Spojrzałam na dziewczynę z ukosa. Zdecydowanie brakowało jej pewności
siebie. Było to widać. Kuliła się, uciekała wzrokiem. Rozumiałam ją w
pewnym sensie. Była inna, a inność zawsze w pewien sposób bolała. Co z
tego jeżeli dla mnie była zwyczajnie interesująca!
- Haj, hej… - zagadnęła, podchodząc do niej i chwytając jej dłoń, żeby
dodać jej nieco otuchy. – Wszystko dobrze. Nie musisz się z niczym
spieszyć. Czasami zapominam , że nie każdy ma od urodzenia niewyparzony
jęzor, jak ja.
- Nie uważam, że masz niewyparzony jęzor – rzuciła szybko, jakby bojąc się, że coś źle odbiorę.
- Ale ja już tak – uśmiechnęłam się. – Tak, wiem, ciężko się spodziewać
samokrytyki po kimś, kto tyle gada, ale ją posiadam. Każdy ma jakieś
wady. Tak działa świat i ludzie. Wiem jedno. Nie daj się zwariować.
Czasami trzeba po prostu łapać chwile.
Dziewczyna wlepiała we mnie swoje oczka, widocznie się wahając. Była
spięta. Myślała o czymś intensywnie. Chciałabym wiedzieć o czym, ale nie
wypada pytać o takie rzeczy tak od razu.
- Jak będziesz chciała to wyjdziemy, ok? – zarządziłam.
- Nie trzeba…
- Po prostu jak coś to mów. A do tego czasu… pościgaj się ze mną nieco!
Wyglądasz na taką, której zdecydowanie nie brakuje kondycji –zachęcałam.
W końcu, małymi kroczkami, udało się nam dojść do tego, że Rozalia
poczuła się chyba odrobinę swobodniej, bo po czasie dołączyła do moich
wygłupów i nawet zarobiłam niezła porcją wody. Ostatecznie zabawa nieco
nas zamączyła… Dobra, mnie, bo mojej towarzyszce zdecydowanie nie
brakowało kondycji. Mnie już chyba odrobinkę owszem, szczególnie przy
niej. W rezultacie wyszłyśmy znów na brzeg i przysiadłyśmy na trawie.
Słonko grzało nas wesoło, choć lekki wietrzyk wydawał mi się czasami
nieco zbyt chłodny.
- Zimno ci… - zauważyła moja towarzyszka.
Widziałam, że czasami an mnie zerkała. Nieśmiało, ale… rumieniła się
przy tym. Miałam kolejną sprawę, nad którą przyszło mi się zastanawiać.
Ten wzrok był wynikiem zwykłej zazdrości, jaką kobiety często wzajemnie
odczuwały, czy może zainteresowania? Jakoś tak… wolałabym to drugie.
Szczególnie, że dziewczyna naprawdę była o wiele bardziej interesująca i
pociągająca niż sama o sobie myślała.
- Odrobinkę – odpowiedziałam i już chciałam sięgać po swoje ubrania,
kiedy Rozalia zarzuciła mi na ramiona swoją koszulę. Zaskoczyło mnie to,
tak samo fakt, że odrobinę się do mnie przy tym przysunęła i nasze uda
zetknęły się.
Uniosłam wzrok i napotkałam jej lekko wystraszone oczka. Ten widok, w
połączeniu ze sporym rumieńcem jaki wykwitł an jej policzkach dziwnie
mnie rozczulił.
- Słodziutka jesteś – wypaliłam i zanim pomyślałam, musnęłam ustami jej policzek.
- D-dziękuję… - wymamrotała, speszona.
Nie zostałyśmy tam długo. Trzeba było wracać do akademii. Ubrałyśmy się,
choć musiałam przyznać, ze niechętnie oddałam Rozalii jej własność.
Niby prosta, biała koszula, ale było mi w niej dziwnie wygodnie i
ciepło, do tego pachniała delikatnymi, świeżymi perfumami o kwiatowych
nutach. Niby nic wyszukanego, ale jakoś tak… idealnie do niej pasowały.
- To kiedy się znów widzimy? – spytałam gdy odprowadziłyśmy już konie do
stajni. Jednocześnie miałam ochotę jak najszybciej schować się w swoim
pokoju. Makijaż mi spłynął… A przynajmniej miałam nadzieję, że spłynął
cały, bo jeżeli miałam wokół oczu klasyczną pandę, to aż niezwykłe jest,
to, że moja towarzyszka nie zmarłą jeszcze ze śmiechu…
Rozalia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz