu sali i obserwowałem z bezpiecznej odległości dziwne wyczyny kolegów z klasy.
Podczas podziwiania ile energii mają, w polu widzenia wraz z dzwonkiem na lekcje pojawił się nauczyciel chemii. Pędził przed siebie, gubiąc po drodze kilka kartek.
– Moi drodzy, sprawdziłem wasze kartkówki – powiedział pośpiesznie, kiedy wszyscy zajęli miejsca przy ławkach. – Większość poradziła sobie bardzo dobrze, tylko nieliczni muszą poprawić. Oczywiście oddam je wam pod koniec lekcji, a teraz...
Spojrzałem ukradkiem na nauczyciela, z którego ust wylewał się wodospad słów. Z zapałem przeszedł do tematu dzisiejszych zajęć, w której nawet nie chciałem uczestniczyć. Nie chciałem również odzyskać kartkówki, gdyż doskonale wiedziałem, jaka ocena widnieje na tym świstku. Choćbym nie wiem jak bardzo uważał, nigdy nie byłem w stanie pojąć przerabianego materiału. Dlatego też całą godzinę spędziłem na udawaniu, że słucham, a jej koniec był niczym zbawienie. Kiedy dzwonek w końcu postanowił zadzwonić, wszyscy ochoczo podchodzili po swoje dobrze napisane kartkówki i znikali za drzwiami, napawając się chwilą wolności. Ja natomiast chciałem zniknąć w tłumie i wyjść z klasy niepostrzeżenie, niestety tuż przy progu drzwi zatrzymał mnie głos nauczyciela:
– Kaito.
Poczekałem aż wszyscy znikną z sali i podszedłem do nauczyciela nieco zgarbiony i z zaciśniętymi ustami. Ten od razu podsunął mi kartkę przed nos.
– Wiesz, że musisz to poprawić?
– Tak.
– Ostatnio coraz gorzej ci idzie. Jeśli potrzebujesz pomocy, zawsze jestem ja lub uczniowie z innych klas – powiedział, sprzątając swoje rzeczy z biurka.
– Zapamiętam – chrząknąłem i czym prędzej zniknąłem z zasięgu wzroku profesora.
Całą drogę do następnej klasy, w której mieliśmy mieć teraz zajęcia wpatrywałem się w moje obliczenia, które na pierwszy rzut oka wyglądają na rozbudowane i poprawne. Szkoda, że ilość nie zawsze równa się z poprawnością. Przy każdym przykładzie nie obyło się bez korekty nauczyciela. Nie powiem, trochę mnie to przybiło, a co gorsza, z każdą kolejną oceną traciłem chęci na jakiekolwiek działanie w tym kierunku.

Toshiro? D:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt