Cieszyłem się bardzo że przyjęła zaproszenie, wyszykowałem się i
przygotowałem elegancko. Szczerze nie miałem mocnych planów, robiłem
większość rzeczy na spontana. Na dodatek muszę stwierdzić że dziewczyna
również wyglądała cudnie jak zawsze. Nie rozumiałem tego że jeszcze nie
znalazła miłości życia... może to ja nim jestem? Heh... przekonamy się w
dalszej przyszłości. Nigdy nie należy się poddawać... marzenia się
spełniają. Wróciłem do dziewczyny z wodą, tak jak prosiła. Następnie
kontynuowaliśmy przeróżne rozmowy. Troszku przesadziłem z winem... i po
chwili nie ogarniałem co się dzieje. Podszedłem do dziewczyny która po
chwili usiadła na sofie, zbliżyłem się do niej.
-Ogólnie jak się bawisz? - spytałem romantycznie.
-Całkiem całkiem - rzekła kulturalnie.
-Superowo.. a może być jeszcze lepiej... - zamruczałem po czym zbliżyłem usta do jej szyi po czym polizałem po skórze.
-Ej co ty robisz.. - spytała nieco oburzona.
-Spokojnie... - szepnąłem po czym ręką dotknąłem jej piersi.
-Przestań - wkurzyła się po czym zaczęła mnie odpychać. Schwytałem za
nadgarstki i pocałowałem w usta, ta mnie ugryzła po czym odepchnęła
nogami.
-Jesteś powalony! - krzyknęła po czym z hukiem wyszła.
-O co ci chodzi? - opadły mi ręce. - Wracaj szybko - krzyknąłem po czym z
niecierpliwością czekałem aż usnąłem. Przebudziłem się w pozycji
odwrotnej... kręciło mi się w głowie i to ostro. Widziałem rozwalone
rzeczy.... po chwili ogarnąłem co zrobiłem, wszystko się przypomniało,
pierwsze co przyszło do głowy to to że muszę pogadać z Lisabeth.
-Jezu co ja zrobiłem... - schwytałem się za głowę... Szybko ogarnąłem i
wyszedłem z mieszkania, po drodze napotkały mnie ludzkie przeszkody.
Stanąłem pod drzwiami dziewczyny, zacząłem pukać zaniepokojony, ale była
tylko głucha cisza.
-Lisa? Ej to ja... proszę cię musimy pogadać... - prosiłem zrozpaczony.
Nadal głucha cisza... pomyślałem po chwili że jednak jej tam nie ma. W
jedynym miejscu gdzie mogła się znajdywać było boisko treningowe. I tak
jak myślałem, była tam ćwicząc na kukle.
-Lisa! - krzyknąłem za kratą. Ona gdy tylko mnie zobaczyła, przewróciła
oczami i chciała po prostu wyjść albo olać mnie jak najdalej.
-Poczekaj.. - podbiegłem do wejścia. Zatrzymałem się tuż przed nią...
-Chciałem cię przeprosić... - rzekłem najpierw, ta ominęła mnie odpychając po czym leciała dalej do przodu.
-Ej czekaj proszę... Lis.. - złapałem ją za ramie.
-Wysłuchaj mnie... naprawdę chce cie przeprosić. - rzekłem jakby przez łzy.
-Zostaw mnie w spokoju. - zdenerwowała się. Padłem przed nią na kolana...
-Błagam cię... daj mi się wytłumaczyć. Proszę... - prosiłem jak żebrak albo szczeniak... nie chciałem jej stracić.
Lisabeth?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz