Z rozmachu rzuciłem walizkę w kąt pokoju, aby zwolnić jedną rękę.
Ostrożnie odłożyłem na podłogę resztę bagaży, zwinnie wymijając przy tym
plączącą się na podłodze kulkę sierści, będącą moim kotem. Usiadłem na
łóżku, opierając głowę o ścianę. Wbiłem wzrok w pusty sufit, po czym
przymknąłem delikatnie powieki. Przeprowadzka już prawie dobiegła końca.
Umeblowałem swoje nowe mieszkanie, rozpakowałem większą część swoich
rzeczy, załatwiłem wszystkie papiery do Akademii Green Heels. Jutro mój
pierwszy dzień w nowej szkole. Zerknąłem na zegar naścienny, wiszący na
przeciwległej ścianie. Wskazówka powoli dobijała do północy. Na ogół
kładę się spać znacznie później, jednak jutro, a raczej dzisiaj, czeka
mnie naprawdę ciężki dzień. Wziąłem szybki prysznic, chcąc uwolnić się
od natłoku emocji. Ciepła woda działała na mnie kojąco. Po kąpieli bez
dłuższego namysłu rzuciłem się na łóżko. Wtuliłem głowę w poduszkę,
zamykając oczy. Nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy dobrowolnie oddałem
się w objęcia Morfeusza.
Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, rozpoczynającego właśnie swoją
codzienną wędrówkę o błękitnym niebie. Leniwie uniosłem powieki, z
lekkim trudem podnosząc się do pozycji siedzącej. Zerknąłem na zegar.
Jak się okazało, wstałem pół godziny przed budzikiem. Poczułem delikatny
dreszczyk satysfakcji. Wreszcie udało mi się przechytrzyć to diabelskie
urządzenie. Zwlekłem się z łóżka, po czym pomaszerowałem do łazienki,
gdzie wypełniłem wszystkie podstawowe elementy porannej rutyny.
Przerzuciłem przez ramię torbę z książkami, a następnie bez dłuższego
zwlekania wyszedłem z mieszkania. Budynek szkoły mieścił się zaledwie
parę parkowych alejek dalej. Przebrnąłem przez dziedziniec pełen
uczniów, przemknąłem równie zatłoczonym korytarzem, aż wreszcie dotarłem
do odpowiedniej sali, dopadając do drzwi niemalże równo z dzwonkiem.
Uczniowie zajęli swoje miejsca. Rozejrzałem się dookoła. Pomieszczenie
nie było zbyt duże, wszyscy siedzieli parami. Na pierwszy rzut oka nie
było już wolnych krzeseł. Wtem poczułem czyjś dotyk na ramieniu.
- Collin, prawda? - usłyszałem życzliwy głos mojej nauczycielki. - Może
usiądź... O, obok Isil - powiedziała, wskazując wolne miejsce obok
szatynki.
Skinąłem głową i usiadłem w ostatniej ławce obok zaskoczonej dziewczyny. Uśmiechnąłem się do niej ciepło.
- Hej - przywitałem się. - Jestem Collin.
- Isil... - odparła szeptem, jak się później okazało, po raz ostatni w ciągu tej godziny.
Większość lekcji spędziłem na bezceremonialnym przygrywaniu ołówka i
nuceniu pod nosem ulubionej piosenki. Od czasu do czasu zdarzyło mi się
zerknąć na nową znajomą. Isil wydawała się potwornie spięta. W końcu
donośny dźwięk dzwonka oznajmił przerwę. Wstałem ze swojego miejsca,
wychodząc z sali. W międzyczasie mój wzrok jeszcze raz wylądował na
szatynce, przez co mimowolnie uśmiechnąłem się szeroko. W porównaniu do
mnie ona była... Niziutka. Oparłem łokcie na parapecie, wyglądając przez
okno. Chwilę później również ta czynność zaczęła mnie nudzić, toteż
wróciłem pod klasę. Na ławeczce przy drzwiach siedziała Isil, pogrążona w
lekturze jakiejś książki. Bez zastanowienia zająłem miejsce obok niej.
- Co czytasz? - zapytałem, zwracając tym samym na siebie uwagę dziewczyny.
< Isil? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz