środa, 28 czerwca 2017

Od Michaela CD Sayuri

Głośny, przeszywający na wskroś dźwięk dzwonka wyrwał wszystkich z apatii - nawet, jak się zdaje, panią Brooks, która zdawała się również być niesamowicie senna - cóż, nagłe upały nie oszczędziły nawet nauczycieli. Na sam koniec dopiero uczniowie uwolnili resztki energii i prędko wrzucili książki do plecaków, po czym, jakby na wyścigi, ruszyli w stronę wyjścia. Pani Brooks chyba chciała jeszcze coś dodać - zapewne pracę domową - ale, widząc ogólne zamieszanie, po prostu przewiesiła sobie torbę przez ramię i wzięła dziennik, czekając, póki hałastra nie opuści w całości pomieszczenia. Ja sam wylądowałem na szarym końcu, gubiąc w tłumie Czesia, więc po prostu również oparłem się o szafki, ziewając szeroko - dawno nie byłem wypompowany do tego stopnia z sił życiowych.
Szedłem - a może lepiej powiedzieć, że człapałem - przez pustoszejący z każdą chwilą korytarz, by w końcu dojść do automatu. Wyskrobałem z dna kieszeni spodni jakieś drobne i wybrałem butelkę wody, po czym wolnym krokiem ruszyłem w stronę dziedzińca, chcąc zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. Pierwszym haustem chłodnego napoju opróżniłem połowę butelki, niemal krztusząc się cieczą.
Kiedy byłem już na zewnątrz, pod wpływem impulsu, wylałem na kark resztę wody w celu przyśpieszenia ochłodzenia - zostało wtedy jeszcze może jedna czwarta całości. Nieco orzeźwiony i w zdecydowanie lepszym humorze otaksowałem wzrokiem cały teren, chłonąc jego piękno - zieleń liści na szumiących drzewach, wielobarwne kwiaty, na przykład takie stokrotki, nieśmiało wychylające się zza źdźbeł traw czy też dumne, wyprostowane tulipany, równym rządkiem zasadzone w szkolnym ogródku, ogrodzone kilkoma płotkami. Osobiście muszę przyznać, że zawsze wolałem te rosnące dziko, bez z góry narzuconego porządku - było w nich jakieś takie niewymuszone niczym piękno, siła zamknięta w delikatnych płatkach.
Wtem w oddali moją uwagę przykuła jedna sylwetka, pochylona nad jakimś przedmiotem - po chwili uznałem, że to najpewniej szkicownik. Znałem również dziewczynę, nowa osoba w mojej klasie - zapamiętałem ją szczególnie dzięki niesamowicie długim włosom, jakie to zawsze chciała mieć Mariś. Sayuri Novoselic. Cóż, można podejść. Sam pamiętałem swoje pierwsze dni w Akademii, kiedy próbowałem się zaaklimatyzować. Tym bardziej, że odtąd mieliśmy być w jednej klasie, a w tego rodzaju zbiorowiskach najbardziej chyba ceniłem właśnie więzi i atmosferę między ludźmi.
- Hej!- zagadałem, klepiąc dziewczynę delikatnie w ramię.- Mogę się przysiąść?
Spojrzała na mnie, najwyraźniej nieco skonsternowana. Po chwili jednak przytaknęła, a ja ległem na miękkiej trawie.
- Michael ogółem jestem, może mnie nie kojarzysz, ale chodzimy do jednej klasy. O, rysujesz? Pokaż!
- Jeszcze nie skończyłam...- mruknęła cichutko, ale odwróciła nieco rysunek w taki sposób, bym mógł mu się przyjrzeć. Bez trudu rozpoznałem, co takiego chciała oddać - puste pole, zaś główny element rysunku stanowiła dwójka ludzi - może para zakochanych? - która siedziała na kocu.
- Ładnie- uznałem.- Masz dobre wyczucie proporcji. Tylko radziłbym ci dodać jakieś tło, może las w oddali, bo nieco tu za pusto. Ogółem, jak wrażenia z pierwszego dnia w Akademii?

< Sayuri? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt