- Nawet nie wiecie jak dobrze znowu jest was widzieć- mruknął Ches,
klepiąc mnie słabo po plecach.- I, bardzo cię proszę, dajże mi nieco
oddychać.
Chwyciłem chłopaka za ramiona i odsunąłem od siebie na długość
wyprostowanych rąk, przyglądając się jego uśmiechniętej twarzy ze
zmarszczonymi brwiami, a następnie potrząsnąłem nim jak gruszą.
- Powiem-to-bardzo-powoli- wycedziłem, dobitnie podkreślając każdy
wyraz.- Jeszcze-raz-odwalisz-coś-takiego,
a-coli-więcej-na-oczy-nie-zobaczysz. Rozumiesz?
Po czym parsknąłem śmiechem, a po krótkiej chwili dołączył do mnie przyjaciel.
- Cieszę się, że wszystko już jest w porządku- mruknęła cichutko Isil, oddychając z wyraźną ulgą.
- No jasne- przyznała Taiga. Przyjrzałem się uważnie dziewczynie. Dotąd
miałem okazję tylko mijać ją na korytarzach i widzieć podczas apeli
szkolnych, więc nie mogłem powiedzieć, że jakoś świetnie znałem jej
charakter. Niemniej, musiała mieć jakiś udział w całej tej akcji, skoro
teraz była tutaj. Zapewne gdyby nie ona, Ches miałby dużo większe
problemy, podczas gdy ja co zrobiłem? Boczyłem się gdzieś w kącie, nawet
nie próbując dociekać źródła tego całego zamieszania.
- O co tak właściwie chodziło?- zapytałem, kiedy wreszcie puściłem chłopaka.
- Głupia sprawa, wiesz...
- Wiem. W jakie niby zazwyczaj się wpakowujesz?- wyszczerzyłem się
szeroko. Jeszcze parę minut temu byłem niesamowicie wściekły i zdołowany
przez tą całą akcję, ale teraz, kiedy Braciszek siedział beztrosko
między nami, złe emocje opadły ze nie jak ciężki kubrak nasiąknięty
wodą. Niesamowite uczucie ulgi.
- Narkotyki- wyjaśniła cicho i spokojnie Taiga, siadając na wolnym
krześle.- Ktoś oskarżył go o posiadanie narkotyków i nieszczęśliwie
wybrali akurat puszkę coli oryginalnej receptury, w której pierwotnie
były śladowe ilości kokainy.
- Ale obstawiam, że i tak nie będziesz miał dość tej coli?
- No coś ty! To miłość!
Isil pokręciła z niedowierzaniem głową, ale również się uśmiechnęła.
Uczucia, jakie Ches żywił do owego gazowanego napoju były nierozerwalnie
związane z jego osobą i bez nich nie byłby już tym samym starym, dobrym
frisbo-colo maniakiem.
- Słowo daję, odstawię ci kiedyś wszystkie te puszki na najwyższą półkę- zażartowałem.
- Taiga, on mi autentycznie grozi!- chłopak wskazał na mnie palcem.-
Ostatnio mi nie uwierzyłaś! Pamiętaj, ja wiem, gdzie jest Immi!
- Chcesz ją zabrać?- przechyliłem lekko głowę.- Masochista się znalazł.
- Kto to mówi- parsknął Ches, ale zaraz sam się uśmiechnął.
- Tak w ogóle, Taiga- spojrzałem na dziewczynę, nieco zakłopotany.- Dzięki. Wiesz, gdyby nie ty...
- Jasne, żaden problem. Po części odpowiedzialność ponoszę w końcu ja, sama mu kupiłam tę colę.
- Winna jest tu jego miłość.
- Gadacie, jakbyście mnie od śmierci uratowali- przewrócił oczami.
- Oj tam, oj tam- machnąłem ręką.- Marudzi, nie, Isil?
< Ches, Tai, Isiś? Wybaczcie, że dopiero odpisuję >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz