To był idealny moment, by poznać nowe twarze. Po za Niki i Natanielem,
oraz wspomnianą Taigą, wszystkich widzę pierwszy raz. Jeszcze Anje i
Ophelie kojarzyć mogłem z klasy, ale nie znałem tam tak naprawdę nikogo.
Porównując ich relacje z moimi, stwierdziłem, że zostałem wsadzony tu
omyłkowo. Byłem tu trochę jak przysłowiowy kij w mrowisku. Czułem tylko
jak obłażą mnie swoimi myślami i pytaniami, które posypią się później.
Do tego czasu trzeba by było już zwiać, zanim stanę się daniem głównym
na zabawie.
Nie mam potrzeby opowiadać o sobie nikomu i od nikogo tego nie oczekuję.
Mam pamięć jak komputer. Raz wystarczy mi powiedzieć swoje imię, a będę
je pamiętał. Tyle chyba w szkole wystarczy? Znać każdego z imienia i
nazwiska, może kojarzyć klasę i zainteresowania. Ale na tym basta.
Wszyscy się nawzajem witali i uśmiechali się do siebie. Wszystko to
odbywało się w ciszy ze względu na zaistniałe okoliczności, ale
widocznie nie raz już taka schadzka się odbyła, bo każdy był obyty z
zasadą przestrzegania ciszy nocnej, tym bardziej w niewłaściwej części
akademika. Ja tymczasem przyglądałem się wszystkiemu z boku. Mój błogi
spokój trwał jednak krócej, jak mogłem to sobie wyobrazić. Za nim
otworzone zostały pierwsze paczki chrupków i chipsów, Czesiek złapał
mnie za rękę i wciągając na środek pełnego od ludzi pokoju, powiedział
szeptem:
-To jest Lucas, będzie od dzisiaj z nami uczęszczał do szkoły i chodził z
nami na imprezki. -młody był pełen entuzjazmu, zwłaszcza przy drugiej
części dotyczącej imprez.
Zebrane tam osoby udawały, że klaszczą i cicho gratulowały. To było
bardzo miłe z ich strony. Po raz pierwszy w swoim życiu nie wiedziałem
co powiedzieć, nie uciekając się do typowych słów, takich jak „super,
miło mi itp.”, które nie za wiele znaczą. W poprzednich szkołach byłem
znacznie bardziej niedostępny, więc nigdy nie stałem w tak licznym
gronie po za szkołą. Pierwszy dzień w akademiku, a ja ląduję w pokoju
dziewczyny, z którą karmiłem konie... Życie jest okropnie paskudne.
Ciągle czymś zaskakuje i nie pozwala się przewidzieć. Nienawidzę go za
to. To przypadek wziął kontrolę nad moją rodziną i w dużym stopniu też
nade mną.
Czeslav widząc, że na mojej twarzy maluje się coś niepokojącego,
popchnął mnie w tłum, posyłając słowami: „Przywitajcie się z nim”.
Nie musiałem się ruszać z miejsca, każdy podchodził po kolei, otaczając
mnie jak woda kamień w strumieniu. Tam, gdzie logika zawodzi, górę biorą
instynkty. Uśmiechałem się witając z każdym i starałem się zapamiętać
wszystkich z twarzy i nazwiska.
Po tym ceremonialnym przyjęciu zaczęła się impreza. Mimo iż
zainteresowanie moją osobą nie zmalało do zera, czułem się znacznie
lepiej, gdy inni zaczęli się bawić z innymi, a mnie zaczepiano
maksymalnie w kilka osób. Za wiele nie pamiętam co mówiłem, bo było tego
za dużo, ale wiem, że odpowiadanie na wszystkie pytania nigdy nie
robiło mi problemu. Najgorsze jednak były zaczepki i żarty. Nie
skupiając dużej uwagi nad rozmówcą nie wiedziałem, czy poważnie pyta,
czy tylko sobie kpi i mogło dojść do tego, że powiedziałem o sobie
trochę za dużo. Kiedy wszyscy ciągle się uśmiechają, na prawdę ciężko
powiedzieć, czy pyta poważnie... Zwłaszcza, że była to pora, w której
normalnie już bym spał od jakiegoś czasu.
Nieoczekiwanie drzwi od pokoju się otworzyły. Wszyscy zamarli łapiąc się
ścian. Chyba jako jedyny stałem tam gdzie stałem nie z przerażenia.
-Ahoj! -szepnęła entuzjastycznie Taiga i jej towarzyszka.
Obie wyglądały, jakby dopiero co włosy wysuszyły.
Tai, albo Anja?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz