- Och jak miło widzieć takich zgranych braci- kobieta uśmiechnęła się,
patrząc na nas z iskierkami radości w oczach.- Aż cieplutko się robi na
serduszko. Macie jeszcze na coś ochotę perełki?
- Dziękujemy bardzo, desery macie Państwo pyszne- lekko skłoniłem głowę,
szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.- Ale wolę, żeby mój kochany
braciszek nie najadał się zbytnio przed kolacją, bo później jej nie
dojada i same problemy, pani rozumie- westchnąłem ciężko.- Ale
obiecujemy jeszcze kiedyś przyjść!
- Martw się raczej o siebie- burknął Ches, trącając mnie żartobliwie w
bok.- Po nocy słychać, jak wstaje co chwilę i czegoś szuka, a potem się
dziwi, że jakieś takie za duże porcje śniadaniowe dla niego.
- Że co proszę?!- obruszyłem się.- Braciszku, obojętnie ile zjem, mój żołądek pomieści więcej, jeśli sytuacja tego wymaga!
- Widać- skwitował, obrzucając sugestywnym spojrzeniem mój brzuch.
- W takim razie, zapraszam do nas, przychodźcie kiedy tylko będziecie
chcieli!- powiedziała kobieta, używając zaskakującego podobnego tonu do
tego, jaki zwykła używać moja babcia, kiedy żegnaliśmy się z nią po
świątecznym obiedzie. Dawno u niej nie byłem. Czasem, kiedy jeszcze
mieszkałem w Niemczech, czasem brałem Mariś na stary skuter Hondy i
jechaliśmy do domku babci na sobotę i niedzielę, by najpierw nieco
posprzątać, a potem dotrzymać jej towarzystwa. Zawsze z czymś wracaliśmy
- a to ze sznyclami zawiniętymi w papier, paroma plasterkami wędlin
domowej roboty czy kilkoma pętami kiełbasy.
- Przy okazji- zagaiłem, szukając równocześnie portfela po kieszeniach.-
Na tablicy przed wejściem był napis, iż poszukują Państwo pracownika.
Czy to nadal aktualne.
- Ojej, złociutki, chciałbyś tu może pracować?- kobieta przekrzywiła
głowę, patrząc na mnie uważnie.- Jesteś uczniem tutejszej Akademii,
prawda?
- Tak, razem z nim- potaknąłem, wskazując na Chesa.
- Odeszło od nas ostatnio dwóch pracowników na niepełne etaty, więc
rzeczywiście kogoś szukamy. Ale to nie byłoby za dużo? Wiesz, nauka,
takie tam...
- Poradzę sobie- obiecałem.- Chciałbym zarobić na prezent dla siostry i nieco też odciążyć rodzinę.
- Porozmawiam z szefem, ale na pewno nie będzie miał nic przeciwko.
Jeśli będziesz miał też jakichś kolegów, którzy szukaliby pracy, możesz
ich tu odesłać.
- Ja mogę- zaoferował się chłopak, machając ręką.
Uśmiechnąłem się, widząc zdziwione spojrzenie pani.
- Ches może na to nie wygląda, ale jesteśmy prawie w tym samym wieku-
wyjaśniłem.- Oby tylko nie trzymali tu Państwo za dużych zapasów coli,
to nie zrobi nic groźnego. No, tak myślę.
- Od kogo ja tu słyszę!- zaśmiał się.
- Ranisz mnie, mój maleńki braciszku! - poczochrałem mu włosy na głowie.
- W takim razie, jeśli chcecie, kochanieńcy, możemy od razu pójść i
zobaczyć, czy was przyjmą- zaproponowała pani, równocześnie przyjmując
naszą zapłatę, kiedy wreszcie wygrzebałem portfel.
- Jeśli to nie problem, to ja bardzo chętnie- potaknąłem, rzucając pytające spojrzenie w stronę chłopaka.
< Ches? Wybacz za jakoś opka -_- >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz