Dzieciak wyglądał jakby miał mnie atakować, ale niewidzialna siła go
powstrzymywała. W jego szkarłatnych oczach znalazłem błysk niepewności.
Podniosłem się z krzesła, które niosło szurając o podłogę brzmiało jakby
ją raniło.
-I tak skończyłem już posiłek, dzieciaku.- Po tych słowach wyszedłem ze stołówki.
Obróciłem się na sekundę aby sprawdzić co robił chłopak, z tego co się
dowiedziałem nazywa się Near. Jego blond czupryna była lekko spuszczona w
dół a oczy wpatrywały się w drewniany stolik. Odwróciłem się gdy blond
włosy zaczęły odsłaniać w pełni jego twarz a źrenice biegły w moją
stronę. Tego było już za dużo. Od dzisiaj ustawiam sobie rutynę tak aby
omijać rozpieszczonego bachora szerokim łukiem. Gdy wkroczyłem do
swojego syfiastego królestwa, niemalże natychmiastowo wyłożyłem na
biurku mój notatnik(który miał służyć mi do notowania lekcji) i
sporządziłem listę sposobów ''JAK UNIKAĆ BACHORA''. Nie wyszło tego za
wiele. Na środku klasy wymamrotał, że lubi jazdę konną, co oznaczało, że
zapewne jest w klubie jeździeckim. Omijać stajnie- To był punkt numer
jeden. Nie wymamrotał nic więcej, więc moim punktem numer dwa było
zmienienie siedziska.
Co jak się okazało na drugi dzień było niemożliwe bo nasza
wychowawczyni ''woli nas trzymać w jednym miejscu.''. W środku,
gotowałem się ze złości, ale przecież nie uderzę nauczycielki. Zamiast
tego skierowałem wzrok na złotowłosą nauczycielkę i pytam, w miarę
grzecznie, zapytałem czy mogę skorzystać z ubikacji. Oczywiście kobieta
była miła, nie miała nic przeciwko, zresztą, miałem całe 5 minut na
załatwienie interesów. Naturalnie, nie załatwiałem spraw fizycznych.
Właściwie to wymierzałem ciosy ścianie pokrytej płytkami aby ulotnić
swój gniew. Dlaczego byłem taki zły? Otóż, nie miałem problemu z
ignorowaniem całej rasy ludzkiej, ale miałem wielki problem z
ignorowaniem tego chłoptasia. Głównie pytanie to ''czemu''? Uderzam
ścianę jak największego wroga, czując w knykciach znajome ukucie bólu.
Obijanie twarzy kapucynom(dupkom) jest znacznie zabawniejsze.
Gdy mój gniew prawie całkowicie się ulotnił, postanowiłem zawrócić i
pędzić do klasy. Przechodzę obok blondyna, który wygląda jakby chciał
coś powiedzieć kompletnie go ignorując. Siadając w ławce robię to samo
co wczoraj. Podziwiam świat za oknem. Ptaki lecące po wyjątkowo czystym
niebie. Wiatr delikatnie łaskoczący liście na drzewach. Natura potrafi
być piękna.
Przez te parę godzin robienia notatek, patrzenia w okno odezwał się
brak energii. Chciałem już wrócić do łóżka a przede mną były jeszcze
zajęcia klubowe i relaks z gitarą. Cudownie.
Cóż, zajęcia klubowe były naprawdę ciekawe. Nie mogę powiedzieć, że
się znudziłem bo tak nie było. Cóż, jako miejsce relaksu z gitarą
wybrałem Park Green Heels. Był idealny. Zegar wbił 18:00, o tej porze
roku niebo o tej godzinie było jasne, a ptaki śpiewały rześko swoje
piosenki. Rozłożyłem swoją czarną bluzę na zacienionej przez potężne
drzewo trafie. Północna Irlandii- trawa tutaj zawsze bywała mokra.
Wyciągnąłem mój instrument marzeń ze skórzanego materiału chroniącego
mojego synka przed wszelkimi zniszczeniami. Wraz z moją gitarą
wyciągnąłem wszystkie nuty. A było ich dużo. Cała tona. Wybrałem
delikatną, można powiedzieć, że nawet kobiecą piosenkę jaką była ''Give
me love''. Mam słabość do tego typu piosenek granych na gitarze. Jedna
po drugiej, struny szarpane przez moje palce wydawały z siebie magiczne
dźwięki. Całość przebrzmiewała nie tylko przez moje uszy, ale także i
duszę. Delektowałem się każdą sekundą smętnego grania. Jednak bańka
mydlana prysła kiedy obok mnie przebiegł biały pies, a za nim głos który
wołał imię szczeniaka.
Skierowałem głowę w bok. Przed malowniczą, białą altanką stał nie kto inny niż dzieciak.
(Near?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz