Czekajcie... co to się właśnie wydarzyło? Nadal do mnie nie dotarło.
Powiedziała tak. Odpowiedziała TAK na moje pytanie. Na te durne pytanie,
wymyślone przez Miśka.
- Sakra mam narzeczoną - wydusiłem z siebie
- I to nie byle jaką - powiedział Misiek otwierając colę i pociągając z niej dużego łyka - Zazdroszczę Ci jak nikt.
- Aj sakra cicho już siedź! - krzyknąłem - To przez Ciebie!
- Przeze mnie? - chłopak zakrztusił się - Gdybyś się nie wywalił, to nie było by o niczym mowy. A żeś ciapa to masz!
- Misiek, przestań dobrze ci radzę - powiedziałem siadając na krześle - I co ja teraz mam zrobić?
- Mmm na początek jakieś kwiatki, czekoladki, potem upojna noc w akademiku... - nie dokończył, bo rzuciłem w niego gąbką
- Ja serio pytam! - powiedziałem - Nie chwaląc się, nigdy nie miałem narzeczonej. W dodatku TAKIEJ narzeczonej!
- Gratuluję Ci - wyszczerzył się - To kiedy ślub?
- Sakra zaraz Ci strzelę - warknąłem
- Ejejej młody nie szalej, pamiętaj, że nie doskoczysz do mnie - zaśmiał
się - Co ja Ci mam powiedzieć, bierz się do roboty i wiśta wio!
Zerwałem się z krzesła i ruszyłem na Miśka. Ten się zerwał i stanął za ławką.
- Dopadnę Cię wiesz! -powiedziałem
- Najpierw musisz mnie złapać! - zaśmiał się i wybiegł przez drzwi. Od
razu ruszyłem w krok za nim. Jego dłuższe nogi dawały mu przewagę na
schodach, które pokonał niewyobrażalnie szybko. Zbiegłem na dół i miałem
już wybiec przez drzwi, gdy nagle coś mocno szarpnęło mnie w okolicy
brzucha i prawie poleciałem do tyłu. To Michael złapał mnie i trzymał.
- Sakra! - warknąłem
- Już już spokojnie - powiedział i jednym ruchem podniósł mnie tak, że
znalazłem się w powietrzu. Zacząłem machać nogami, aby się wyrwać, ale
trzymał bardzo mocno. W końcu zrezygnowany przestałem się wiercić.
- Czy jak Cię puszczę to będziesz grzeczny braciszku? - zapytał
- I tak Cię dorwę - powiedziałem
- Ja mogę Cię tak długo trzymać - powiedział
- No dobra, dobra będę grzeczny.
Po tych słowach puścił mnie. Stanąłem na własnych nogach i otrzepałem koszulkę.
- Też Cię kocham młody - uśmiechnął się od ucha do ucha
- Z miłości do nienawiści jeden krok - powiedziałem - Ty mi lepiej powiedz, co ja mam teraz zrobić?
- A nie mam pojęcia - pokręcił głową - Zależy, czy Anja potraktowała to
na poważnie, czy nie. Jak na poważnie to radzę Ci się zainteresować jej
osobą.
- Jak na razie te interesowanie, bardzo źle mi wychodzi - przewróciłem oczami
- Na początek możesz jej jutro na przerwie dać jakiś prezencik.
- Prezencik?
- No wiesz - puścił oko - Panienki lubią takie duperele.
- Tiaaa - pokręciłem głową
- Dobra chodźmy do pokoju, pomogę Ci coś wykombinować - powiedział otaczając mnie swoim ramieniem.
~następnego dnia~
Stałem oparty o ścianę na korytarzu i wypatrywałem Anji wśród tłumu
uczniów. Miała mieć lekcje w sali pod którą stałem, więc nie ma opcji, żebym jej nie zauważył. I wtedy ją zobaczyłem jak szła po schodach.
Gadała z jakąś dziewczyną. Kiedy mnie zauważyła, koleżanka szturchnęła
Anję i się zaśmiała. Ta spojrzała na mnie. Pokiwałem jej uśmiechając się
i podchodząc do niej.
- Cześć żoneczko - wyszczerzyłem się
- Daruj sobie - powiedziała - Czego chcesz?
- Przyniosłem Ci prezent - zacząłem grzebać w plecaku - Proszę to dla Ciebie.
Podałem jej puszkę coli. Wzięła ją i obejrzała.
- Cola? Fantastyczny prezent - powiedziała ironicznie
- Dałem ci colę z wielkim love - rzekłem - no bo kwiaty szybko schną.
<Anja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz