Zmarszczyłam brwi. Mimo wściekłości musiałam przyznać mu rację.
Westchnęłam i rozluźniłam dłonie, na których widniały głębokie ślady po
paznokciach. Wzięłam głęboki wdech i powiedziałam:
- Przepraszam. Masz rację. Ja po prostu... - machnęłam ręką. I tak już za dużo mówię. Przełknęłam ślinę i dopowiedziałam:
- Mam dzisiaj wolny wieczór. Zrobię te plakaty. Ty pogadaj z ludźmi. -
spojrzałam na chłopaka, który uśmiechał się pogodnie. Dźwignęłam się na
nogi i rozprostowałam plecy. Chwyciłam torbę i rzuciłam mu marker.
Zaskoczony złapał go i spytał:
- A to po co? - podałam mu kartkę i wyjaśniłam:
- Napisz swojego maila. Wyślę ci gotową pracę. Jakby co jestem w pokoju
98. - złapałam pisak i kartkę i ruszyłam w stronę drzwi. Tuż przy nich
odwróciłam się i warknęłam:
- Ale przychodź tylko w sprawach kotków, jasne? - usłyszałam śmiech
chłopaka i wyszłam z jego pokoju. Skierowałam się do dziewięćdziesiątki
ósemki. Po dojściu na miejsce rzuciłam się na łóżko i westchnęłam.
Miałam dosyć tego wszystkiego. Z tym Michaelem jest więcej problemów niż
mogło by się wydawać. Zrobiłam sobie kawę i usiadłam do laptopa.
Zaczęłam robić ogłoszenie. Widniało na nim zdjęcie maluchów i tekst
"Oddamy cztery małe kotki w dobre ręce. Chętni proszeni o zadzwonienie
nad którymś z tych numerów...". Zadumałam się. Patrząc na zdjęcie
przypomniałam sobie małego czarnego kotka o wielce ciekawym ubarwieniu.
Pomyślałam także o Agape, która zbzikuje mając za towarzystwo tylko tatę
i Falcona (kocura ojca). Po głębszym zastanowieniu skasowałam słowo
cztery i zamieniłam je na trzy. Ten kocurek niezwykle przypominał mi
pewną kawiarenkę, w której piłam niezwykle dobrą kawę. Tym samym
wybrałam dla niego imię. Kофе - Kawa. Uśmiechnęłam się i wysłałam
plakaty do Michaela. Oparłam się o krzesło i potarłam czoło. Wydawało mi
się, że o czymś zapomniałam... Mój wzrok prześlizgnął się na łyżwy
lężące w jednym miejscu od półtorej tygodnia. Walnęłam się w głowę. Ależ
ja jestem głupia! Nie ćwiczyłam do Grand Prix tak długo, że mogląm już
całkiem zapomnieć ruchów. Spojrzałam na zegarek. Była 19. Późno, ale
jeszcze zdążę. Chwyciłam buty i wybiegłam z pokoju. Już trzeci raz w
ciągu tego samego dnia. Ugh, pomaganie innym jest takie upierdliwe! W
tempie ekspresowym dobiegłam do ośrodka, w którym znajdowało się
lodowisko. Założyłam łyżwy i wjechałam na lód. Czując pod podeszwami
znajomą powierzchnię, uśmiechnęłam się. Założyłam słuchawki i zaczęłam
ćwiczyć. Poczwórny Salchow, potrójny Flip i Russian Split ( kto w ogóle
wymyślił tę nazwę? ). Skakałam je niemal instynktownie, dostosowując się
do muzyki. W końcu ta, skończyła się, a ja wykończona upadłam na
posadzkę. Dyszałam ciężko, nie mając siły nawet na wstanie. Nagle
usłyszałam głos, którego nie spodziewałam się tu usłyszeć w żadnym
stopniu. "Co on tu k#rwa robi?" - pomyślałam patrząc na Michaela.
<Misiek? Tak znowu brak weny. Tak masz wolną rękę. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz