-Myślę, że możemy ją zostawić. Pobędę jeszcze trochę w okolicy, to
znajdzie się klucz i ją odstawię. Możesz iść. -proste pytania, proste
odpowiedzi.
Nie trzeba być geniuszem, by domyślić się, że nie chce tu zostawać. Z
resztą, to ja ją w to wciągnąłem. Pewnie czasu nie ma. Ah, gdyby życie
czasem dawało trudniejsze zagadki. Nie lubię się bawić etykietą i
ubierać wszystkiego w ładne słówka. Szkoda, że inni tego nie rozumieją i
trzeba z nimi chodzić dookoła.
-Dobrze, dziękuję. -wychodząc machnęła jeszcze ręką.
Gdybym zapytał, czy się śpieszy, czy też sam wzbudziłbym wątpliwość, co
do taczki, zostałaby? Pewnie tak. Ale tylko na chwilę, by znaleźć sobie
wyjście.
Nie miałem już dzisiaj niczego zaplanowanego, tylko rozgościć się w
akademiku. Karta klubowa jest już wypełniona, a opiekun zawsze na
strzelnicy się znajdzie. Trzeba tylko kogoś na stałe wynająć. Potrzeba
jeszcze tylko podpisów rady i dyrektorki. Jestem ciekaw, czy to
przejdzie, a może mój wyłam zostanie dopatrzony i natychmiastowo
zażegnany odmową.
Niewiele miałem czasu na rozmyślaniu o przyszłości. Czas w stajni i na
padoku szybko zleciał. Nie jaki Nataniel pojawił się z kluczami, by
schować sprzęt po jeździe. Pięknie było wracać ze stajni o zachodzie.
Wracałem wraz z Natem, bo był ostatni zamykając stajnię.
-Nathaniel Niinisto. -przedstawił się.
-Lucas Dellany. -podaliśmy sobie dłonie, nie przerywając chodu.
-Nowy?
-Aż tak to widać? – zrobiłem poważną minę, na co Nat wyszczerzył zęby.
-Nie, po prostu pierwszy raz cię tu widzę.
Po chwili namysłu powiedziałem.
-W sumie to nowy. Nie miałem jeszcze okazji obejrzeć całego akademika.
-Chcesz, to oprowadzę.
-Po damskiej stronie też? -zażartowałem. -Bo męską już znam.
Nathaniel się roześmiał, ale nie był to do końca szczery zaciesz. Jego
śmiech zaczął już na starcie gdzieś uciekać. Dosyć dziwne. Musiało być
coś na rzeczy, ale nie za bardzo mnie to interesowało, więc temat szkoły
zakończył się średniego gabarytu śmiechem. Reszta naszej rozmowy
dotyczyła stajni i tego, czy znajdzie się dla mnie miejsce i oczywiście
koń. Nie było dla mnie możliwości sprowadzenia moich z ranczo. Z resztą,
ciężko by mi było wybierać.
W akademiku panowała już cisza nocna. I kiedy miałem zbierać się do
spania, usłyszałem pukanie do drzwi. Z początku je zignorowałem i
położyłem się do łóżka. Ktoś koniecznie chciał mnie teraz widzieć i
kiedy zapukał kolejny raz dodając do tego uroczył głosem „Lucas”,
zainteresowało mnie bardzo, kto to może być. Otworzyłem drzwi i
zobaczyłem niską osobę, która trzymała w rękach jakąś butelkę i paczkę
podobną do tych sklepowych, w których są pakowane chrupki, lub chipsy.
Czester?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz