- I jak wam idzie? - zapytał pan Jenkins podchodząc do naszej ławki
- Jak na razie dobrze - odpowiedziała Lisa
- Rozpisaliście już współczynniki i reakcje? - zapytał ponownie
- Jesteśmy w trakcie - odrzekła Lisa - Czeslav coś tam próbował zrobić, ale mu nie wychodzi.
- Pokaż co tam masz - nauczyciel podszedł do mnie i zajrzał mi przez
ramię do zeszytu - Czeslav nie dziwię się, że Ci nic nie wychodzi. Jak
masz te cyferki tu u góry, to to nie oznacza potęgi.
Ech... przygotowałem się już na wykład o niedouczeniu, o podstawowych
błędach i czegoś w tym stylu, ale zdziwiły mnie słowa pana Jenkinsa
- Czeslav idź usiądź przy moim biurku i czekaj.
Hmmm odłożona pogadanka, świetnie. Dlaczego chemia nie może być tak
prosta jak matma, czy fizyka? Tu też jest dodawanie i potęgowanie! Tylko
jakoś nie działa tak samo, sakra. Klapnąłem na krzesło przy biurku i
obserwowałem klasę. Wszyscy byli skupieni na obliczaniu zadań. Pan
Jenkins chodził od ławki do ławki pochylając się nad uczniami. Przy
żadnej nie zatrzymywał się na dłużej niż 30 sekund. Cóż odliczałem już
minuty do pogadanki stulecia... jedna ławka... druga ławka... trzecia
ławka... czwa... trzecia? Pan Jenkins zatrzymał się na dłużej przy emm
jakimś chłopaku. Chodził z nami do klasy, ale jakoś nie zakotwiczył w
mojej głowie. W sumie nigdy się nie odzywał, ani na lekcji, ani na
przerwie. Zawsze nagle się pojawiał i nagle znikał. Nigdy nie widywałem
go na przerwach, ani po lekcjach. Nawet nie wiem jak ma na imię.
Pokiwałem głową i wlepiłem wzrok w muchę, która obijała się o okno.
Głupie stworzonko. Potrafi wlecieć przez pięciocentymetrową szparę, ale
wylecieć przez otwarte okno już nie. Nagle przeszedł koło mnie TEN
chłopak. Wziął krzesło i usiadł z drugiej strony biurka. Hehe też
zaliczy pogadankę. Przynajmniej nie będę sam. Pan Jenkins załatwił
ostatnią ławkę i podszedł do nas. Delikatnie odsunął swój fotel i
usiadł.
- Chłopcy i co ja mam z wami zrobić? - zapytał po chwili
- Ale Panie profesorze - powiedziałem - Co ja poradzę, że robię tak jak mnie od lat uczono...
- Czeslav, ale to nie jest matematyka - pokiwał głową nauczyciel -
Obydwu wam brakuje podstaw i musimy coś z tym zrobić. Moja propozycja
jest taka, że będziemy spotykać się raz w tygodniu po lekcjach na
zajęciach dodatkowych, ale obecnie ze względu na wasze oceny, musimy coś
z tym zrobić.
- Co pan proponuje? - zapytałem
- Proponuję - powiedział - Abyście przygotowali prezentację, ale nie taką na odwal, tylko staranie przygotowaną.
- Z czego? - zapytałem
- Sami wybierzecie sobie temat - powiedział - Zaskoczcie nas. Liczę na
to, że pracę zrobicie wspólnie i każdy z was będzie w stanie powiedzieć
coś na jej temat.
- Nie możemy zrobić ich osobno? - odezwał się chłopak
- Kaito - powiedział nauczyciel (a więc ma na imię Kaito...) - Macie zrobić pracę razem.
Chłopak westchnął, ale skinął głową.
- Macie na to dwa tygodnie. Jak będziecie gotowi wcześniej to poinformujcie mnie. A teraz zmykać, zaraz dzwonek.
Podniosłem się i podszedłem do ławki. Spakowałem wszystkie swoje rzeczy i
wtedy rozbrzmiał dzwonek. Wyszedłem na korytarz i czekałem na Kaito...
dziwne imię. Hehe Kajtek bez majtek, uśmiechnąłem się sam do siebie.
Kiedy tylko zobaczyłem chłopaka od razu do niego podszedłem.
- To teraz będziemy musieli coś wymyślić - powiedziałem - Masz jakiś
pomysł? Ja proponuję wodę królewską, czytałem o niej kiedyś w jednej z
książek. Myślę, że jest dosyć ciekawym tematem. Na pewno Jenkins się
tego po nas nie spodziewa, w końcu to dosyć stary wynalazek i teraz od
niego powoli się odchodzi. Wiesz taki niedoceniany cud w obecnych
czasach.
- Zawsze tyle gadasz? - zapytał
- Hmmm zazwyczaj tak - uśmiechnąłem się
<KAi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz