Uśmiechnęłam się uwodzicielsko, powoli zbliżając się do jasnowłosego.
Chwyciłam go za koszulkę i delikatnym ruchem przejechałam palcami po
jego torsie. Rzuciłam mu zalotne spojrzenie, na co ten wygiął usta w
nieokreślonym grymasie radości i ekscytacji. Stanęłam na palcach,
podciągając się na jego ramionach, a on zniżył lekko głowę, aby ułatwić
mi zadanie. Ułatwił. Niespodziewanie zamachnęłam się ręką i z całej siły
dałam zszokowanemu chłopakowi z liścia, przez co ten aż przechylił
twarz na drugą stronę. Zaskoczony przyłożył dłoń do obolałego policzka,
podczas gdy ja z dumną miną zwycięstwa wyjęłam swój portfel z tylnej
kieszeni jego spodni.
- Ze mną nie ma tak łatwo... - prychnęłam, odwracając się na pięcie.
- Zaczekaj! - usłyszałam za sobą głos Dementora. - Przepraszam... A... Kolacja nadal aktualna? - zapytał z nadzieją.
- No nie wiem, nie wiem... - powiedziałam zadziornie, jednak zaraz
przewróciłam oczyma. - Tylko żartuję. Oczywiście, przyjdę na dwudziestą -
rzuciłam, po czym ruszyłam w stronę swojego pokoju.
Kolejne kilka godzin spędziłam na bezowocnym robieniu najróżniejszych
pierdół, związanych z moimi zainteresowaniami. Mniej więcej godzinę
przed planowanym wyjściem, zaczęłam przygotowania. Wzięłam prysznic,
nałożyłam na twarz delikatny makijaż, natomiast ubrałam się w nieco
bardziej eleganckie ubrania. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.
- Nie jest tak źle... - mruknęłam sama do siebie.
Chwyciłam swoją torebkę, po czym wyszłam z pokoju. Przebycie drogi do
mieszkania Dementora zajęło mi około dziesięciu minut, dzięki czemu
niemalże równo o ustalonej godzinie stanęłam przed drzwiami wejściowymi.
Niepewnie nacisnęłam dzwonek, aby już po chwili ujrzeć uśmiechniętą
twarz jasnowłosego mężczyzny. Po krótkim przywitaniu, zostałam
zaproszona do środka. W jadalni czekał posiłek, przyrządzony
własnoręcznie przez chłopaka. Usiadłam na jednym z krzeseł. Zabraliśmy
się za spożywanie przygotowanej kolacji - spaghetti bolognese.
- Świetne - przyznałam, biorąc do ust kolejną porcję makaronu.
- Dziękuję. Winka? - zaproponował Demek, zbliżając butelkę do mojego kieliszka.
- Nie, dzięki. Nie piję - powiedziałam wymijająco, kręcąc przecząco
głową. - Poproszę wody, jeśli można - dodałam, siląc się na przesadnie
kulturalny ton.
- Już się robi, panno Lisabeth - odparł, również w zabawnie grzeczny sposób, po czym wyszedł do kuchni.
< Demek? Masz wolną rękę C: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz