-Twój koń ma na imię Hauru?-spojrzałam na chłopaka, kiwając lekko głową.-Jego boks jest obok mojego.
-Yhmm. Janse, dzięki - uśmiechnęłam się blado i wprowadziłam Hauru do boksu.
-Nie ma za co. Widzę, że jesteście zżyci.-stwierdził, spoglądając na konia trącającego mnie pyszczkiem.
-Tak sądzę, spędzam z nim wiele czasu.-pogłaskałam wałacha po grzbiecie.
-Skoro tak, to może pojedziemy kiedyś razem na przejażdżkę?-jego pytanie trochę mnie… zaskoczyło?
-Em… Czemu nie… -odparłam i wbiłam wzrok w drzwi boksu.
Chłopak pożegnał się ze mną i wyszedł. Kolejny raz brawo, Niki. Nie
potrafisz nawet odpowiedzieć tak, żeby nikogo nie urazić. Ale ja
naprawdę nie chciałam, żeby poczuł się urażony… nie chciałam, żeby
myślał, że nie chcę z nim rozmawiać. Pożegnałam Hauru i poszłam do
pokoju. Gdy tylko weszłam do środka, zamknęłam drzwi i zrobiłam sobie
kakao. Dużo kakao. Przebrałam się też w piżamę, bo wiedziałam, że już
nigdzie nie będę wychodzić. Włączyłam moją ulubioną składankę,
przyniosłam sobie książkę i zaczęłam czytać.
Od książki oderwałam się dopiero kilka minut przed północą. Spojrzałam
na telefon i po zobaczeniu późnej dość godziny, zapaliłam lampkę stojącą
przy łóżku i poszłam zgasić górne światło. Zdjęłam z łóżka wszelkie
niepotrzebne rzeczy i zakopałam się pod kołdrą, słuchając muzyki.
Zgasiłam lampkę, ustawiłam alarm na 6.00, wyjęłam słuchawki z uszu i
zamknęłam oczy, usiłując zasnąć. Już odpływałam, ale uchyliłam powieki i
rozejrzałam się po pokoju, upewniając się, że nikogo… ani niczego tu
nie ma. Przypomniałam sobie creepypastę, którą kiedyś czytałam. „Nie bój
się, nie ma jej za tobą, obok ciebie, ani przed tobą. Nie patrz tylko
na sufit, nie lubi, gdy się ją znajduje…” Otworzyłam szybko oczy i
spojrzałam na sufit. Nie zauważyłam niczego, ale pospiesznie zapaliłam
lampkę, rozglądając się po pokoju. Moja wyobraźnia pracowała z włączonym
trybem „Uważaj, coś tam jest!”. Nikiyame, uspokój się… masz 19 lat,
proszę cię. Nie masz się czego bać, noc jest jak dzień, zawsze będzie.
Czego ty się o cholery boisz, tu nic nie ma i dobrze o tym wiesz!
Ogarnij się wreszcie, to się robi wkurzające…
Włożyłam słuchawki do uszu, ściszyłam muzykę tak, aby było ją słychać,
ale nie zagłuszała dźwięków zdradzających ewentualnego gościa, po czym,
nie gasząc lampki, położyłam głowę na poduszce, co jakiś czas
kontrolując pokój wzrokiem. W końcu zasnęłam.
***
Obudziłam się o piątej i wiedziałam, że już nie zasnę. Było jasno, niebo
było niebieskie, piękna pogoda. Wyłączyłam lampkę i wstałam z łóżka, po
czym sprawdziłam plan lekcji. Nie miałam dziś nic ważnego do napisania,
więc postanowiłam zrobić sobie wolne i pojechać w teren, aby zobaczyć
okolice. Ubrałam się więc w szarą bluzkę i czarne bryczesy, zakładając
też sztyblety i sztylpy tego samego koloru. Wzięłam kilka rzeczy ze
sprzętu ze sobą, o dziwo zostawiłam słuchawki i telefon, po czym poszłam
do stajni. 5:33, no nieźle.
Weszłam do budynku stajennego, w którym nikogo oczywiście nie było, i
poszłam po śniadanko dla Hauru. Wzięłam przy okazji szczotki, w celu
wyczyszczenia srokacza. Weszłam do jego boksu i, witając się z wałachem,
wsypałam mu zawartość wiaderka do żłobu. Uśmiechnęłam się i poklepałam
konia, po czym wyszłam z jego boksu, dając mu czas na spokojne zjedzenie
śniadania. Sama wyszłam na kilkanaście minut ze stajni, aby poszwendać
się przy padokach i ogólnie po terenie Akademii. Po upływie tego czasu
wróciłam do stajni i wyprowadziłam wałacha z boksu widząc, że już zjadł.
-Wyczyścimy się i pojedziemy w teren, co?-powiedziałam głaszcząc konia po szyi.
Zaczęłam to robić, w sumie czyszczenie nie zajęło mi długo, bo oprócz
kilku sklejek i tony kurzu w sobie wałach był dość czysty. Wpuściłam go
znowu do boksu, żeby zjadł trochę siana, a sama poszłam po sprzęt i
złożyłam go na wieszaku. Stanęłam przy drzwiach jakiegoś boksu i
zamyśliłam się, nie zdążyłam nawet zauważyć, że doszła już szósta rano.
-Hey, a ty nie na zajęciach?-odwróciłam szybko głowę w stronę, z której
dochodził męski głos, a mój wzrok spotkał się z brązowymi oczami
wysokiego blondyna. Przeproś go teraz~pomyślałam.
-W sumie to… postanowiłam zrobić sobie wolne.-odparłam, starając się nie odwrócić wzroku od Nathaniela.
Chłopak zaśmiał się cicho i oparł się o boks swojej klaczy, Mystify.
Chciał chyba po coś iść, bo odwrócił się i powoli odchodził. Musisz
zrobić to teraz, szybciej, bo zaraz pójdzie!
-Czekaj!-powiedziałam szybko, patrząc, jak Nath odwraca się do mnie.
Zarumieniłam się lekko, ale już nie mogłam się wycofać.-Czy chciałbyś…
pojechać ze mną w teren?
-Pewnie, ale teraz?-zapytał i spojrzał na mnie.
-No… tak, chyba, że masz jakieś plany, nie chcę przeszkadzać.-dodałam szybko, bawiąc się palcami.
Chłopak uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową.
-Nie mam żadnych planów, przynajmniej na razie… to znaczy teraz już
mam.-zaśmiał się i poszedł po sprzęt swojej klaczy, a ja odetchnęłam z
ulgą.
Weszłam do boksu Hauru i wtuliłam się w niego. Wyprowadziłam go z boksu i
zaczęłam powoli siodłać, w tym czasie Nathaniel zdążył wrócić i
wyczyścić Mystify. Gdy byłam gotowa Nath kończył dopinać popręg.
-To… wychodź pierwszy.-powiedziałam, gładząc Hauru po szyi.
Blondyn kiwnął głową i wyprowadził siwą klacz ze stajni, zrobiłam to
samo, po czym szybko podciągnęłam się na grzbiet srokacza. Po chwili
oboje siedzieliśmy na koniach, więc postanowiłam ruszyć stępem. Do
wyjechania z terenu Akademii jechaliśmy w ciszy, dopiero kiedy
wjechaliśmy do lasu Nath odezwał się.
-Do jakiej klasy chodzisz? Ja do trzeciej b, nie widziałem cię na
lekcjach z moją klasą, więc nie chodzisz raczej ze mną…?-rozluźnił
trochę wodze, dając siwej wyciągnąć głowę jeszcze dalej.
-Ja do drugiej b. Tam jest tyle pewnych siebie osób…-drugie zdanie powiedziałam tak cicho, że na szczęście nie usłyszał.
-Lingwistyczna, tak?-upewnił się, kiwnęłam głową, udzielając mu odpowiedzi.
Po kilkunastu minutach luźnego stępa uznałam, że możemy za kłusować.
Zebrałam wodze i przyłożyłam mocniej łydki do boków konia, dając mu znak
do przyspieszenia. Ten ruszył do przodu szybkim kłusem i zarzucił
głową.
-Eeej, prr…-zrobiłam woltę, w czasie której wałach zwolnił.
-Wszystko ok.? Może chcesz wracać…?-zaproponował lekko zaniepokojony zaszłą sytuacją Nath.
-Nie, on czasem tak ma.-odpowiedziałam cicho i za kłusowałam jeszcze raz, tym razem uzyskując odpowiadające mi tempo.
Kłusowaliśmy wśród zielonych drzew, skręcając co jakiś czas w różne
ścieżki. Wokół nas panowała cisza, którą przerywał jedynie stukot kopyt o
ścieżkę i świergot ptaków. Promienie słoneczne przebijały się przez
korony drzew, oświetlając pasmami leśną ściółkę. W pewnym momencie
Nathaniel jadący przede mną zwolnił i zatrzymał się. Zrobiłam to samo i
spojrzałam przed siebie. Koniec ścieżki.
-I co teraz?-zapytałam niepewnie, nieśmiało spoglądając w orzechowe oczy chłopaka.
Nath? ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz