Zirytowany patrzyłem z góry na siedzącego w ławce, którą sobie
wcześniej upatrzyłem, chłopaka o blond włosach i błękitnych,
hipnotyzujących oczach. Oczywiście był to nikt inny, jak człowiek, który
wczoraj przeszkodził mi w rozpieszczaniu Seta i nie podziękował za
moją, chociaż nie do końca życzliwą, pomoc.
Stałem w milczeniu, piorunując go wzrokiem, jednak nie doczekałem się
reakcji z jego strony, poza wrogim spojrzeniem, więc parsknąłem
zirytowany, ruszając do ławki przed nim. Nie dane nam było długo
siedzieć na naszych miejscach, ponieważ, była to lekcja wychowawcza, a
pani Caroline Sparks, młoda blondyna, wyglądająca na pozytywnie
nastawioną do życia, poleciła naszej dwójce wyjść przed klasę i się
przedstawić. Na pierwszy ogień poszedłem ja. Powiedziałem parę
niemrawych słów i zająłem swoje miejsce, tęsknie patrząc za ostatnią
ławką.
Następny był Leo, jak się przedstawił, który także na odczep się
poprowadził prezentację swojej osoby. Wracając do ławki, przypadkowo,
czy nie, szturchnął mnie ramieniem, przez co odwróciłem się do niego,
posyłając mu kolejne rozwścieczone spojrzenie. Ten jedynie wzruszył
ramionami i wbił wzrok w ławkę.
-Szlag by cię…-Prychnąłem cicho i skupiłem całą swoją uwagę na swoich dłoniach, które nagle wydały mi się niezmiernie ciekawe.
Nie dane jednak było mi zagłębić się w analizę linii papilarnych, bo
‘kolega’ z ławki za mną zaczął trącać rytmicznie moje krzesło i już
miałem mu coś powiedzieć, gdy po obróceniu się, zauważyłem, że ten był w
innym świecie, wpatrzony w świat za oknem. Obserwowałem go dłuższą
chwilę w zamyśleniu i prawie podskoczyłem, gdy odwrócił twarz w moją
stronę i wbił we mnie swoje chłodne spojrzenie. Speszyłem się, jednak
nie dałem tego po sobie poznać, wracając do pozycji sprzed dwóch minut,
aczkolwiek ręce nie były już tak fascynujące. Ciekawiej działo się w
mojej głowie, gdzie karciłem się za takie lamerskie zachowanie. Nigdy
więcej ściągania maski z twarzy w miejscach publicznych, nigdy!
Po wszystkich lekcjach zebrałem się jak najszybciej, praktycznie biegiem
opuszczając klasę, czego nie zwracając najmniejszej uwagi na chłopaka,
przez którego straciłem gardę. Moim celem była stołówka, która
znajdowała piętro wyżej. Schody minąłem skacząc po dwa schodki, o mało
nie klnąc na ślimaczących się uczniów. Po przedarciu się przez tłumy
stałem w drzwiach stołówki, rozglądając się dookoła. W końcu podszedłem
do bufetu, nabierając sobie trochę ryżu z warzywami oraz szklankę soku. Z
pełną tacą udałem się do kąta jadalni, gdzie usiadłem przy prawie
pustym stole. Pech chciał, że ‘prawie’ robiło tu ogromną różnicę, bo
przy stole siedział dokładnie ten, którego zdecydowałem się unikać.
Bez słowa wstałem i już miałem pójść do innego stolika, gdy zatrzymał mnie głos.
-Jesteś na tyle dziecinny, żeby teraz stąd odejść, bo ktoś kto tu siedzi
zakosił Ci ławkę? Wiedziałem, że jesteś rozpieszczonym szczylem, ale
nie sądziłem, że aż tak. – Słysząc te słowa, przeszedł mnie niewidoczny
dreszcz. Wściekły odwróciłem się w jego stronę i już miałem mu coś
wygarnąć, ale widząc jego wyraz twarzy, wiedziałem, że na starcie byłem
stracony, po raz pierwszy w swoim siedemnastoletnim życiu.
Leo?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz