środa, 14 czerwca 2017

Od Miwy do Ktosia

Siedziałam sobie na dziecińcu szkołą. Na kolanach trzymałam mój ukochany plecak stylizowany na głowę białego tygrysa. W rękach trzymałam nie zbyt grubą książkę, właśnie się w nią zaczytywałam. Nie pamiętam jej tytułu, ale wiem, że nie była jakoś bardzo interesująca. Została mi polecona przez znajomą z klasy. Mój Boże... Jakaż to była oklepana fabuła. Coś w stylu Percyego Jacksona, czy jak on tam miał, tylko gorsze. Chociaż jak teraz na to patrze, to może to nawet był PJ. No, ale nie chcę się rozpisywać na temat tej książki. Ważniejsze jest to co działo się ze mną, nie lekturą. Tak więc wracając; siedziałam sobie spokojnie, miętoląc ucho plecaka (jak to brzmi...) w jednej ręce, a w drugiej zaczytując się w księdze. nagle, nie spodziewanie poczułam TO. Tym czymś był nagły przypływ nudy, a równocześnie ogromnych pokładów energii. Schowałam pośpiesznie książkę do plecaka, który po chwili założyłam na jedno, prawe ramię. Teraz czułam, że muszę iść w jakieś bardzo zaludnione miejsce, aby kogoś poznać. Kogoś nowego i ciekawego. Nie tracąc czasu niezwłocznie ruszyłam do Green Hills. Nie martwiłam się w tedy szkołą bo było już w tedy po lekcjach i było coś około popołudnia. Była to może piętnasta trzydzieści.
Gdy dotarłam na miejsce zobaczyłam, jak prawie zawsze, tłumy. Kurcze, przy tak dużej ilości osób nie da się znaleźć tej jedynej do zagadania. No ale trudno. Trzeba spróbować i z tego powodu zaczęłam się intensywnie rozglądać, nie kiedy na kogoś wpadając.

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt