Przeglądałem kartę ciast i kaw, czując wręcz w ustach słodki smak owych
łakoci. Lubiłem tu przychodzić, skoro na czas wyjazdu do Akademii
zostałem pozbawiony domowych wypieków spod ręki mamy i Mariś - nie
mogłem się już doczekać świąt, kiedy wrócę na parę dni i całą rodziną
znowu będziemy w komplecie. Tęskniłem za nimi już od chwili wyjazdu.
- Zdecydowałaś się na coś?- zapytałem dziewczynę, przejeżdżając palcem po śliskim papierze.
- Wybiorę szarlotkę z bezą, kruszonką i lodami, do tego Cappuccino. A
Ty, zostajesz przy swoim cieście krówkowym?- odparła Anastazja z
delikatnym uśmiechem.
- Tak, nostalgiczny smak, prawie identyczny jak w moich rodzinnych stronach.
- Niemcy?- domyśliła się.
- Ano- potaknąłem.- Chciałbym być znowu w domu... No, jeszcze chyba wezmę gorącą czekoladę z lodami waniliowymi.
W tej samej chwili, obok nas pojawiła się kelnerka, inna niż ta, która
wręczyła nam karty dań - ta była chyba nieco młodsza i, sądząc po jej
nieco trzęsących się dłoniach, pracowała tu od niedawna. Biegała
wzrokiem we wszystkie strony.
- Mogę przyjąć państwa zamówienie?- zapytała, najwyraźniej próbując
nadać głosowi jak najbardziej spokojny ton, chociaż wyczuwało się w nim
echo niepewności.
- Anastazja?- zachęciłem ją.- Ty pierwsza.
Powtórzyła to, na co miała ochotę, a następnie przyszła kolej na mnie.
Kelnerka dygnęła leciutko i zapisała kilka zdań w notesiku, po czym
zabrała nasze karty dań i obiecała, że za parę minut otrzymamy
zamówienie.
Kiedy odeszła, zarejestrowałem, że Anastazja rozgląda się ciekawie po
wnętrzu, szczególną uwagę zwracając na pnącą się winorośl pokrywającą
niemal całą ścianę.
- Lubisz rośliny? I architekturę? - zagaiłem, również obserwując
wszystko dookoła. Za oknem przysiadł niewielki ptak o brązowych piórach,
przypominający nieco wróbla. Z ciekawością błyszczącą w czarnych,
paciorkowatych oczkach chwilę poobserwował harmider, po czym rozłożył
skrzydełka i odleciał.
- Przyroda i sztuka są fascynujące!- odparła żywo, nachylając się delikatnie nad stolikiem.- Tyle piękna, tyle duszy...
- O, czyżby artystka?
Na jej twarz wlał się delikatny rumieniec.
- Lubię botanikę. Sztukę zresztą też.
- Jesteś może w Klubie Miłośników Sztuki? Pasowałabyś jak ulał!
- Zaglądam tam tylko czasami. Jestem w Klubie Przyjaciół Skarpetek.
- Pocieszna gromada, nie? Chociaż w sumie, to tylko słyszałem o
niektórych ludziach stamtąd, ale jestem pewien, że pokój klubowy aż
huczy od pozytywnej energii! Czyli projektowanie ubrań? Dogadałabyś się z
moją siostrą!
- O, masz rodzeństwo? Młodsze czy starsze?
- Czekaj, pokażę ci- chwilę pogrzebałem w portfelu, po czym podałem
dziewczynie zdjęcie siostry.- Ma siedem lat, nazywa się Marianne.
- Urocza jest!
- Co nie?- uśmiechnąłem się szeroko.- Kochana, mała złośnica. A jak z tobą?
- Mam starszego brata. Oliver.
- Hm, czyli też jesteś młodszą siostrzyczką! Macie w sobie coś charakterystycznego.
W tej samej chwili, kelnerka przyniosła nasze ciasta. Ze smakiem
zabrałem się za pałaszowanie swojej porcji - zanim się obejrzałem, na
talerzu zostały same okruszynki, a na filiżanki ledwo kilka kropel.
Anastazja była jakoś w połowie, ale również za niedługo skończyła.
- Jak robimy z rachunkiem?- zapytała, ocierając chusteczką kąciki warg, na których zebrały się okruszyny.
- Ja zaprosiłem, ja płacę, nie przyjmuję innej odpowiedzi!- uśmiechnąłem się szeroko.
- Daj spokój, mogę za siebie zapłacić, przecież...
- Mariś by mi urwała głowę, miejże litość!- pokręciłem zdecydowanie głową.- Ja chcę jeszcze trochę pożyć!
Po chwili otrzymaliśmy rachunek - jak zapowiedziałem, zapłaciłem, po
czym wyszliśmy na zewnątrz, gdzie powitały nas ciepłe promienie letniego
słońca.
- Masz może ochotę się jeszcze przejś?- zapytałem.- W okolicy jest
całkiem sympatyczna łączka, kiedyś bym ją w sumie chciał namalować. Czy
już może wolisz wraca?
< Anastazja? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz