poniedziałek, 31 lipca 2017

Od Sayuri CD Nicolay’a

Tak się ucieszyłam, gdy ujrzałam Nico. Drżałam, a w moich dłoniach tkwił pluszowy, biały królik. Był to pluszak z mojego dzieciństwa i z nim zawsze czułam się lepiej.
- Sonia? – spytał mnie Nico. – Coś się stało?
- Ugh. – jęknęłam wtulając się mocniej w przytulankę.
Rozległy się czyjeś kroki na korytarzu. Przerażona wepchnęłam chłopaka do środka i zamknęłam za nami drzwi. A co jak to ci bandyci!?
- Uspokój się. To zapewne tylko dyżurujący.
Ukryłam przerażona moją bladą twarz w głowie pluszaka.
- Co się stało? Sonia. – spytał cierpliwie Nicolay.
Nadal drżąc, rzuciłam się na niego i mocno mnie przytuliłam. Mój chłopak ostrożnie pogładził moje plecy. Było mi trochę lepiej, jednak nadal się bardzo bałam.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi?
- Boję się. – wyszeptałam drżącym głosem.
- Czego?
- Wilka złego! Nie zadawaj głupich pytań Nico! Co jeśli gang po nas przyjdzie? Co jeśli przyjdzie się zemścić? – spojrzałam na Nicolay’a wystraszonymi oczami.
- Zemścić? Kimają teraz w kiciu. Poza tym to my mamy większy pretekst do zemsty.
- Ale… jednak…
Chłopak pogłaskał mnie po głowie, przez co poczułam się trochę lepiej. Zawsze przy nim czułam się lepiej.
- Skoro tak bardzo Cię to męczy, możesz spać ze mną.
- Hah! Dziękuję Nico! – zabłyszczały mi oczy ze szczęścia.
- Tak przy okazji, nie jesteś za stara na pluszaki? – przytknął mi swój palec do jej czoła.
- Jest ze mną od dzieciństwa! Zawsze znajduję w nim pocieszenie. – spojrzałam na niego z wyrzutem odsuwając jego palec.
Nico prychnął pod nosem, a ja pokazałam mu język.
- No już dobrze. Chodź spać.
Położyliśmy się wspólnie do łóżka. Chłopak nie był w stanie mnie objąć, bo miał złamaną rękę, ale dla mnie to żaden problem! Sama się do niego przytuliłam, czując jego zapach. Od razu mi się zrobiło cieplej wewnątrz.
- Ładnie pachniesz. – stwierdziłam po chwili.
- Cóż, dziękuję. Chyba.
Zasnęliśmy, choć dla mnie było to ciężkie. Nadal drżałam, bojąc się, że drzwi zaraz się otworzą z hukiem, a do pokoju Nico wejdą ci bandyci. W nocy, obudziłam się zlana potem oraz łzami. Zaczęłam cicho płakać. Chłopak nadal spał. Wymknęłam się z jego objęć i stanęłam przy oknie, nadal ocierając kolejne porcje łez. Czemu się tak boję?! Przecież oni siedzą w więzieniu! A może uciekli!? Opadłam cicho na kolana, siadając w miejscu, gdzie promienie księżyca tworzyły ładny okrąg. Nie mogłam jednak się tym cieszyć. Wariowałam? Nie wiem. Może to strach przejął nade mną kontrolę? Naprawdę, byłam tak bardzo zagubiona. Nie miałam do czego się przytulić, bo królik został na łóżku, a nie chciałam obudzić Nico. Zaczęłam mocniej drżeć, oraz po moich policzkach płynęło coraz więcej łez. Błagam, nie chcę już się bać… Do moich policzków przyczepiło się parę kosmyków włosów, więc je zabrałam. Drżałam już nie tylko z powodu strachu, ale też i zimna.
<Nico?>

Od Katie CD Akane

Patrząc na dziewczynę przede mną musiałam wyglądać jak cielę patrzące w malowane wrota. Ona z pewnością była księżniczką disneya. Spojrzałam na kwiatek, który wcisnęła mi do ręki i uśmiechnęłam się szeroko.
To miłe? Dziękuję Ci bardzo - wymamrotałam a ona też odpowiedziała uśmiechem.
Nie masz za co - machnęła ręką. - Byłaś już u siebie w pokoju? - zapytała a ja kiwnęłam niepewnie głową.
Tak, byłam. Jest w sumie lepiej niż oczekiwałam - zaśmiałam się niezręcznie i potarłam dłonią głowę.
To dobrze - odpowiedziała. - Więc co tutaj robisz? - zapytała patrząc podejrzliwie.
Wyszłam zaczerpnąć powietrza - odpowiedziałam natychmiastowo. - To był ciężki dzień - spojrzałam na ziemię.
Natura mnie uspokaja, chyba rozumiesz, prawda? - znów się zaśmiałam mentalnie przeklinając moje paplanie.
Rozumiem, rozumiem - pokiwała głową. - Też czasami potrzebuję wyjść i odetchnąć - powiedziała i westchnęła. Zdmuchnęłam włosy z twarzy.
Masz jakieś ulubione miejsca, do których lubisz chodzić? - spytałam dziewczynę szukając jakiegoś tematu do rozmowy.
<Akane?>

sobota, 29 lipca 2017

Od Michaela CD Reiny

Czułem wyrzuty sumienia z powodu mojego poprzedniego wybuchu - na dobrą sprawę, stwierdziłem, że jednak Reina czytająca mangę może całkiem ciekawie wyglądać, przelana na papier. Lubiłem rysować ludzi skupionych na czymś - dużo frajdy dawało mi wtedy oddawanie ich wzroku, utkwionego w jednym, szczególnym punkcie, jakby tylko on jeden istniał na świecie.
- Właściwie- powiedziałem zatem, wskazując ruchem głowy na dziewczynę. - To może wzięłabyś znowu mangę? Ciekawie to wygląda...
- Nie chce mi się tego czytać - burknęła, podpierając dłonią podbródek. - Jak tak bardzo chcesz, to znajdź sobie innego modela.
- No wiesz co, nie ma mowy, już zacząłem! - zaprotestowałem, machając ołówkiem niczym szabelką. - Dobra, więc zostań, jak jesteś. Postaram się w miarę szybko to skończyć, żebyś tu nie skamieniała.
- Zrobię co w mojej mocy - odparła, wzdychając ciężko, ale siedziała rzeczywiście w miarę nieruchomo, obserwując jakiś punkt z oknem: po chwili obserwacji dostrzegłem, że obiektem jej zainteresowania był jakiś mały, bury ptaszek, który najwyraźniej postanowił schronić się tu przed deszczem. Pospiesznie nakreśliłem sylwetkę Reiny i zarys jej włosów, wyznaczyłem proporcje i szczegółowo zacząłem rysować jej oczy, na wypadek gdyby maleńka istotka z parapetu postanowiła odlecieć. Na rysunku jednak umiejscowiłem go nieco bliżej - tak, by tor spojrzenia się zgadzał, ale równocześnie tak, by nie musieć oddawać całej kawiarenki, bo wtedy siedzielibyśmy tu pewnie do wieczora. Postanowiłem w najbliższym czasie zaplanować sobie wolny dzień tak, by rzeczywiście naszkicować to wnętrze, które, swoją drogą, naprawdę lubiłem. Może Ches też da się namówić?
Potem na ogień poszła dłoń dziewczyny podpierająca podbródek - najpierw uważnie przestudiowałem ułożenie palców dziewczyny, a następnie zająłem się przerysowywaniem ich - kciuk na linii pomiędzy szyją a czaszką, wskazujący ułożony mniej więcej równolegle, ale tworzący kąt mniej więcej dwudziestu stopni ze środkowym, który z kolei stykał się z serdecznym. Na koniec mały, dotykający policzka nosowego.
***
- Długo jeszcze? - mruknęła Reina, stukając drugą ręką, schowaną pod stolikiem, o jego blat.
- Chwilka - odparłem, ścierając krzywo narysowany lok. - Kończę włosy, potem jeszcze mała poprawka brwi, tło i tyle.
- Rysowanie tła zajmie ci godzinę co najmniej, patrząc na tempo - warknęła, odwracając nieznacznie głowę.
- Stój! - wyciągnąłem dłoń, nim doszło do tragedii. - To nie zajmie długo, obiecuję. Po prostu utemperuję nieco ołówka i rozprowadzę go po wolnej przestrzeni, to ma być coś w rodzaju portretu.
- Niech będzie więc...
Kiwnąłem głową i wznowiłem przerwaną pracę. Po dwudziestu minutach podpisałem się jeszcze w dolnym rogu i oceniłem szybko efekt pracy.
- Skończyłem! - obwieściłem, trzepiąc lekko kartką, by pozbyć się niechcianych okruszków czy kawałków grafitu.
Podałem szkic dziewczynie, by mogła się przyjrzeć. Ujęła rysunek w dwa palce i zaczęła studiować pracę.
- Zazwyczaj wolę malować - odparłem, pocierając dłonią kark. - Ale w plenerze zdecydowanie lepiej sprawdza się ołówek. Jeśli chcesz, możesz wziąć tę.

< Reina? >

Od Michaela CD Miyako

Lubiłem wychodzić na dach szkoły. Po raz pierwszy zaprowadził mnie tu Ches, podajże jakiś miesiąc temu - z typowym wyszczerzem colomaniaka zapowiedział pewnego wieczoru, że chce mi coś pokazać. Wówczas jeszcze przekonany, że chodzi o jakąś przecenę coli albo frisbee, ewentualnie jakiś ewenement typu różowe bokserki w owieczki lub nowy smak lodów, długo jeszcze nie mogłem znaleźć słów, gdy tak staliśmy razem na krawędzi budynku, obserwując nocne życie miasteczka - lampy uliczne żarzące się ciepłym, miłym blaskiem, luzie wielkości mrówek wracający do domu, neonowe szyldy sklepów. Z wysoka to wszystko stawało się zupełnie inne, jakby nieznane. Kiedy tak sobie siedziałem na dachu, często wracałem myślami do domu rodzinnego w Niemczech - tam również wspinałem się nie raz i nie dwa na stodołę lub dom, by poobserwować z góry wieś lub po prostu niebo, czyste i błękitne jak łza.
- ...i właśnie wtedy on wparował do pokoju i krzyknął "Cola albo spodnie!"- relacjonowałem Miyako, która co jakiś czas przytakiwała, najwyraźniej senna. Ciekaw byłem, czy dotrzymała naszej obietnicy, ale wolałem poczekać, czy sama aby nie zacznie tematu.- A ja akurat trzymałem pistolet na wodę, który wygrzebałem nie wiadomo skąd, więc... hej, jesteś?
Nie usłyszawszy odpowiedzi, pomachałem dłonią przed twarzą dziewczyny. Ta jednak, wygodnie oparta plecami o ścianę przy drzwiach, wydała z siebie tylko przeciągłe, cichutkie westchnięcie - podobnie robiła Mariś, gdy zasypiała przed telewizorem podczas oglądania bajek, gdy była młodsza. Przez chwilę ogarnęła mnie ochota, by poczochrać lekko głowę dziewczyny, jak często robiłem z włosami siostry, gdy ta zasypiała, ale się powstrzymałem. Zamiast tego, sam wygodnie położyłem się na dachu i przymknąłem oczy, nasłuchując dźwięku dzwonka. Skoro to długa przerwa, mieliśmy trochę czasu na drzemkę. A skoro blondynka najprawdopodobniej zarwała nockę lub przynajmniej sporą jej część, powinna mieć choć te dwadzieścia minut snu. Z mocnym postanowieniem, że za dziesięć minut wstanę i będę pilnował czasu, sam przymknąłem oczy, słuchając miarowego oddechu Miyako i szumu wiatru, cicho przemykającego się przez ogrodzenie, aż dotarł do nas. Kiedy tak mierzwił moje włosy, zmieniając je w jeszcze większą szopę, miałem wrażenie, że tuż obok siedzi Mariś. Jak ja za nią tęskniłem!
***
Otworzyłem wolno oczy, zastanawiając się, co takiego mnie przebudziło. Po chwili jednak do moich uszu dotarły dźwięki dobrze znanej mi melodii - charakterystyczny dzwonek telefonu, który przypisałem do kontaktu Chesa. Jedna z pierwszych piosenek z Rasputinem czy kimś tam, jaką mi pokazał. Leniwie zacząłem gmerać po kieszeniach plecaka, szukając komórki. Po chwili wyciągnąłem ją, a dzwonek, już nie tłumiony materiałem, książkami i innymi takimi, grał już sobie na całego. Wcisnąłem lekko zieloną słuchawkę, przykładając aparat do ucha. Z głośników popłynął wesoły głos chłopaka, który jak zwykle pogodnie o czymś trajkotał.
- Hejo, Młody, co jest?- mruknąłem, przecierając zaspane oczy.- Tylko nie mów, że znowu wywaliłeś klucz do pokoju w krzaki...
- Mówiłem, to wtedy to nie była moja wina, sam pofrunął!- zaprotestował żywo, a w tle usłyszałem syk otwieranej puszki i bulgoczący napój.- Ważniejsza sprawa, gdzie jesteś? Jak mogłeś się urwać bez swojego ukochanego braciszka, co?
- To tylko przerwa- odparłem, marszcząc brwi.- Poszedłem z koleżanką na dach. A że ty akurat gdzieś wyskoczyłeś, to już twoja wina.
- Aha, tracisz poczucie czasu! I kto tu niby nie kontaktuje? Nie było cię na matmie!
- Kurna, zasnąłem!- westchnąłem z rezygnacją, opierając kark o zimną ścianę.- Robiłeś notatki, mam nadzieję?
- Przecież wiesz, że jestem najpilniejszym uczniem w akademii, wagarowiczu jeden!
- Tak, tak, kujonku- potaknąłem, a po drugiej stronie rozległ się śmiech.- Dobra, to ja zaraz zejdę. Co mamy teraz?
- Angielski, jeszcze osiem...wróć, siedem minut przerwy. Zdążysz czy mam wymyślać jakąś historyjkę, że mój drogi braciszek aktualnie ratuje świat?
- Wolę nawet nie myśleć, jaki kit wcisnąłeś Clover... Właśnie, co jej powiedziałeś?
- Masz poważne problemy decyzyjne! Że z powodu pewnej kobiecej przypadłości nie mogłeś przyjść, ale...
- Ches!
- Nie no, coś tam, że ci żarcie zaszkodziło. Masz po prostu nadrobić materiał. Aha, no i kazała przypomnieć o tamtej klasówce, co miałeś poprawić, żeby sobie ocenę podwyższyć...
- Aaa, logarytmy- pokiwałem głową.- Dobra, to usiądę do tego pod wieczór. Mogę na ciebie liczyć, nie?
- Jak na bułkę z pasztetem!- potwierdził.- Dobra, mierzę ci czas, bądź zaraz dzwonek, nara!
- Zaraz będę- obiecałem, rozłączając się. Schowałem komórkę do plecaka, który to zarzuciłem sobie na plecy, po czym podszedłem do dziewczyny, lekko trącając ją w ramię. Zastanawiałem się, jak ją w miarę możliwości delikatnie obudzić.
- Miyako, pobudka!- mruknąłem, szturchając ją palcem.- Przysnęliśmy trochę, słonko wysoko, trzeba wstawać!

< Miyako? >

Od Javiera CD Ai

Ale spanikował, hehe. Biedactwo, przestraszony kot.
Ale się przytulił, oooo... Jaki uroczy~
Również go objąłem, kołysząc się z nim jak kaczka.
- Aleś ty przytulaśny~! - zachichotałem, wreszcie się od niego odklejając. - Idziesz do domu?
- Mhm...
- To idziemy razem~ - oznajmiłem z szerokim uśmiechem, ruszając w drogę. Torbę przerzuciłem sobie przez ramię.
- Pracujesz dziś? - zapytałem, patrząc na niego kątem oka
- Mhm..
- Okey, to wpadnę~
- Mhm
- A powiesz coś więcej niż mhm?
- Mhm...
Zatrzymałem się i chwyciłem go za policzek
- Eeeej, słuchasz mnie?

< Ai? >

Od Czeslava CD Nory

- Aż tak często przy niej przeklinasz? - spojrzałem wprost na twarz Miśka, która wyrażała triumf nad triumfy i ten typowy uśmieszek mówiący ,,Czesiek ty mała ruda cholero''. A te skrzyżowane ramiona i kontrapost... nie no już bardziej nie mógł mnie wkurzyć!
- JA? No co ty! - Wyprostowałem się i zacząłem machać rękoma, aby zaprzeczyć
- Jak nie jak tak - Misiek wystawił język - Aj Sakra!
- Dobrze, wiesz, że to nie prawda pfff - mruknąłem
- Sakra prawda prawda! - wyszczerzył się jeszcze bardziej
- Uch jak ci zaraz sakrnę tutaj curaku jeden niemiecki niewychowany! - ruszyłem do przodu, gdy nagle szarpnęło mną do tyłu, tak mocno, że się zachwiałem. Ktoś trzymał mnie za połacie koszulki. Mina Michaela momentalnie zrzedła. Przełknąłem ślinę i nawet nie odważyłem sie spojrzeć w górę. W sumie nie potrzebowałem tego, aby dowiedzieć się któż to był.
- Dlaczego mnie to nie dziwi - do mych uszu dotarł spokojny, niski i chłodny głos naszego wicedyrektora Pana Eleva - Że zawsze, gdy dochodzi do jakiś burd to spotykam waszą dwójkę. Zwłaszcza Ciebie Nesladek.
Żelazny uścisk puścił moją koszulkę i mogłem się wyprostować. Szybko odskoczyłem i stanąłem na wprost vicedyrektora. Nauczyciel stał ze srogą miną i mierzył wzrokiem zarówno mnie jak i miśka.
- Nie macie nic do nauki? - zwrócił się do ludzi na korytarzu, którzy przystanęli, aby przyjrzeć się całemu zdarzeniu - Już, rozejść się!
Momentalnie prawie cały korytarz opustoszał. Nauczyciel ponownie przeniósł na nas swoje lodowato chłodne spojrzenie. Pokiwał głową i mruknął.
- Nieraz zastanawiam się jakim cudem osobniki takie jak wy dostały się do naszej szanowanej akademii - zawistne spojrzenie przeszyło nas na wskroć - Pamiętajcie, że pieniążki rodziców nie będą z wami do końca życia.
- Tak się składa - zza pleców dobiegł mnie głos naszej wychowawczyni Pani Sparks - Że ta dwójka jest tutaj dzięki stypendium drogi Christopherze. Po za tym pragnę przypomnieć Ci, że takie przemowy mógłbyś sobie darować, zwłaszcza w kierunku uczniów.
- Carolino z łaski swej nie wtrącaj się, gdy umoralniam uczniów - mruknął poprawiając szybkim ruchem okulary - A tych twoich trzeba umoralniać nadzwyczaj często. Czyżbyś miała z nimi jakieś problemy wychowawcze?
- Absolutnie - głos nauczycielki był spokojny. Po sekundzie poczułem jak położyła i zacisnęła dłoń na moim ramieniu - Pozwól, że ja już się nimi zajmę.
Pan Elev uśmiechnął się przekornie i skinął głową - Powodzenia i pamiętaj, że nie zawsze można być dobrą ciotką.
Dłoń na moim ramieniu zacisnęła się jeszcze bardziej. Rękę przeszył krótki ból. Spojrzałem niepewnie na Michaela, ten jednak patrzył w podłogę. Ach ile bym dał, żeby nasze spojrzenia teraz się skrzyżowały. Niby nic, ale zawsze jakieś poczucie, że nie jest się w tym wszystkim samym. Nagle Pani Sparks zwolniła żelazny uchwyt i lekko pchnęła mnie do przodu.
- Ani słowa chłopcy - mruknęła zdecydowanie poważniejszym tonem - Idziemy do mojej klasy.
Ugh... Przełknąłem ślinę i powoli ruszyłem przed siebie. Nogi miałem jak ze stali... nie. Nogi miałem jak z waty, tylko buty były ze stali? Ołowiu? Jezu matrymonialny, jak ciężko nieraz wyrazić to co się dzieje z moim ciałem... Znowu ukradkiem spojrzałem na Miśka. Ten dalej bacznie przyglądał się podłodze... tak jakby widział na niej najciekawszy w życiu film. Tak chciałem, żeby na mnie spojrzał... pragnąłem tego. Bracie z innej matki i innego ojca - spójrz na mnie!!! W tym momencie stanęliśmy przed salą. Pani Sparks szybkim ruchem przekluczyła drzwi i wpuściła nas do środka. Ręką wskazała na krzesła przed biurkiem. Bez słowa usiedliśmy przy nich... nie miałem odwagi ... zrobić NIC! Każdy kto zna Panią Sparks, wie, że to najbardziej wyluzowana i uśmiechnięta nauczycielka w szkole. Potrafi się pośmiać, zażartować, jest bardzo ludzka i przyjacielska... ale ugh chyba właśnie ponownie uruchomiliśmy jej złą stronę. Taką widziałem tylko raz w życiu, wtedy po tej słynnej imprezie. Nagle podskoczyłem w miejscu. Wzdrygnąłem się na dźwięk uderzenia sterty papierów o blat. Nauczycielka spojrzała na mnie z ukosa. Sakra... muszę przestać przestraszać się takich rzeczy.
- Michaelu Walterze Rosenthal - odezwała się tak, że aż przeszły mnie ciarki - Czeslvie Nesladku. Możecie mi powiedzieć, co wy wyrabiacie?!
Podniosłem głowę i spojrzałem prosto w oczy nauczycielki. Był w nich smutek i żal. Na ich widok aż zabolało mnie serduszko i poczułem wielką gulę w gardle. Ach te momenty, gdy nie jestem w stanie nic z siebie wykrztusić.
- Jeszcze chwilę temu, było was słychać na drugim końcu szkoły - powiedziała prostując się - A teraz nie potraficie wykrztusić z siebie, ani słowa? Chłopcy, po co ja za każdym razem nadstawiam swojej reputacji? Po co za każdym razem chodzę po nauczycielach i przepraszam za was? Po co ja się tak staram, skoto wy robicie takie coś? O co tym razem poszło? Znowu Ci zabrał książkę, zeszyt, czy inne cudo? - spojrzała na mnie i zaraz przeniosła wzrok na Michaela - Czy może tym razem spojrzał jakoś krzywo, albo powiedział coś nie tak? Chłopcy ile wy macie lat?! Zgodnie z prawem jesteście pełnoletnimi osobnikami! DOROSŁYMI LUDŹMI, a zachowujecie się jak dzieciarnia. Gorzej niż w podstawówce. Nie po to przyszłam uczyć w szkole średniej, żeby zajmować się takimi problemami. Czy wy w ogóle widzicie jak się zachowujecie? Nie było chyba dnia, żeby ktoś nie przyszedł się na was poskarżyć. A odkąd zamieszkaliście razem, to dosłownie po prawie każdej lekcji mam na was skargi. Jak nie na jednego, to na drugiego. Wyobraźcie sobie, że czekam z niecierpliwością na ten moment, gdy po zaparzeniu kawy i chwili relaksu wpada do mnie, ktoś z grona nauczycielskiego i i zaczyna monolog - Nesladek znowu gadał na lekcji, Rosenthale wygłupiał się i zbił probówkę. Myślicie, że ja nie mam ciekawszy rzeczy do roboty? I tak dobrze, że niektórzy tylko przychodzą i mówią. Wiecie co to jest? - wskazała głową na stertę teczek - To wszystkie skargi i uwagi dotyczące waszej klasy. Całej klasy. Ale - złapała za jedną z grubszych teczek i rzuciła na środek stołu - ta dotyczy tylko waszej dwójki. Widzicie do czego doprowadziliście? Macie własną kartotekę. Znają was nawet nauczyciele, którzy was nie uczą. I to nie jest powód do dumy Nesladek - spojrzała na mnie karcąco - Powinniście być załamani tak jak ja jestem. Bo co ja niby mogę zrobić, gdy tylko, o którymś z was wspomnę to od razu słyszę teksty ,,To Ci co ciągle rozrabiają?'', albo gdy wspominam o drugiej B ,,To ta klasa, gdzie jest tych dwóch niewyżytych?''. I jak ja mam cokolwiek załatwić? Ja boję się już cokolwiek załatwiać, gdy na każdym kroku słyszę takie teksty. Myślicie, że to jest przyjemne? Co chwilę słyszę fantastyczne porady, co mogę z wami zrobić. Myślicie, że łatwo jest być jednym z najmłodszych nauczycieli i w dodatku mającym wychowawstwo? Nikt we mnie nie wierzył. Nikt. Co rusz słyszałam teksty, że nie dam rady, że nie nadaję się do tego, że jestem za młoda. Za mną stanęła tylko Pani Clover, która na szczęście wysoko stoi w oczach dyrektorki. I tylko dzięki niej jestem, gdzie jestem. A i wy powinniście być jej wdzięczni. Zwłaszcza ty Nesladek! Nawet nie wiesz ile razy broniła Cię, gdy mnie akurat nie było. Jesteś jednym z jej ulubionych uczniów i nie zmarnuj tego. A ty Rosenthale opamiętaj się w końcu. Prędzej się tak nie zachowywałeś. Myślę, podobnie jak większość, że oboje na siebie źle wpływacie. Były już pomysły, żeby was rozdzielić i nie mówię tutaj tylko o pokojach, ale też o klasach. Jedyne co sprawiło, że nadal jesteście razem to zachwyt dyrektorki, że mimo wszystko tak dobrze się dogadujecie. Chce, żeby w każdej z klas była taka integracja jak w naszej drugiej B... ale chłopcy błagam was ogarnijcie się. Nie możecie urządzać kłótni na cały korytarz, ba na całą szkołę. Widzą to inni... a zwłaszcza inni nauczyciele. Apropos jeszcze, o czym wy myślicie? Co chcecie robić w przyszłości?
Pani Sparks wbiła wzrok najpierw w Miśka, ten niemrawo uśmiechnął się i wymamrotał - Chciałbym pójść na studia... - Od razu przeniosła wzrok na mnie - A ty Nesladek? Co chciałbyś robić za te kilka lat jak skończysz akademię?
Przełknąłem ślinę i probowałem z siebie wykrztusić cokolwiek. Jednak wielka gula siedziała na swoim miejscu skutecznie uniemożliwiając wydobycie jakiegokolwiek dźwięku. Poczułem jak moje oczy nachodzą łzami. Spuściłem głowę i wbiłem wzrok w kolana. Sakra... dlaczego znowu czuję się tak źle z tym wszystkim...
- Cokolwiek zamierzasz robić - odezwała się nauczycielka - Najpierw musisz zacząć myśleć o teraźniejszości. Co ty chcesz zrobić mając zagrożenie z... aż zerknę na listę - zaczęł szukać jakiejś kartki - O jest. W takim razie powiedz mi co ty zamierzasz zrobić z zagrożeniami z chemii, angielskiego, francuskiego i hiszpańskiego? Nesladek jesteś w klasie lingwistycznej, a masz problem z językami. Czy ty dobrze przemyślałeś wybór klasy? Zastanowiłeś się nad tym? Wiem, ze jesteś nie głupi, twoje poprzednie oceny i wyniki z egzaminów oraz konkursów na to nie wskazują, ale to co robisz teraz przechodzi wszelkie pojęcia. Wiesz dlaczego z resztą grona pedagogicznego zgodziliśmy się, abyście zamieszkali razem? Większość była święcie przekonana, że Michael wpłynie na Ciebie, zaczniesz się uczyć i poprawisz oceny. A tymczasem jest jeszcze gorzej. Ja już załamuję ręce i nie wiem, co mam zrobić z waszą dwójką, bo jak na razie mamy odwrotny efekt i nawet ty Rosenthale pogorszyłeś oceny. Daję wam pierwsze i ostatnie ostrzeżenie tego typu, jeśli nie poprawicie drastycznie swojego zachowania i ocen, będziemy musieli dość agresywnie zareagować. I nie skończy się tylko na obniżonej ocenie z zachowania. Rozumiemy się?
Bez słowa oboje pokiwaliśmy głową. Ja dodatkowo otarłem łzy powierzchnią dłoni.
- Co mieliście teraz za lekcję? - zwróciła się bardziej do Michaela niż do mnie
- Francuski - powiedział Misiek
- Dobrze, powiem Panu Odell, że byliście u mnie - rzekła - Teraz będzie długa przerwa. Ogarnąć się i zmykać na lekcje!
Powoli podniosłem się z ławki. Chciałem złapać i zarzucić na ramię plecak, ale zdałem sobie sprawę, że go nie ma. No tak... został na korytarzu. Machnąłem więc ręką w powietrzu i zmierzyłem w kierunku drzwi.
- Czeslav ty jeszcze na chwilę zostań - zwróciła się do mnie.
- Widzimy się później - mruknął misiek mijając mnie przy drzwiach
Z całego serca chciałem jak najszybciej opuścić tę klasę, a przede wszystkim zejść z pola widzenia wychowawczyni...
- Siadaj - powiedziała już trochę spokojniejszym i łagodniejszym głosem - I tak czekała nas rozmowa na temat twoich zagrożeń, zdajesz sobie z tego sprawę? Gdybyś był w klasie A albo C to jeszcze jakoś by to przeszło, ale mając zagrożenia z języków, będąc w klasie lingwistycznej, to jednak jest coś na rzeczy prawda? - spojrzała na mnie uważnie, znowu przełknąłem ślinę i wbiłem wzrok w kolana - Rozmawiałam z Panią Clover, która wyszła z propozycją, czy nie przenieść cię na profil ogólny. Masz tam o połowę mniej tych przedmiotów i są na poziomie podstawowym. Też zastanawiałam się nad tym. Nie ukrywajmy Czeslav nie jesteś poliglotą, nie łapiesz języków w lot, jak niektórzy z twojej klasy. Mam cztery zagrożenia, czy ty dasz radę z nich wyjść? Zacząłeś się uczyć? Brać jakieś korepetycje? Uczyć się z kimś? To naprawdę nie są przelewki, wiesz jak jest u nas w szkole. Nie ma powtarzania klas... Nie płacz chłopie - powiedziała, gdy otarłem dłonią łzy - Płacz tutaj w niczym nie pomoże. Rozmawiałeś z kimś na ten temat? W sensie o korepetycjach lub wspólnej nauce? Bo mam złe przeczucia, że sam nie dasz sobie z tym rady. Pomyśl o tym dobrze? Radzę Ci to z czystego serca. A i jeszcze jedno. Do sekretariatu dzwonili z informacją, że Twoja ciotka miała zawał i leży w szpitalu. Wiem, że przekazuję Ci to w dość nietypowych okolicznościach, ale gdybyś chciał tydzień wolnego, aby pojechać do rodziny i się z nią zobaczyć... - szybko i energicznie zaprzeczyłem ruchem głowy - Gdyby jednak, to nie będzie z tym problemu. Wystarczy, ze podejdziesz do mnie, a resztę już załatwimy. Nie załamuj się teraz, uśmiechnij się, głowa do góry i let's go!
Uśmiechnąłem się niemrawo i wyszedłem z klasy. Ugh czułem się totalnie wypruty z siebie. Spojrzałem na zegarek. Miałem dwie minuty do dzwonka na przerwę. Szybko zszedłem korytarzem na dół, chciałem zabrać swój plecak, ale nie było go tam... Świetnie pewnie misiek go zabrał. Kopnąłem nogą w ścianę. Przez stopę przeszedł przeszywający ból. Podskakując na jednej nodze, oparłem się o ścianę i osunąłem na dół. Zacząłem masować stopę przez but, przeklinając pod nosem siebie za ten idiotyzm. Nagle rozbrzmiał dzwonek na przerwę, z klas na korytarz zaczął wypływać tłum uczniów. Szybko się podniosłem i idąc z falą udałem się w kierunku sali, gdzie mieliśmy mieć ostatnią lekcję... angielski. Nie no świetnie, tego mi było trzeba! ANGIELSKIEGO! Zbliżając się do sali ujrzałem Miśka stojącego z podręcznikiem w dłoniach i moim plecakiem u stóp. Gdy mnie ujrzał uśmiechnął się od ucha do ucha i zmrużył oczy.
- Mam nadzieję, że Cię tam nie wykończyła - powiedział
- yhym - mruknąłem schylając się i biorąc plecak - Idę do pokoju, w razie czego powiedz, że się źle czułem... co nie mija się z prawdą.
Mina miśka lekko zrzedła, przechylił głowę na bok i zapytał głosem pełnym troski - W porządku Czesiek?
- Jak nigdy - mruknąłem - Po prostu muszę odpocząć.
Odwróciłem się na pięcie i odszedłem.
~~~~~~~~~~~
Leżałem na łóżku rozłożony na plecach. Od ponad czterech godzin gapiłem się na sufit, myślałem nad sensem życia i słuchałem muzyki. Idealny obraz przybitego Czeslava... Nagle usłyszałem jak ktoś łapie za klamkę. Po chwili drzwi się uchyliły i do środka wszedł Misiek.
- Witam braciszak - uśmiechnął się w progu - Humorek już lepszy?
- Pozostawię to bez komentarza - mruknąłem obracając się na bok
- Och - zacmokał - nie może tak być, żeby mój kochany malutki braciszek się smucił.
Poczułem jak siada na krawędzi łóżka, a następnie kładzie się wciskając mnie bardziej w ścianę.
- Widzisz młody, cokolwiek by nie było zawsze będzie nasze brolove! Nikt nas nigdy nie rozdzieli! Po za tym nie przejmuj się słowami Caroline, już ja tu z Tobą przysiądę i się pouczymy! Jeszcze będziesz miał szósteczkę - zaśmiał się - Gwarantuję Ci to ja Michael Walter Rosenthale!
- Masz na drugie Walter? - spojrzałem na niego uważnie
- Taaaaa - uśmiechnął się - Nie mówiłem Ci? Heh to już wiesz! Jestem Michael Walter!
Lekko się uśmiechnąłem, a ten poczochrał mi włosy.
- Nie bój żaby młody! A teraz napij się coli i połóż się spać, daj sobie dzisiaj trochę luzu. Ja też zaraz idę się wykąpać i do spania. Wiesz w końcu jest już... o boże zaraz będzie północ! Nie wierzę, aż tyle się zasiedziałem?! A ty co robiłeś po szkole?
- Poszedłem się przejść po mieście, a potem wróciłem tutaj i się położyłem...
- Ummm w porządku... - puścił oko - To teraz tylko zaśnij i wszyscy będą szczęśliwi, dobra idę się umyć! Słodkich snów braciszku.
Jednym ruchem wstał z łóżka, pochwycił piżamę i wszedł do łazienki. Zasnąc... taaa łatwo powiedzieć. Dlaczego zawsze, gdy coś się dzieje, to każdy wysyła mnie spać? Tak jakby to sen miał być lekarstwem na wszystko... A co w momencie, gdy po głowie chodzą czarne myśli, które skutecznie uniemożliwiają zaśnięcie? Ale czym się tu przejmować... Zrobimy tradycyjne zagrania.
W momencie, gdy usłyszałem, że Misiek skończył brać prysznic, odwróciłem się twarzą do ściany i po prostu udałem, że śpię. Od tak po prostu, najlepsze rozwiązanie. Gdy tylko drzwi się otworzyły usłyszałem ciche - Czesiek śpisz? - oczywiście przemilczałem to. Misiek prawdopodobnie przekonany, że padłem zgasił światło i wgramolił się do łóżka. Już po chwili dało się słyszeć jego tradycyjny senny oddech. Przewróciłem się z powrotem na plecy i leżałem wpatrzony w sufit. Lampy i drzewa za oknem sprawiały, że po suficie tańczyły różne fantazyjne cienie. Nie mam pojęcia nawet ile tak leżałem, w tej takiej nicości... Przewróciłem się na brzuch i spojrzałem na telefon, była 2:48. Heh kto by pomyślał... wszedłem na twarzową książkę sprawdzić, któż podobnie jak ja nie śpi tej nocy. Tylko przy dwóch nazwiskach widniała zielona kropka. Otworzyłem okienko z Nathanielem i napisałem
< Hej Nati! :D Dlaczegoż to nie śpi mój ulubiony okularnik?
> Czes... zgadnij, co mogę robić o trzeciej rano?
< Wyrywasz jakąś panienkę w barze? ^V^
> ...
> Czy ja jestem Tobą?
< No nie... :P
> Uczę się do egzaminu.
< Ojej! T^T współczuję! Aż taki ciężki, że musisz siedzieć po nocach?
> Po prostu chcę się dobrze nauczyć i zdać go na najwyższą ocenę.
< Och... oki :D W takim razie życzę powodzenia i nie przeszkadzam! *tula z całych sił* Trzymam kciuki!
> Thx, słodkich snów... dziubasku :*
< ...
> :D
Wyłączyłem Natha i spojrzałem na drugą zieloną kropkę. Nora... Hmm ciekawe co robi o tej godzinie... ale czy w ogóle odpisze mi? W końcu znamy się... eeee... od dzisiaj. Umm tak na pewno odpisze - zaśmiałem się pod nosem. W końcu cały czas siedzi z tym telefonem, to na pewno też i śpi. Otworzyłem okienko i napisałem.
< Dzień dobry wieczór! :D A czemuż to panienka nie śpi?
Nie zdążyłem nawet mrugnąć, a już miałem odpowiedź.
> Kto pisze?
< Czeslav Nesladek, takie małe rude z twojej klasy... Łap fotę! :D


> Spk już kojarzę.
< To co tam słychać? :D Czemu nie śpisz? ^V^

Nora?

piątek, 28 lipca 2017

Od Avery cd Finnick

Każdy dzień w tej szkole zlewał się w jedno, dosłownie. Mimo iż byłam już tu niemalże dwa tygodnie, nic nawet nie starało się odstawać od normy. Od poniedziałku do czwartku siedzenie na tych nudnych lekcjach, notowanie tych wszystkich nudnych rzeczy, a po tych męczarniach, siedzenie w pokoju i pisanie postów na bloga. W piątki natomiast tak samo lekcje, a potem wypad do Cafe salvatore na małą kawkę na wynos i siedzenie potem na ławce w parku. Weekendy... ach, moje kochane weekendy, gdzie nie musiałam nawet wychodzić z pokoju, kochałam je. W międzyczasie mój Twitter wzbogacił się o dziesiątki wpisów o szarym, złym, nudnym, głupim życiu.
Jak zwykle w piątkowy wieczór, wyszłam z Cafe salvatore z kubkiem gorącej potrójnej Americano. Polubiłam tę kafejkę. Pewnie dlatego, że jej nazwa jest też nazwiskiem moich kochanych braci z Pamiętników Wampirów. Kawę parzyli nadzwyczaj dobrą, więc czemu by nie mieć takiego piątkowego rytuału, chodzenia po kawę po lekcjach? Ścisnęłam mocniej kubek, idąc spokojnie chodnikiem. Zapomnieli o daniu tej białej pokrywki do kubka, ugh. Cóż, może nic się nie stanie. Na uszach oczywiście musiałam mieć swoje ukochane, białe słuchawki, w których tradycyjnie leciał Bach. Uśmiechnęłam się do siebie, nucąc dobrze mi znany fragment utworu. Szłam powoli, układając fabułkę do następnego rozdziału na bloga. Jakoś ten świat wokół mnie, nie interesował mojej skromnej osoby. Nagle skręcając w kolejną ulicę, moje ciało uderzyło o kogoś. Zamknęłam odruchowo oczy, gdy usłyszała głośny syk. Uchyliłam powieki, widząc dużą, brązową plamę na koszuli niebieskowłosego chłopaka. Brawo Ave! Wylałaś kawę na jakiegoś faceta, co będzie wymagało stokrotnego przepraszania, a ty nie umiesz odezwać się nawet słowem. Spojrzałam na niego, nieco przestraszona... tak, przestraszona. Najchętniej włączyłabym Gogola i sprawdziła, co się robi, gdy wylejesz na kogoś kawę.
- Przepraszam! - powiedziała, bardzo, ale to bardzo cicho. Chyba normalny człowiek by tego nie usłyszał. Nie wiedziała co zrobić. Mówić do kogoś, to było dla niej wyzwanie... a co dopiero go dotknąć! I w tym momencie muzyka się skończyła i chyba mój spokojny wieczór.

Finnick?

Od Ai CD Javier'a

Wracałem sobie spokojnie do domu, myśląc o moim przystojnym sąsiedzie. Miałem nadzieję, że go dzisiaj jeszcze spotkam i normalnie porozmawiam. Chcę go poznać… Dowiedzieć się jaki jest. Z przemyśleń wyrwał mnie krzyk i jak ktoś się na mnie rzuca.

- MAAAM CIĘ~!

Pisnąłem przerażony i schowałem twarz w dłonie. Lekko drżałem, gdy się odwracałem do tego kogoś. Spojrzałem na tą osobę, a potem w te oczy, które patrzyły na mnie z lekkim zdziwieniem. Moje cyjanowe oczy zaczęły łzawić, a na moich policzkach pojawiał się lekki rumieniec.

-N-Nie s-strasz m-mnie…

Wydusiłem z siebie. Po chwili jednak przytuliłem się do Javier’a i chciałem tak pozostać. Było mi tak miło, a szczególnie wtedy, gdy i mój sąsiad mnie objął.

<Javier? ^^>

Od Cynth CD Evans

Westchnęłam
- Tak, rozumiem, i to bardzo dobrze. Ludzie zazwyczaj zaczynają swoje "Ojoooj" i "Biedactwo", eh... - pokręciłam głową. - Miło, że ci przykro, i wszystkim, ale ja mam to gdzieś. Całkiem gdzieś. Nie rusza mnie to. - oznajmiłam i wypiłam na raz resztę kawy. Głęboko odetchnęłam. Gestem przywołałam kelnera. Czekając aż przyjdzie, znów zaczęłam mówić
- Wiesz, przepraszam cię....
- Za co? - odpowiedział pytaniem. Ja w tym czasie zamówiłam kolejną kawę, tym razem zwykłą, mocną.
- ...Naskoczyłam na ciebie bez powodu. Przepraszam, zazwyczaj się tak nie zachowuję... Ale przy osobach wyższych od siebie, a do tego o tyle wyższych co ty czuję się niekomfortowo, taka przytłoczona. Wiesz, na Finlandii wszyscy są bardzo wysocy... I już jak miałam dwanaście lat zdarzali się ośmiolatkowie wyższi ode mnie, i trochę mnie to... Dobija

< Evans? :3 >

Od Javiera CD Ai

Lekcje były ciekawsze niż myślałem, ludzie mili, bez problemu znalazłem sobie kogoś do gadania.
Chociaż gadanie na lekcji nie było jednak aż tak dobrym pomysłem...
Zbesztany w pierwszy dzień, hmmm. Okey, mam talent.
Ale i tak chyba wyszło dobrze. Chyba mnie polubili, a to już połowa sukcesu. Byle tak dalej.
Po dzwonku jakby opuściło mnie szczęście. Udało mi się wszystko wyrzucić z torby, upuszczając ją, potem musiałem nurkować pod szafką... Eh


W każdym razie, czas do domu. I tak siedziałem tam parę minut dłużej...
A w drodze, przed sobą zobaczyłem mojego uroczego sąsiada.
Zakradłem się do niego, ciuchutko, jak ninja...
- MAAAM CIĘ~! - skoczyłem na niego od tyłu

< Ai? Heheh >

Od Nicolay'a CD Sayuri

Gdy rozdzieliliśmy się do swoich pokoi, rozpakowałem swoje rzeczy, umyłem się, przebrałem w piżamę i wpakowałem się do łóżka. Aż dziwne, że tak szybko wyszliśmy ze szpitala. Zwykle po czymś takim rany potrzebują goić się dłużej niż tylko tydzień. Cóż, cuda się zdarzają. Jednym z takich cudów w moim życiu, jest właśnie Sonia. Pokochałem ją. Bardzo. Zawróciła mi w głowie. Myślę o niej nawet kiedy zasypiam.
W tym samym momencie, rozległo się pukanie do drzwi.
- Huh? – obróciłem się.
Rozległo się kolejna seria pukań. Wstałem powoli i otworzyłem drzwi. Ukazała mi się drżąca Sajgonka, wtulająca się w pluszowego króliczka.
- Sonia? – spytałem. – Coś się stało?
- Ugh. – jęknęła wtulając się mocniej w przytulankę.
Rozległy się czyjeś kroki na korytarzu. Dziewczyna wystraszona wepchnęła mnie do środka i zamknęła za nami drzwi.
- Uspokój się. To zapewne tylko dyżurujący.
Ukryła twarz w futerku pluszanki.
- Co się stało? Sonia. – spytałem cierpliwie.
Dziewczyna rzuciła się na mnie i mocno mnie przytuliła. Ostrożnie pogładziłem jej plecy. Nie rozumiem, przyśniło jej się coś?
- Powiesz mi w końcu o co chodzi?
- Boję się. – wyszeptała.
- Czego?
- Wilka złego! Nie zadawaj głupich pytań Nico! Co jeśli gang po nas przyjdzie? Co jeśli przyjdzie się zemścić? – spojrzała na mnie wystraszonymi oczami.
- Zemścić? Kimają teraz w kiciu. Poza tym to my mamy większy pretekst do zemsty.
- Ale… jednak…
Pogłaskałem ją po głowie.
- Skoro tak bardzo Cię to męczy, możesz spać ze mną.
- Hah! Dziękuję Nico! – zabłyszczały jej oczy.
- Tak przy okazji, nie jesteś za stara na pluszaki? – przytknąłem swój palec do jej czoła.
- Jest ze mną od dzieciństwa! Zawsze znajduję w nim pocieszenie. – spojrzała na mnie z wyrzutem odsuwając mój palec.
Prychnąłem pod nosem.
- No już dobrze. Chodź spać.
Położyliśmy się wspólnie do łóżka. Nie byłem w stanie jej objąć ze względu na złamaną rękę, więc dziewczyna postanowiła sama się we mnie wtulić.
- Ładnie pachniesz. – stwierdziła.
- Cóż, dziękuję. Chyba.
Zasnęliśmy.

Sayuu? ;3

Od Sayuri CD Nicolay’a

Nadal przepraszałam chłopaka. Wina drążyła mnie do reszty. Co ja mogłam zrobić? Nic… Byłam bezbronna, a przez to, chłopak został tak mocno poturbowany. Ściągam na siebie same nieszczęście… Co mnie pokusiło, żeby iść nad jezioro wtedy, gdy był tam ten cholerny gang! Nagle, Nico podniósł się z wózka i objął mnie. Delikatnie głaskał mnie po plecach i głowie. Ja za to, zacisnęłam pięści na jego plecach i płakałam w jego tors.
-Nie obwiniaj się. To nie twoja wina Sayuri.-szepnął do mnie.
-Ale gdybym…-nie dokończyłam, bo chłopak przytknął swoje dwa palce do moich warg. Lekko zaskoczona na niego spojrzałam.
-Przestań. To nie była wina żadnego z nas.
Ponownie wtuliłam się w tors chłopaka. Nie mogłam się jednak tym nacieszyć, bo pielęgniarka powiedziała dla chłopaka, że czas odwiedzin dobiegł końca. Spojrzałam na niego z widocznym smutkiem.
-Wybacz Sonia. Do zobaczenia.-powiedział ciemnowłosy i pocałował mnie w czoło, przez co po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze.
-Kocham cię Nicolay.-szepnęłam z dalszym smutkiem.
-Ja ciebie też.
Kobieta odwiozła Nico z powrotem do jego pokoju. Ja za to znowu się położyłam na łóżku, trzymając dłoń na obolałym brzuchu, obwiniętym bandażami. Lekarz wszedł do Sali, sprawdził moje czynności życiowe i popytał jak się czuję. Odpowiadałam mu, że dobrze, a jedyne co mnie boli to brzuch. Jednak nie spodziewałam się, że nie będzie mnie bolało. Po operacjach zawsze pozostaje jakiś ból. Odwróciłam się z trudem na bok i otuliłam się jak tylko mogę pościelą. Ciężko było mi zasnąć, chociaż podano mi delikatne tabletki nasenne. Nie mogli dać mi mocniejszych. Jednak kiedy już słońce powoli wychodziło zza horyzontu, ja wreszcie zasnęłam.
---
Po tygodniu spędzonym na oddziale, opuściliśmy szpital w jednym kawałku. Miałam na ramieniu torbę, podobnie z resztą jak Nico. Po chwili jednak zabrałam od niego torbę. Miał złamaną rękę i nie mogłam pozwolić, aby targał swoje pakunki. Spojrzał na mnie widocznie zdziwiony.
-Nie musisz. Poradzę sobie.-powiedział.
Pokręciłam głową i pokazałam mu język.
-Baaka~ Nie pozwolę ci tak targać tej torby, skoro masz złamaną rękę.-powiedziałam i złapałam go za zdrową dłoń.
Nico się do mnie uśmiechnął i ruszyliśmy ku Akademikom.
---
Kiedy dotarliśmy na miejsce, robiło się już ciemno. W Akademikach rozdzieliliśmy się, jak tylko oddałam dla Nicolay’a torbę. Z uśmiechem skierowałam się do siebie. Lekko kulałam, bo brzuch nadal dawał mi się we znaki. Kiedy weszłam do pokoju, położyłam torbę niedaleko szafy. Potem się przebrałam w moją trochę przykusą koszulę nocną, na nogi nałożyłam moje kapcie króliczki, a włosy pozostawiłam rozpuszczone. Po chwili rozejrzałam się po pokoju. Pusto… Bałam się. Szybko usiadłam na łóżko i przytuliłam do siebie mojego dużego, białego króliczka. Lekko drżałam i rozglądałam się z kąta w kąt. Moja warga zaczęła drżeć i wtuliłam się w głowę białego królika. Po chwili zadecydowałam, że idę do Nico. Za bardzo się boję. Do szkolnej torby włożyłam książki potrzebne na jutro i ubrania. Przełożyłam ją przez ramię i pobiegłam do pokoju Nicolay’a.
---
Zapukałam do pokoju mojego chłopaka. Nadal tuliłam do siebie królika, ciągle rozglądając się po korytarzu. Znowu zaczęłam drżeć. Zapukałam drugi raz, tuląc do siebie pluszaka. Nico… Błagam, otwórz jak najszybciej…
<Nicoo? ^^>

Od Nicolay'a CD Sayuri

- N-Nico?
Usłyszałem słodki głos dziewczyny. Nawet nie dam rady opisać jak wielką ulgę przyniósł mi widok jej otwierających się, zaspanych oczu. Tak bardzo się o nią bałem. Robiłem co mogłem, żeby tylko uszła z życiem. Żeby tylko nic jej się nie stało. Oboje ucierpieliśmy ale oboje żyjemy. To się liczy. Złapałem jej dłoń w obie ręce, po czym ją ucałowałem. Posłała mi swój obolały uśmiech. Po chwili złapała się drugą ręką w miejsce postrzelenia. Moje biedactwo.
- P-Przepraszam Nico… To moja wina. Gdybym wtedy ich zobaczyła, udałoby się nam wcześniej stamtąd pójść, a wtedy obeszłoby się bez tej tragedii. Nie byłbyś tak okropnie pobity…- w jej oczach zabłyszczały łzy.
‘’Nie przepraszaj. Nawet się nie waż przepraszać. To nie Twoja wina.’’ – tak chciałem powiedzieć ale byłem za bardzo zaskoczony i zachrypiały, aby cokolwiek z siebie wykrztusić.
Zaczęła płakać. Przykryła drżącą dłonią usta. Po jej policzkach spływały potoki łez. Ten widok napawał mnie smutkiem. Dlaczego tak bardzo obwinia siebie? Bezsensu. Z czasem zacząłem żałować, że zgodziłem się pójść nad jezioro, czy też w ogóle je jej pokazać. Ale to nie nasza wina, że akurat tam przesiadywał gang. Nie chcę, żeby brała na klatę to co się nam stało.
- Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! – krzyczała.
Podniosłem się z wózka i objąłem łkającą. Głaskałem ją po plecach i po głowie. Zacisnęła pięści na moich plecach i wypłakiwała swoje łzy w moją szpitalną piżamę.
- Nie obwiniaj się. To nie Twoja wina Sayuri. – szepnąłem.
- Ale gdybym-
Przytknąłem swoje dwa palce do jej warg.
- Przestań. To nie była wina żadnego z nas.
Dziewczyna ponownie wtuliła się w mój tors.
- Panie Nicolay, czas odwiedzin się skończył. – powiedziała pielęgniarka wchodząc do pomieszczenia.
- Wybacz Sonia. Do zobaczenia. – ucałowałem jej czoło.
- Kocham Cię Nicolay. – szepnęła smutno.
- Ja Ciebie też.
Kobieta zawiozła mnie z powrotem do pokoju i pomogła wejść na łóżko. Podała mi leki i miała zbierać się do wyjścia, ale ją zatrzymałem.
- Czy Sayuri po wyjściu stąd będzie w pełni zdrowa?
- Zobaczymy jak potoczy się leczenie ale są duże szanse, że będzie zdrów jak ryba. Także nie ma się pan czym przejmować. – uśmiechnęła się i wyszła.
Zostałem znowu sam na sam z moim śpiącym, czterdziestoletnim współlokatorem. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze potoczy.
Zasnąłem.

Sonia?

Od Sayuri CD Nicolay

Nadal nieprzytomna, leżałam i rozmyślałam. Co z Nico? Czy on żyje? Czy wszystko z nim dobrze? Nie wiedziałam, bo narkoza nadal działała. Ta cała sytuacja to moja wina… Gdyby nie to, że mam 18 lat, to ojciec już by panikował i leciał do mnie na złamanie karku. A tak przynajmniej oszczędziłam sobie jego zbędnych, moim zdaniem odwiedzin. Jednak to, jak się czuje Nico nie dawało mi spokoju. Miałam nadzieję, że narkoza już słabnie i zaraz się ocknę. Coraz bardziej odczuwałam czynniki zewnętrzne. Słyszałam doktorów, czułam, jak ktoś łapie mnie za dłoń i szepcze do mnie, abym się obudziła. Tak! Powoli się budzę. Znam ten głos, ten dotyk. Otworzyłam lekko oczy. Wszystko było takie jasne, ale po chwili oczy przyzwyczaiły się do tego światła. Zauważyłam Nico. Zacisnęłam lekko jego dłoń.
-N-Nico?-szepnęłam, na co temu, aż iskierki się zapaliły w oczkach.
Uśmiechnęłam się lekko, a potem skrzywiłam z bólu i drugą wolną dłonią, chwyciłam się za brzuch w który zostałam postrzelona.
-P-Przepraszam Nico… To moja wina. Gdybym wtedy ich zobaczyła, udałoby się nam wcześniej stamtąd pójść, a wtedy obeszłoby się bez tej tragedii. Nie byłbyś tak okropnie pobity…-w moich oczach zabłyszczały łzy.
Zaczęłam płakać i obwiniać się w myślach. Jak mogłam poczynić coś tak okropnego. Zakryłam usta dłonią, która od strachu zaczęła drżeć. Mój biedny Nico. Potem drżącym głosem wymawiałam wyłącznie słowo przepraszam, które było skierowane wyłącznie do niego. Mojego rycerza, który postawił swoje życie na szali, abym ja nie była aż tak okropnie pobita. Dlaczego tak musiało być… Miałam chęć tylko ciągle go przepraszać. Jego dłoń ledwo co zaciskałam, bo nie miałam siły. Po moich policzkach płynęły potoki łez wyrażające wszystko co czułam. Ból, frustrację, winę, cierpienie…
<Nicolay?? T-T>

czwartek, 27 lipca 2017

Od Evansa CD Cynthii

No i co tu odpowiedzieć..? Nie chciałem być jak większość ludzi, z którymi mogłaby mieć styczność, a którzy pewnie powiedzieliby, że im przykro, co wyszłoby na pewno nieszczerze.
Oczywiście, że było mi przykro, ale wiedziałem, że bardzo często w takich sytuacjach współczucie u innych osób najzwyczajniej w świecie wkurza.
- No i? - zapytała w końcu, widocznie zirytowana.
- No i nic. Nie wiem co na to powiedzieć, żeby ci nie nadepnąć na odcisk - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Drgnęła jej powieka, na co westchnąłem.
- Czyli to było też złe... - mruknąłem do siebie - Przykro mi, że musiałaś przejść takie rzeczy, serio. Ale wiem, że mało kto lubi kiedy ktoś mu okazuje współczucie w takich sytuacjach, więc chyba rozumiesz...
Przygryzłem wnętrze policzka, czekając na jej reakcję i grzebiąc łyżeczką w jabłeczniku. Przez głowę tak znikąd przeszła mi myśl, że kawa już wystygła nam obojgu.

Cynth :/? nwm jaka byłaby jej reakcja więc zostawiam to tobie >.>

Od Cynthii CD Finnick

Policzek szczypał, kolano też chyba obtłukłam, bo bolało..
Ale mnie prowadzi. Tyle dobrze. Schowam się w swoim pokoju i będę sama się na siebie wściekać.
Zaczął zadawać pytania... No, niech będzie.
- Skąd pochodzisz? - zapytał.
- ...Z Finlandii. - odparłam, wciąż strzelając palcami.
- Długo tam mieszkałaś?
- Piętnaście lat, od urodzenia... - zamyśliłam się na moment - ...Z przerwami.
Po tym nastała cisza na kilka minut. Znów odezwał się dopiero, gdy widzieliśmy już przed sobą cel naszej podróży.
- Tęsknisz za domem? - spojrzał na mnie. Widziałam, że jakoś starał się utrzymać rozmowę. I właściwie, to był nawet całkiem miły
- ...Niezbyt. Nie mam za czym tęsknić, bo domu nigdy nie miałam. - zerknęłam na niego. Chyba nie do końca zrozumiał o czym mówię - Jestem z sierocińca - wyjaśniłam. Wtedy chyba już zrozumiał.
Więcej już nie mówił. Chyba uznał, że jest to jakiś niemiły temat, czy coś... A mi było to całkiem obojętne. Przynajmniej już.

Dotarliśmy. Odprowadził mnie aż pod drzwi. Naprawdę jest miły...
W drzwiach odwróciłam się do niego
- Dzięki za pomoc... Będę musiała się jakoś odwdzięczyć. - nie patrzałam na niego. Nie byłam przyzwyczajona do dziękowania komuś. - ...Jeśli masz chwilę... Pomógłbyś mi z czymś? Apteczka stoi w łazience na najwyższej szafce, i... Niezbyt sięgam...

< Finn? I z opatrunkiem możesz pomóc x3 >

Od Ai Cd Javier’a

Kiedy chłopak zawinął mnie jak naleśnika i wyszedł, nic po tym nie pamiętam. Najwyraźniej zasnąłem zaraz po opuszczeniu przez niego mojego mieszkania. Rankiem, obudziłem się z lekkim bólem głowy, ale na szczęście bez większego kaca. Z niechęcią opuściłem łóżko i wyszykowałem do szkoły, nie zapominając o książce z chemii. Wyszedłem z mieszkania i je zamknąłem, a potem usłyszałem głos, który należał do osoby z którą jadłem wczoraj obiado-kolację, jeżeli można to tak nazwać.
- O! Pijaczynka!
Pijaczynka? Odwróciłem się do niego i z rumieńcem przekrzywiłem głowę. Nie wiedziałem o co chodzi, a ten najwyraźniej się tego domyślił, więc powiedział mi jakie głupoty wygadywałem.
-Eh… Co jeszcze narobiłem?
Na to pytanie Javier się szeroko uśmiechnął, podszedł do mnie i nachylił się do mojego ucha. Na mojej twarzy pojawił się ogromny rumieniec i lekko wytrzeszczyłem oczy.
-Pocałowałeś mnie. Co prawda w policzek, ale…
Wyszeptał mi to prosto do ucha, a potem kawałek odsunął. Lekko się zająknąłem i ukłoniłem, zaczynając go przepraszać. Ten zachichotał, złapał mnie pod ramię i ruszył ze mną do szkoły. Ja nadal na twarzy miałem ten rumieniec, który za nic nie chciał usunąć się z mojej twarzy.
---
Na szkolnym korytarzu mnie wreszcie puścił i pożegnał, klepiąc po głowie. Wolnym krokiem ruszyłem do Sali na moje zajęcia. Na nich z resztą nie dałem rady się skupić, bo nadal wspominałem słowa chłopaka o tym, że go pocałowałem… Cholera… Głupi jak but…
---
Po wszystkich lekcjach wyszedłem z Akademii i skierowałem się do domu wolnym krokiem. Do kolejnej zmiany w kawiarni mam trochę czasu i nie muszę biec. Tak więc naprawdę żółwiowym tempem ruszyłem do mieszkania. Miałem też nadzieję, że natrafię na Javiera… Skąd mi to przyszło do głowy nie wiem, ale tego chciałem.

<Javier? ^^>

Od Nicolay'a CD Sayuri

Ciemność. Sąd ostateczny? Nie, to głupie. Sen…? Śpiączka…? A może upadłe niebo? Czyściec? Zbaw mnie Boże. Oddaję swoje życie w Twoje ręce pełne łaski i miłości jaką mnie obdarzasz. Wybaw mnie od zła wszelkiego. Wybaw mnie od potępienia wiecznego, które dane mi jest na wieki. Spraw bym znowu w Ciebie uwierzył. Pomóż.
Ha ha ha. Bóg…

***

Światło. Rażące światło. Rażące światło otworzyło mi oczy. Gdzie się znalazłem? Jeszcze przed chwilą stałem cały zakrwawiony i poobijany w parku. Teraz… leżę w szpitalnym, miękkim łóżku cały w bandażach. Usłyszałem kobiece głosy. Zobaczyłem dwie pielęgniarki uśmiechające się w moja stronę. Jedna z nich wyszła szczęśliwa z pomieszczenia.
- W końcu się pan obudził. Jak się pan czuje?
- Głowa. Boli mnie. – powiedziałem chrapliwym półgłosem. – Mówić chyba też nie mogę.
- To normalne. Ma pan lekki wstrząs mózgu jak i gorączkę.
- Ah tak…
- Spokojnie, niedługo wszystkie statystyki się unormują. Nie możemy jednak wykluczyć pobytu w szpitalu, aż wszystko się na tyle dobrze nie zagoi, żeby mógł pan normalnie funkcjonować. Ma pan złamaną rękę, dwa żebra i małe pęknięcie na czaszce. No i bardzo poobijane ciało, włącza się w to uszkodzona wątroba. Czeka pana długa kuracja. Spokojnie, już skontaktowaliśmy się ze szkołą i usprawiedliwili Ci nieobecność. Jak poczuje się pan lepiej, dostanie pan materiały z lekcji i w miarę możliwość będzie mógł pan je przerabiać z pomocą szpitalnej szkółki.
- Gdzie Sayuri?
Póki co tylko to siedziało mi w głowie. Miałem nadzieję, że nic jej się nie stało.
- Chodzi panu o pańską partnerkę?
Przytaknąłem.
- Jest w sali pooperacyjnej. Jeszcze się nie wybudziła z narkozy ale operacja przeszła pomyślnie.
Co za ulga.
- Czy mogę się z nią zobaczyć?
- Cóż… w pańskim stanie może lepiej nie. Niech pan najpierw porządnie wypocznie.
- Czuję się na siłach. A nie będę mógł porządnie się wyspać dopóki jej nie zobaczę.
Pielęgniarka skwasiła się nieco.
- Jest pan pewien?
- Tak. – odparłem.

Kobieta wyszła z pomieszczenia i przyszła z wózkiem na który pomogła mi wejść, po czym zawiozła mnie do dziewczyny.
- To ja zostawię Was samych. Wrócę za pięć minut. – orzekła i wyszła.
Wpatrywałem się w śpiące oblicze ukochanej. Czułem się odpowiedzialny za to co się jej stało. Przyciskało mnie poczucie winy. Mimo starań, w końcu i tak nie udało mi się jej ocalić. Całe szczęście jednak uszła z życiem.
Złapałem ją za dłoń.
- Obudź się. – szepnąłem.

Sayuu? :3

Od Sayuri CD Nicolay’a

Wszystko wokół było tak piękne. Słyszałam skrzypce świerszczy, rechot żab… Tak cudnie. Cały dzień, pełen tylko mnie i Nico. Przytuliłam się do jego ramienia.
-Czuję się przy Tobie o wiele bezpieczniej.-szepnęłam.
-To chyba dobrze.-odpowiedział i ucałował mnie w policzek.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, stwierdziłam, że dziś jest jeszcze piękniej. Nawet nikogo tam nie zauważyłam, choć było tam trzech mężczyzn, którzy urządzili sobie ognisko z piwskiem. Temu, że ich nie spostrzegłam, ruszyłam przed siebie. Jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że prawdopodobnie wplątałam nas w ogromne niebezpieczeństwo.
-Sonia. Nie idź tam.-zatrzymał mnie Nico.
-Co? Dlaczego?-zapytałam.
Chłopak wskazał na śmiejących się mężczyzn. Jeden z nich miał w dłoniach kij baseballowy, drugi miał wielką brodę i skórzaną kurtkę, a ostatni z blizną miał koszulkę bez ramiączek oraz widać było, że nie żałował sobie z czasem na siłowni. Wyglądali tak, jakby właśnie uciekli z więzienia. Cofnęłam się przerażona, a ciemnowłosy mnie do siebie przytulił.
-Odpuśćmy sobie dzisiaj.-szepnął.
-M-Masz rację.-powiedziałam drżącym głosikiem.
Cofnęłam się z Nicolay’em o krok, gdy nagle się zatrzymaliśmy. Odwróciliśmy się i ujrzeliśmy mężczyznę, który był wyższy od Nico o głowę. Zaczęła mi drżeć warga. Zacisnęłam dłonie na bluzie Nico. Bałam się. To moja wina.
-Gdzież to się gołąbki zapuściły?-zapytał i się uśmiechnął.
Czwarty z całej zgrai był bez większości zębów, miał bardzo dużo tatuaży, które pokrywały nawet łysinę. Byłam przerażona.
-Mieliśmy iść.-powiedział Nico.
-Tak? Oj jaka szkoda, bo w sumie to chciałbym się z Wami zabawić. Chłopaki! Chodźcie!-zawołał swoich kolegów.
Cały gang podszedł do nas, a ja już byłam na skraju płaczu. Warga drżała mi coraz to mocniej. Nico ciągle mnie do siebie przytulał. Moje dłonie zaciskały się coraz mocniej na jego bluzie. Ze strachu, zamknęłam oczy.
-Stary, co to za dzieciaki?-zapytał jeden z nich.
-Nie mam pojęcia, ale ta tutaj blondyneczka wygląda całkiem nieźle.
Wytatuowany łysol zbliżył się do nas i położył dłoń na moim ramieniu. Jakby mnie wzdrygnęło. Otworzyłam oczy, odwróciłam się do niego, odepchnęłam jego dłoń i uderzyłam go z całej siły w twarz z otwartej dłoni.
-Śmiecie!-krzyknęłam wściekła.
-Sayuri! Przestań, nie prowokuj ich.-powiedział Nicolay i schował mnie za swoimi plecami.
Ten, którego uderzyłam, obraził mnie. Po chwili odepchnął mojego chłopaka i chwycił mnie za włosy, ciągnąc w swoją stronę.
-Zostaw ją!-krzyknął Nico, który gotowy był, aby się na niego rzucić, ale reszta go przytrzymała.
- No to teraz błagaj o litość na kolanach s*ko! Inaczej przerobimy Cię na mielone, a w pierwszej kolejności zrobimy to co z prawdziwymi dz*kami robić się powinno.-powiedział łysy i rzucił mnie na ziemię.
Bolało. Bardzo bolało. Jęknęłam z bólu i spróbowałam się podnieść.
-Nawet się nie waż jej tknąć.-warknął Nico, a ja na niego spojrzałam ze łzami w oczach.
Ten co mnie rzucił o ziemię, zaczął powoli kroczyć w kierunku mojego chłopaka. Nie… Ja chcę coś zrobić. Muszę.
- Ah tak? A co mi zrobi taki gówniarz jak ty? Hę?!
Wytatuowany chwycił go za włosy i uniósł do góry, aby był na równi ze swoją twarzą. Nico na niego splunął, a on go uderzył. Z wargi mojego Nicosia zaczęła lecieć krew. Mimo bólu, który ukrywał, nadal miał ten sam wyraz twarzy, który nie podobał się dla zbira.
- Nie podoba mi się jego spojrzenie. Zróbcie z nim co chcecie. – machnął na niego ręką. – Ja się zajmę tą tutaj blondyneczką.
-Nico!-krzyknęłam nagle, wstałam z trudem i starałam się do niego podbiec.
Łysol jednak mnie zatrzymał, znowu łapiąc mnie za włosy. Spojrzałam na Nico, który uderzył faceta z wielką brodą. Miałam chęć się rozpłakać. Starałam się uderzyć tego, który mnie trzymał za włosy. Parę razy próbowałam trafić go w twarz, ale to było nie możliwe. Jednak udało mi się zahaczyć o niego paznokciami i lekko zadrapałam mu twarz. Teraz się cieszyłam, że nałożyłam buty na obcasie. Zmrużyłam oczy i uniosłam nogę do góry, uderzając go w podbródek. Dobrze, że byłam w tym momencie Cheerleaderką.
-Osz ty s*ko!-krzyknął i rzucił się na mnie.
Zaczął mnie okładać pięściami, przez to z mojego policzka zaczęła płynąć strużka krwi. Starałam się go kopnąć uderzyć, ale nie udało mi się. Zbir zaczął mnie dusić. Chwyciłam jego nadgarstki i zaczęłam się szamotać, ale to nie wiele dało. Po chwili poczułam ulgę. Nico rzucił się na tego, co przed chwilą mnie podduszał. Miałam mroczki przed oczami i masowo wdychałam powietrze do płuc. Wytatuowany po chwili stracił przytomność. Koleś z baseballem po chwili powalił mojego chłopaka, który był już bardzo mocno poobijany. Rzuciłam się na tego faceta.
- Zostaw Nicolay’a w spokoju!-krzyknęłam, ale po chwili ponownie znalazłam się na ziemi.
Nico ledwo zipał. Z resztą ja też. Obok siebie znalazłam wielką kłodę. Podbiegłam do mężczyzny z baseballem i uderzyłam go w głowę. Ten się wkurzył. Oddał mi pięścią w twarz, na co ja się zgięłam i opadłam na ziemię. Po moich policzkach popłynęły łzy.
- Hey ty! Masz tupet, żeby bić młodszą od siebie dziewczynę! Większego ch*ja spotkać chyba nie można!
- Uważaj lepiej co mówisz! – rzucił się na mojego chłopaka.
-Nico!-krzyknęłam i rzuciłam się w jego stronę.
Nagle usłyszałam huk. Stanęłam w miejscu i po chwili się osunęłam na ziemię. Powoli się nurzałam w niewielkiej kałuży swojej własnej krwi. Nie wiedziałam co się dzieje. W uszach zaczęło piszczeć, a mój wzrok został zamglony. Usłyszałam jedynie krzyk Nico i potem informację, że policja jest obok. Potem, nie pamiętam już nic. Tylko ciemność.
---
Do szpitala dowiozła nas karetka. Obaj byliśmy nie przytomni. Mój stan był krytyczny, co było spowodowane kulą w brzuchu. Trafiłam od razu na stół operacyjny. Nico z kolei został przeniesiony na tomograf i OIOM. Wierzyłam, że wszystko będzie dobrze. Że ujrzę chłopaka choć jeszcze raz. Czemu ja nie zauważyłam tych mężczyzn. To moja wina… Przez moją ślepotę może zginąć Nicolay albo ja. Operacja trwała kilkanaście godzin. Po niej, zostałam przewieziona na salę pooperacyjną. Byłam nieprzytomna. Lekarze nie przewidywali, że się tak szybko obudzę. Tak też się stało. Dwie godziny po operacji, a ja nadal byłam nieprzytomna. Nico… Błagam, żeby ci tylko nic nie było.
<Nicolay? ^^>

Od Javiera CD Ai

Klepać się zachciało pijaczynie...
Oddałem mu, siadło aż miło. Dobrze, że nikogo nie było w okolicy, więc chyba nikt nas nie widział.
Ciągle coś mamrotał. Na szczęście jego mieszkanie było otwarte.
Zacząłem szukać jego sypialni...
Spróbowałem go "wysadzić" na łóżku, ale się mnie trzymał, eh. Za kołnierz...
Potem nie chciał puścić, i pocałował mnie w policzek. Zabujał się czy co?
Zaczął gadać coś o dużym łóżku, żebym został...
Hmmm, chętnie, ale nie jak jest pijany

Wreszcie zawinąłen go w kołdrę jak naleśnik i wyszedłem, mając nadzieję że będzie spał.
Wróciłem do siebie, posprzątałem, i poszedłem spać

Rano się ogarnąłem, trochu się poleniłem, i wyszedłem do szkoły....
A za drzwiami...
- O! Pijaczynka!

< Pijaczynko? :D >

Od Finnicka CD Cynthii

Tylko patrzyłem za nią, jak wychodzi. Westchnąłem nieco z ulgą, kiedy znikła mi z widoku. Czyli nie będę musiał jej oprowadzać, a no tak, znajdzie sobie inną ofiarę. Wstałem z miejsca, wówczas dostrzegłem okulary leżące na drugiej połowie stolika. Pewnie należą do Cynthii, innego wyjścia nie ma. Złapałem przedmiot i wybiegłem z budynku, rozglądając się za dziewczyną. Niestety, wszędzie pełno ludzi, a jej nie mogę znaleźć. Kiedy ruszyłem w kierunku akademii, zauważyłem jak ta sobie leży na chodniku. Przykucnąłem przy niej, wręczając do ręki okulary. Chyba to dobrze, że ich ze sobą nie zabrała. Nie ma co do tego wątpliwości, uległyby zniszczeniu. Jest niezdarą? Może po prostu lubi ten ból, kiedy się przewraca? Nie miałem pomysłu, co powiedzieć i jak jej pomóc. Rękami odepchnęła się od ziemi, przez co znalazła się już na kolanach. Wyciągnąłem w jej stronę dłoń. Cóż, swoje przemyślenia na temat tego, czy jest masochistką, muszę przełożyć na później.
– Um... Dzięki – rzuciła, otrzepując piasek z twarzy.
– Zastanawia mnie jedna rzecz.
– Jaka?
– Jesteś nowa, zgubiłaś się, zabrałem cię jeszcze dalej, a i tak jak gdyby nigdy nic sobie wyszłaś. Czyżbyś nagle sobie przypomniała, jak wrócić do akademika?
Speszona dziewczyna odwróciła ode mnie wzrok. Czyli zapomniała. Wzruszyłem ramionami, dokładnie przyglądając się jej twarzy. Nic poważnego jej się raczej nie stało. Miała tylko drobne otarcia i płytko rozcięty policzek, ale nie krwawiła mocno i to się liczy. Zapytałem, czy dobrze się czuje, bo na moje oko to musiała nieźle przywalić o chodnik. Pokręciła głową, kierując się przed siebie.
– W drugą stronę.
– Co? – zapytała.
– Idź lepiej w drugą stronę, szybciej dojdziesz do akademika. Powinnaś zahaczyć o pielęgniarkę, żeby ci to oczyściła. Eh... Odprowadzę cię.
Nie czekając na jej reakcję, postawiłem pierwsze kroki do przodu. Cynthia nic nie mówiąc, szła obok mnie i zabawiała się własnymi palcami. Nie chcąc iść tak w ciszy, zapytałem:
– Skąd pochodzisz?

Cynthia?

Od Nicolay'a CD Sayuri

Popatrzyłem na dziewczynę. Widać bardzo pali się, żeby ponownie zawitać do ‘’Magicznej krainy’’. Stwierdziłem jednak, że teraz może być tam multum ludzi dlatego najlepiej by było gdybyśmy zrobili jakiś spacer po mieście, a park zostawili na koniec. Dziewczyna zgodziła się, więc wyruszyliśmy na przechadzkę po mieście. Zwiedziliśmy muzeum historii, do którego Sajgonka planowała iść już dawno. Przyznam, że było ciekawie. Obejrzeliśmy krótki happening, zjedliśmy lody, zmroziłem wzrokiem facetów oglądających się za Sayuri, Sajgonka o mało nie wybuchła gdy laska od ulotek zaczęła mnie stalkować i prawić komplementy, dorwała nas krótka ulewa, przez co musieliśmy schować się w pobliskim pubie ale po chwili przestało padać i słońce przegoniło ciemne chmury. Ogółem, bardzo miło spędziliśmy czas.
W końcu pod wieczór postanowiliśmy wybrać się nad upragnione jezioro. Prowadziliśmy się za ręce, podziwiając zachodzące słońce. Park zdawał się zasypiać do kołysanki wygrywanej przez skrzypce świerszczy oraz rechot żab płynącej zgodnie w jednej, pięknej kompozycji. Dziewczyna wtuliła się w moje ramie.
- Czuję się przy Tobie o wiele bezpieczniej. – szepnęła.
- To chyba dobrze. – odparłem i ucałowałem ją w policzek.
W końcu dotarliśmy na miejsce ostatniego spotkania.
- Dzisiaj jest chyba jeszcze piękniej. – złączyła swoje ręce.
Koło drzewa nad jeziorem dostrzegłem męską sylwetkę. Jeszcze z dwie osoby siedziały na ławce z puszką w ręce. Miałem złe przeczucia. Dziewczyna ruszyła przed siebie.
- Sonia. – zatrzymałem ją. – Nie idź tam. – zmarszczyłem brwi.
- Co? Dlaczego? – była zdezorientowana.
Wskazałem na śmiejących się przy rozpalonym ognisku mężczyzn. Jeden z nich trzymał wielki kij baseballowy, drugi miał wielką brodę i skórzaną kurtkę, a trzeciemu z blizną na twarzy, zdawało się, że rozpruje się koszulka na ramiączkach którą nosił przez nakoksowane na maxa mięśnie. Sayuri cofnęła się przestraszona. Przytuliłem ją do piersi z wrogim spojrzeniem na mężczyzn. Wyglądali na zbiegów z więzienia.
- Odpuśćmy sobie dzisiaj. – szepnąłem.
- M-masz rację. – zadrżał jej głos.
Cofnęliśmy się o krok, gdy nagle poczułem jak moje plecy zderzają się z czymś miękkim. Obróciliśmy się i zobaczyliśmy faceta o głowę wyższego ode mnie.
- Gdzież to się gołąbki zapuściły? – spytał z zawadiackim i szczerbatym uśmiechem.
Był cały wytatuowany. Nawet jego łysą głowę pokrywały tony tatuaży. Wyglądało to imponująco.
- Mieliśmy już iść. – odpowiedziałem beznamiętnie.
- Tak? Oj jaka szkoda, bo w sumie to chciałbym się z Wami zabawić. Chłopaki! Chodźcie! – zawołał.
Obrócili się i pomaszerowali w niezgrabnym chodzie w naszą stronę.
- Stary, co to za dzieciaki? – spytał jeden niedbale.
Cały czas tuliłem do siebie Sayuri. Choćby nie wiem co, nie dam jej skrzywdzić. Dziewczyna kurczowo trzymała się mojej bluzy.
- Nie mam pojęcia ale ta tutaj blondyneczka wygląda całkiem nieźle.
Zbliżył się do nas i położył swoją wielką, spoconą łapę na ramieniu Soni. Dziewczyna obróciła się gwałtownie odpychając jego dłoń i uderzając go z otwartej ręki w twarz.
- Śmiecie! – krzyknęła.
- Sayuri! – schowałem ją za swoimi plecami. – Przestań, nie prowokuj ich.
Mężczyzna uniósł głowę śmiejąc się.
- Co za s*cz!
Popchnął mnie i dorwał się do Sayuri. Złapał ją za włosy przyciągając do siebie.
- Zostaw ją! - krzyknąłem.
Chciałem się na niego rzucić ale przytrzymali mnie jego koledzy.
- No to teraz błagaj o litość na kolanach s*ko! Inaczej przerobimy Cię na mielone, a w pierwszej kolejności zrobimy to co z prawdziwymi dz*kami robić się powinno. – rzucił ją na ziemię.
- Agh! – jęknęła z bólu.
- Nawet się nie waż jej tknąć. – warknąłem.
Odwrócił się w moja stronę i począł powoli kroczyć w moim kierunku.
- Ah tak? A co mi zrobi taki gówniarz jak ty? Hę?!
Złapał mnie za włosy i sprowadził na wysokość swojej twarzy. Splunąłem na niego. Poczułem twarde uderzenie pięści na swoim policzku. Z mojej wargi zaczęła lecieć krew. Wciąż zachowywałem ten sam wyraz twarzy – zmarszczone brwi i chłodne spojrzenie. Oprawca najwidoczniej zwrócił na to uwagę.
- Nie podoba mi się jego spojrzenie. Zróbcie z nim co chcecie. – machnął na mnie ręką. – Ja się zajmę tą tutaj blondyneczką.
- Nico! – wstała z ziemi i rzuciła się w moją stronę.
Zatrzymał ją wytatuowany.
- A ty gdzie się wybierasz?
Walnąłem z pięści gościa z brodą co powaliło go na ziemię. To pierwszy raz kiedy się z kimś biję. Pierwszy raz kiedy życie stawia mnie w sytuacji w której zagrożone jest życie moje i osoby którą kocham. Jednak dam z siebie wszystko! Dam z siebie wszystko aby ochronić Sonię! Koleś z blizną na szyi walnął mnie z pięści prosto w splot słoneczny. Zgiąłem się w pół i wylądowałem na ziemi. Chciałem wstać i pobiec pomóc Sayuri, która siłowała się z kolesiem od tatuaży, ale brodaty znalazł się nade mną i począł okładać mnie pięściami. Teraz czułem jak całe moje ciało przemywa zimny pot, a po mojej twarzy zaczyna lecieć krew. Czułem wyczerpanie ale nie mogłem się poddać. W końcu zebrałem w sobie siły i kopnąłem kolanem kolesia nade mną w jądra. Ten przewalił się obok mnie kuląc się z bólu.
- Sk*rwielu! – wysyczał z bólu.
Otarłem rękawem bluzy twarz. Wszędzie czułem ból. Myślałem, że zaraz padnę ale nadal trzymałem się na nogach. Obejrzałem się szybko co z Sayuri. Miała potargane włosy i leciała jej krew z otwartej rany na policzku. Ten ch*j! Jak śmiał w ogóle ją dotykać! Rzuciłem się na kolesia duszącego blondynkę i sam zacząłem go dusić. Dziewczyna padła zdyszana na ziemię trzymając się za szyję. Miałem ochotę skręcić jej oprawcy kark ale przystanąłem na duszeniu go moim przedramieniem, bo i tak nie dałbym rady mu go skręcić. Mężczyzna zaczął wierzgać próbując mnie zrzucić. W końcu pod wpływem adrenaliny, trzymając go za szyję, udało mi się przeskoczyć nad jego głową i powalić na ziemię. Na chwilę stracił przytomność. W tym samym czasie powalił mnie na ziemię koleś z baseballem.
- Zostaw Nicolay’a w spokoju! – rzuciła się na niego ale została pchnięta z powrotem na ziemię.
Obrywałem jak nie w twarz to w brzuch, jak nie z lewego sierpowego to z prawego. Już naprawdę nie miałem sił aby dalej walczyć. Widziałem jak Sayuri podbiega zbierając się w sobie do mężczyzny i uderza go wielką kłodą w głowę. Facet wkurzony, odstawił mnie i zajął się Sayuri. Oddał jej pięścią w twarz, przez co zgięła się z bólu. Po jej policzkach zaczęły lecieć łzy.
- Hey ty! Masz tupet, żeby bić młodszą od siebie dziewczynę! Większego ch*ja spotkać chyba nie można!
- Uważaj lepiej co mówisz! – rzucił się na mnie.
- Nico! – podniosła się i pobiegła w moją stronę.
Nagle na moich oczach, dziewczyna została postrzelona w brzuch przez wytatuowanego, po czym osunęła się na ziemię tracąc przytomność.
- Sayuri! – wydarłem się tak, że mój głos odbił się echem.
- Stać policja! – usłyszałem czyjś krzyk.
W tym samym czasie, wykorzystując chwile mojej nieuwagi, mężczyzna zdzielił mnie kijem baseballowym w głowę po którym straciłem przytomność. .

Sayuri?

Od Sayuri CD Nicolay’a

Gdy nadeszło popołudnie, udało nam się wreszcie opuścić park. Czas obiadu, więc postanowiliśmy wybrać się do parku. Jednak przed tym wybraliśmy się do akademika, aby się umyć i przebrać w czyste ubrania. Następnie wybraliśmy się do niedrogiej małej restauracji. Tam, czekając na nasze posiłki, rozmawialiśmy. Zaproponowałam dla Nicolaya, abyśmy dzisiaj ponownie wybrali się nad jezioro. Strasznie mi się podobało i było to bardzo magiczne miejsce. Ucieszyłam się, gdy ciemnowłosy się zgodził ze mną iść. Jeszcze chwilę pobyliśmy w restauracji, popijając kawę, a potem ruszyliśmy ponownie w stronę parku. Byłam zadowolona, że ten jeden dzień spędzę razem z chłopakiem. Cały dzień, który możemy poświęcić sobie nawzajem. Kiedy tylko oddaliliśmy się kawałek od restauracji, złapałam Nicolay’a za dłoń i zaczęliśmy kroczyć ku bramie parku, w którym byliśmy wczoraj i w sumie dzisiaj. Spokojnie sobie szliśmy ścieżkami, bez większego pośpiechu. Po co mamy się spieszyć! Uśmiechałam się z lekkim rumieńcem na twarzy, który za nic nie chciał zniknąć z mojej twarzy. Spojrzałam na ciemnowłosego.
-To jak? Idziemy od razu tam do magicznej krainy, czy może wpierw pospacerujemy tutaj po ścieżkach? Chyba, że masz jakiś inny pomysł.
Powiedziałam do niego i stanęłam naprzeciwko. Położyłam dłonie na jego ramionach, bawiąc się opadającymi na jego twarz kosmykami. Moje oczka nie mogły się oderwać od jego wzroku. Wcześniej jego spojrzenie było zimne, a teraz? Jest ciepłe i tak miłe… A on nie chciał robić mi krzywdy i nie chciał być ze mną. Głuptasek. Nie dałabym się tak łatwo nigdy. Zawsze, obdarzałabym go tym samym uczuciem… Miłością.
<Nicoo? ^^>

Od Nicolay'a CD Sayuri

Ja Ciebie też Sayuu.
Objąłem dziewczynę kładąc swój podbródek na jej głowie. Wpatrywaliśmy się we wschód słońca nad taflą wody otuleni kocem. Wspólnie obserwowaliśmy jak przyroda ponownie budzi się do życia. Siedzieliśmy w milczeniu, wsłuchani w bicie swoich serc. Cieszyliśmy się sobą nawzajem.
- Dobrze mi tu z Tobą. – szepnąłem.
- Mi z Tobą też. – pogłaskała mnie po policzku.
Musnąłem ją płatkami ust w głowę. Nie przypuszczałem, że będę taki szczęśliwy mogąc być z nią tu i teraz. Szczerze mówiąc, myślałem, że nasza znajomość długo nie potrwa ale teraz… myślę, że naprawdę ją kocham. To uczucie jest nieopisywalne. Nawet gdybym chciał się od niej oderwać, odizolować czy też pozbyć się jej dla jej dobra, nie potrafiłbym. Wkurza mnie to, a zarazem sprawia, że jeszcze bardziej się w niej zakochuję.
Popatrzyłem na blondynkę. Zdołała ponownie zatonąć w objęciach Morfeusza. A raczej moich. Wyglądała jak taki mały kotek. Pogładziłem ją po głowie przez co wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Cieszę się, że ją spotkałem. Nawet nie zorientowałem się, kiedy odleciałem.

***

Popołudnie. Zdążyliśmy już się ogarnąć i zebrać do kupy. Postanowiliśmy wybrać się do jakiejś małej restauracji na śniadanie ale w pierwszej kolejności zawitaliśmy do akademika, aby się wykąpać i przebrać w świeże ciuchy.
W przytulnej i niedrogiej, małej restauracji zamówiliśmy co trzeba i czekając na zamówienie, rozmawialiśmy.
- Nico, może wieczorem ponownie wybierzemy się nad jezioro? – spytała podekscytowana.
- Jeśli chcesz, to jak najbardziej.
- To miejsce rzeczywiście było magiczne, bardzo mi się tam podobało. – posłała mi swój sympatyczny uśmiech.
- Cieszę się.
Chwilę posiedzieliśmy w restauracji popijając kawę i wyruszyliśmy dalej. Nie chcieliśmy zmarnować tego dnia, kiedy możemy skupić się tylko na sobie.

Sayuu? ^^

Od Sayuri CD Nicolay

Że też zapomniałam, że mamy dzisiaj wolne. Byłam bardzo szczęśliwa, bo chciałam choć jeden, calutki dzień spędzić tylko z moim kochanym Nico. Kiedy znalazłam się pod moją miłością, poczułam, jak ten całuje mnie w nos. Po chwili, przyciągnęłam jego głowę do siebie i złączyłam z nim swoje usta w pocałunku.
- Nico, nie zdążyłam wczoraj ale myślę, że teraz też jest dobry moment na to.
Powiedziałam i wstałam, wcześniej lekko odsuwając od siebie Nicolay’a. Z futerału wyciągnęłam swoją gitarę, którą wzięłam z sobą. Chłopak był wyraźnie zaskoczony. Zaczęłam jeździć palcami po strunach, a po chwili dodałam również swój głos.
https://www.youtube.com/watch?v=-lLvtydTM78
Widziałam, że chłopakowi podobało się to, co zagrałam. Mi również bardzo podobała się jego reakcja. Moje palce nadal spokojnie latały ze struny na strunę, wytwarzając cudowne dźwięki, łączące się w piosenkę. Kiedy zakończyłam, gitarę wsadziłam z powrotem do futerału, a sama spojrzałam na Nico. Uśmiechnęłam się i w niego wtuliłam. Objął mnie, a ja czułam się z tego powodu taka szczęśliwa. Słyszałam jak serce chłopaka wybija tak piękny rytm. Spojrzałam mu w oczy.
-Kocham cię Nicoś…
Szepnęłam bardzo cicho i znowu wtuliłam się w tors chłopaka.
<Nico? <3>

Od Nicolay'a CD Sayuri

Ciepło…
Delikatny dotyk wybudził mnie ze snu. Koło mnie leżała moja miłość. Najwidoczniej już się obudziła, bo nasze zaspane spojrzenia się spotkały. Zabrałem palcem kosmyk jej włosów, który opadł jej na twarz.
- Jak się spało śpiąca królewno? – spytała z uśmieszkiem.
Parsknąłem pod nosem.
- Tym razem nie chrapałaś jak niedźwiedź, ani nie oberwałem w nos, więc całkiem dobrze. – wytknąłem język.
Poczułem drobne uszczypnięcie, gdy dała mi pstryczka w czoło niezadowolona.
- Która godzina? – spytała po chwili.
- Czy to teraz ważne?
- Tak, musimy wiedzieć ile mamy czasu na ogarnięcie się, aby zdążyć na zajęcia.
Tym razem to ja dałem jej pstryczka w czoło.
- Ah! Za co? – pomasowała miejsce pstryknięcia.
- Dzisiaj jest wolne głuptasku.
Wyglądała na zaskoczoną. Po chwili uśmiechnęła się szczęśliwa.
- Czyli mamy cały dzień tylko dla siebie. – na jej twarz wpełzł rumieniec.
Skinąłem głową, po czym Sajgonka znalazła się pode mną. Ucałowałem ją czule w nos. Przyciągnęła moją głowę do swojej i nasze wargi złączyły się w pocałunku.
- Nico, nie zdążyłam wczoraj ale myślę, że teraz też jest dobry moment na to.
Odsunęła mnie od siebie siadając. Wyciągnęła z futerału swoją gitarę. Wcześniej nawet nie zwróciłem na nią uwagi, bo byłem zajęty samą Sajgonką.
- Chciałabym Ci coś zagrać…
Po strunach instrumentu zaczęły jeździć palce blondynki wygrywając melodię. Po chwili dołączył również jej głos.



To co usłyszałem, poruszyło mnie. Nikt nigdy nie zrobił czegoś specjalnie dla mnie. Nikt nigdy dla mnie nie zaśpiewał. Tak jakoś zrobiło mi się cieplej na sercu. Zwłaszcza, że jej śpiew był zaskakująco piękny. ‘’Co ta dziewczyna ze mną robi…’’ - zaśmiałem się w duchu.

Sayuu? ><

Od Ai Cd Javier’a

Gadałem jakieś głupoty, śmiałem się, czerwieniłem i nie wiem co jeszcze. Nieświadomie, oczywiście. Patrzyłem na chłopaka, uroczo do niego uśmiechając. Naprawdę… Od dzisiaj nie piję, ale znając moje możliwości, to szybko złamię obietnicę.
- No, chyba już czas, żebyś wrócił do domu...
Rozłożyłem się na stole z przeciąganym nie. Chłopak do mnie podszedł, więc spojrzałem na niego maślanymi oczkami, uroczo nadal się uśmiechając. Javier przerzucił mnie przez swoje ramię i zaczął taszczyć do mojego mieszkania. Cicho mruknąłem, ale brzmiało to na w ogóle coś innego. Lekko uderzałem go pięściami w plecy, a potem jak zawsze… Głupocie stało się zadość. Klepnąłem Javier’a w tyłek. Ten chyba z początku nie skapnął, że to się naprawdę stało, ale potem mi oddał. Czułem, że prowadzi mnie do mojego mieszkania. Coś mruczałem pod nosem, ale nawet sam nie wiem co, więc myślę, że i mój nowy ,,kolega” nie będzie wiedział co ja tam mamroczę. Wreszcie otworzył drzwi do mojego domu i wszedł do środka, od razu szukając mojej sypialni, bo podejrzewam, że od tak na podłogę by mnie nie rzucił… Po kilku chwilach odnalazł mój pokój i położył mnie na łóżku. Ja ledwie otworzyłem oczy, a potem co? Złapałem go za kołnierz i przyciągnąłem do siebie. Mruknąłem mu nie wiadomo co do ucha i pocałowałem w policzek. Potem, nie chciałem go puścić. Coś mruczałem, że nie chcę, żeby szedł, że może spać u mnie, mam duże łóżko i tym podobne pierdoły… Właśnie się ośmieszyłem przed sąsiadem…

<Javier? ^^>

Od Javiera CD Ai

Uniosłem brew.
Okeeeey, totalnie pijany. Po dwóch piwach.
Mogłem mu jednak tego nie dawać, eh.
Ale mimo wszystko, ten chłopaczek był uroczy. Czyżby, hmmm, też miał inne upodobania?
Byłoby ciekawie~
Ale nie będę dupkiem i nie zrobie nic złego.
Po prostu ze śmiechem przysłuchiwałem się jego mamrotaniu, w którym oświadczał jaką ja mam fajną "mordkę". Okey, chyba nie tylko ja zwróciłem na niego uwagę.
Ciągle gadał, chichotał, i robił dziwne miny...
- No, chyba już czas, żebyś wrócił do domu... - spojrzałem w okno, robiło się ciemno. A raczej, bardziej ciemno.
- Nieeeee.. - jęknął, rozkładając się jeszcze bardziej. Cóż, chyba nie wstanie...
Wstałem i podszedłem do niego. Gapił się na mnie maślanymi oczami.
Bez problemu podniosłem go, i przerzuciłem go sobie przez ramię. Wydał z siebie... Kwiknięcie? Coś w tym stylu.
Niosłem go do jego mieszkania

< Ai? Hehe >

Od Ai Cd Javier’a

Wahałem się, czy wypić to piwo, czy nie. Znam swoje wybryki po jednym, a co dopiero po dwóch. Wiem, do czego jestem zdolny i nie chcę tego nikomu pokazywać. Jednak… Javier tak mnie ładnie prosił. Nie mogłem się powstrzymać po tym figlarnym uśmieszku. Stuknąłem moją butelką o jego i wziąłem łyka, a potem zabrałem się za posiłek. Czułem na sobie jego wzrok. Ciągle… Zawstydzało mnie to, a moje policzki nie miały spokoju od rumieńca. Kiedy już kończyłem spaghetti, opróżniłem butelkę z piwa, a chłopak podsunął mi kolejne. No nie… Jak dopiję kolejne, to już będzie dupa… Zero opanowania.
- I jak, smakuje?
Zapytał chłopak z chichotem. Spojrzałem na niego i kiwnąłem głową. To pierwsze piwo zaczęło działać, a ja pod jego wpływem bez przemyślenia, chwyciłem za kolejną butelkę, prawie od razu ją opróżniając. Dojadłem posiłek i dopiłem końcówkę piwa. Na mojej twarzy był nie tylko rumieniec z powodu spojrzenia Javier’a, ale też od tego pierwszego, a po czasie też tego drugiego piwska. Złożyłem się prawie wpół na stole po odsunięciu talerza i patrzyłem na chłopaka z rumieńcem.
-Ale ty masz fajną tą mordkę… Taka słodka…. Do schrupania…
Powiedziałem wpół świadomie, a wpół nie. W sumie tak uważałem, ale nie chciałem tego mówić, ale pod wpływem alkoholu to tyle z tajemnicy… Uśmiechałem się uroczo do Javier’a i lekko machałem dłonią przy twarzy. Boże… Za co…

<Javier? ^^>

Od Ayato CD Ophelia

Same nudy. Poza tym widać, że jakoś szczególnie nie pali się do tej roboty. A zresztą, obojętnie mi.
- Ale nuda. – ziewnąłem teatralnie.
Zlustrowała mnie spojrzeniem.
- Chyba nieszczególnie Ci zależy.
- Zaprowadź mnie gdzie wolisz. I tak nie mam nic lepszego do roboty.
Wzruszyła ramionami i wyprowadziła mnie na hol. Pokazała mi toaletę, kilka sal lekcyjnych obok i dziedziniec. Niespecjalnie wykazywałem zainteresowanie tym wszystkim, bo wiedziałem, że prędzej czy później sam się odnajdę. Jednak fajnie jest popatrzeć na osóbkę, która specjalnie dla mnie zabiera sobie przerwę.
- Słuchasz mnie w ogóle?
Głos dziewczyny wyrwał mnie z zamyślenia. Popatrzyłem na nią i pokiwałem głową z uśmiechem.
- Jak najbardziej!
Obróciła się całkowicie w moją stronę i skierowała swój wzrok wprost na moje oblicze.
- Kręcisz. Przyznaj, że nie interesuje Cię co mówię. – skrzyżowała ręce na piersi.
- No dobra, niezbyt. Nie musisz zadawać sobie trudu i tak prędzej czy później się tu odnajdę.
- Wiesz, mogłeś od razu powiedzieć, to bym nie marnowała na Ciebie przerwy ignorancie.
- I tak całkiem miło z Twojej strony. – potargałem jej włosy ze złośliwym uśmieszkiem.
Obruszyła się i zaczęła ponownie układać kosmyki włosów.
- Zaraz będzie dzwonek. – odparła z kamienną twarzą.
- I co w związku z tym? – oparłem się o ścianę.
- Lepiej już iść. Na następnej przerwie nie ma mowy, żebym Cię dłużej oprowadzała. Znowu mnie olejesz.
- Nie proszę o pomoc.
- Mógłbyś chociaż podziękować.
- Tak więc dziękuję.

Ophelia? Wybacz, że tak długo czekałaś T_T

Od Javiera CD Ai

- Smacznego~ - powiedziałem, siadając. Uśmiechnąłem się szeroko i otworzyłem dwie butelki piwa, podstawiając mu jedną. Potem uniosłem swoją i poczekałam, aż zrobi to samo. Wahał się jednak...
- No, proszę... Za udane sąsiedztwo - uśmiechnąłem się figlarnie. Chyba wreszcie porzucił swój sprzeciw, bo stuknął swoją butelką o moją. Razem zaczęliśmy pić, a potem jeść.
Cały czas na niego patrzyłem..
Kurcze, chyba mi się spodobał. Śliczniutki taki..
Gdy skończył pierwsze piwo, ostrożnie podsunąłem mu drugie. Mi się zdaje, czy zaczął się... Upijać?
- I jak, smakuje? - zapytałem, chichocząc

< Ai? >

środa, 26 lipca 2017

Od Akane Cd Anthony'ego

Zdałam się na smak i wiedzę Anthony'ego. Poszedł do sklepu, a ja zostałam w pokoju. Przy okazji posprzątałam. Sprzątanie zajęło mi trochę czasu, a mojego A-chana nie było. Zaczęłam się powoli martwić. Nie było co już ponad godzinę! Zadzwoniłam do Rafaela i zapytałam się czy może to widział, ale on nic nie wiedział na jego temat. Zadzwoniłam do niego, a gdy odebrał zachowywał się dziwnie. Pomyślałam sobie, że coś się wydarzyło po drodze i teraz chcę pozostać sam na sam ze sobą. Nie domagałam się niczego więcej więc po prostu odpuściłam. Miałam zamiar z nim porozmawiać jutro z rana. Jednak jak chciałam wejść do jego pokoju to drzwi były zakluczone. Poszłam po prostu do szkoły. Martwiła się w dodatku jak tylko zjawił się w klasie to zachowywał się jak nie on.
- A-Chan, co się z tobą dziś dzieje? - zapytałam, gdy tylko nauczyciel się odwrócił.
- A ty to kto? - jego pytanie mnie zaskoczyło. Myślałam, że sobie żartuje ale jego twarz nie wyglądała na taka. Chciałam już coś powiedzieć, gdy nauczyciel podszedł do mnie.
- Akane możesz wyjść nie mam humoru, aby zwracać ci uwagę. - powiedział nauczyciel, a ja spojrzałam się na niego.
- Dobrze, że ma czas aby podejść do mnie i to powiedzieć. Bo jak zakładam na dzisiejszych lekcjach będzie Pan tak samo uwzięty na mnie jak na pozostałych - powiedziałam swoje i wyszłam z klasy. Miałam całą godzinę lekcyjna, aby dowiedzieć się czegoś na temat zachowania A-chana.
Wzięłam swój telefon i zaczęłam wszystko przeszukiwać. W moich poszukiwaniach przerwał sam Rafael.
- Więc to tutaj jesteś! - powiedział lekko zdyszamy.
- Czy coś się stało? - zapytałam, a on zaczął mi wszystko wyjaśniać. Dzięki niemu dowiedziałam się, że moj ukochany Anthony ma amnezje. Lekcja się zakończyła, a ja widząc jak A-chan wychodzi z klasy podeszłam do niego.
- Wybacz moje wczesniejsze zachowanie - powiedziałam, a on tylko mruknął. Poszłam za nim, szczerze to nie wiedziałam co mam robić.
- Czy masz zamiar długo za mną chodzić? - zapytał.
- Tak, a co? - spojrzałam się. Dzięki chodzeniu za nim wiedziałam, że będę mogła to tylko tak uchronić przed tamtymi osobami.
- Jest to coraz bardziej denerwujące - powiedział, a ja spojrzałam na niego.
- Wybacz, ale tylko tak będę pewna, że jesteś bezpieczny... - uśmiechnęłam się, chociaż łzy same zbierały mi się w oczach.
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Masz amnezja co nie?! - spojrzal na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Bo się dowiedziałam poza tym to mnie nie rozpoznajesz, chociaż że masz zdjęcia że mną na swoim telefonie. Wczoraj poszedłeś po zakupy, abyśmy wspólnie zjedli kolację. Jesteśmy że sobą bliżej niż możesz to sobie wyobrażać- powiedziałam, nie wiedziałam co mam zrobić, aby odzyskał pamięć.
- Raczej wątpię... Nigdy bym się nie związał z taka osoba jaką jesteś. Niby taka utalentowana, pochodząca z wyższych sfer i jedna z idolek w szkole. Bym może z toba był, ale tylko i wyłącznie na jedną noc i nic więcej - co prawda jego słowa zabolały, ale ja się uśmiechnęłam. Wiedziałam,że nie jest on tym samym Anthony'm jakim był wczoraj.
Anthony kazał mi odejść i żebym się do niego nie zbliżała. Ja oczywiście jak to ja nie posłuchałam się. Pilnowałam to każdej nocy, aby nie wyszedł i znowu zbliżył się do tamtych ludzi. Czasami prosiłam,aby Rafael mi pomógł to powstrzymać. Robiłam tak jak zawsze mu jego ulubione bento, a we wolnym czasie robiłam album w którym zamieszczałam nasze wspólne zdjęcia. Widząc zdjęcia przypomniały mi się nasze dni, które były na każdy swój sposób specjalne. Minęły cztery dni. Włożyłam album ze zdjęciami do jego torby wraz z bento. Odpuściłam sobie lekcje. Poszłam na dach, aby trochę odetchnąć i nabrać energię. Nie potrafiłam bez A-chana zasnąć, więc moj sen najdłużej trwał trzy godziny. Przez niewyspanie się bolała mnie coraz bardziej głowa, a powieki robiły się cięższe.
- Więc to tutaj jesteś! - uśmiechnął się delikatnie Rafael. Usiadł bliski mnie.
- Nie miałam chęci iść na lekcje... - odpowiedziałam, a on spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Czy ty myślisz, że pamięć Anthony'ego wróci? Akane czy nie widzisz, że zawsze wplątujesz się w kłopoty przez niego i tylko cierpisz. Nie tylko twoje serce, ale twoja choroba daje również ci we znaki... I nie mów, że nie mam racji. Widzę wszystko i jest mi ciebie szkoda - spojrzał na mnie, a ja tylko uśmiechnęłam się.
- Problemy w jakie zawsze wplątam się przez A-chana nie są takie złe. Dzięki nim nasza miłość zawsze stawała się większa. Chociaż, gdybym miała poswi6eci
Swoje zdrowie i trafić ponownie do szpitala to będzie to warte tego, aby zobaczyć chociaż przez chwilę jego uśmiech lub zmartwienie na jego twarzy. Chciałabym żeby chociaż troche, odrobinę przypomniał sobie o mnie... - odpowiedzialam. Rafael spojrzal sie na mnie i niespodziewanie pocałował.
- Rafael więcej nie podchodzi do mnie - powiedziałam dosc spokojnie jak tylko go spoliczkowałam. Chciał coś już powiedzieć jednak przerwała mu. - Lepiej będzie jak już pójdziesz i nie będziesz do mnie przychodził. Powinies pamietac, że ja kocham tylko i wyłącznie Anthony'ego - dopowiedziałam, a on bez słowa odszedł.z moich oczu zaczęły płynąć strumienie łez, które szybko oparłam.
- Akane nie płacz! Musisz być silna... - powtarzała sobie cały czas docierając wciąż łzy. W dodatku zaczął padać deszcz.

<Anthony?>

Od Ai CD Javier’a

Że też poszedłem z nim na te zakupy. Przez to, że przez całą drogę do sklepu trzymał mnie pod ramię, byłem cały czerwony. A potem co? Zaciągnął mnie do siebie. Nie wiedziałem co on do końca kombinuje. Usadził mnie na jednym z dwóch foteli, a ja zapadłem się w czerwonej wyściółce. Zaczął się śmiać, a ja zalałem się jeszcze większym rumieńcem. Był… Uroczy. Pomógł mi się jednak normalnie usadzić, a sam po chwili zaczął szukać w kartonie świeczek i zapałek. Przez ten czas, rozejrzałem się, no i ciężko było nie zauważyć, że jest on moim nowym sąsiadem. Kiedy postawił świeczki przede mną, schowałem głowę w ramiona.
- To poczekaj, a ja szybko coś upichcę~ Łazienka jest po prawej w korytarzu, obok kuchni... Reszta jest zawalona kartonami, niestety. Może przygnieść, więc lepiej nie idź tam. A, i mam piwo~
Chłopak zniknął w kuchni, a ja zostałem sam ze swoimi myślami. Nie wiedziałem do końca do czego on zmierza, a tak chciałem tego się dowiedzieć. Piwo? Jak ja po zaledwie dwóch zaczynam gadać głupoty… Nie chcę się ośmieszyć przed swoim sąsiadem, a potem przed resztą mieszkańców… Naprawdę, chcę tego uniknąć. Zajęło to dość długo, ale Javier przyszedł wreszcie ze spaghetti oraz piwem, a potem postawił je przede mną i na miejscu gdzie miał usiąść. Niepewnie na niego patrzyłem, mając nadzieję, że uniknę picia alkoholu i głupot, jakie mogę zrobić pod jego wpływem. Spojrzałem w oczy dla Javier’a i lekko się uśmiechnąłem.

<Javier?>

Od Javiera CD Ai

- Javier Polaco, albo po prostu Jave. Miło poznać. - mocno uścisnąłem mu dłoń, potrząsając ją. Uśmiechałem się tak szeroko, że bolała mnie szczęka. - A wybieram się do sklepu, mam braki w lodówce... A ty, też się gdzieś wybierasz?
- Tak, też do sklepu... - przyznał z nieśmiałym uśmiechem. Matulu, chcę go wytulić...!
- No to może zbierzemy co tam mamy, i zjemy razem jakąś kolację? Przy świecach, bo jeszcze nie mam lamp - mrugnąłem do niego, czekając na jego decyzję
- ...Niech będzie - odpowiedział po chwili. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, jeśli było to wogóle możliwe.
- No to czas na polowanie~ - chwyciłem go pod ramię z błyskiem w oku.

Nazbieraliśmy składniki na spaghetti. Już chwilę później zaciągnąłem go do siebie.
Posadziłem go w jednym z dwóch foteli, moich ukochanych foteli, jedynych rzeczy, oprócz stołu, które wziąłem ze sobą. Gdy usiadł...
Zapadł się w czerwonej wyściółce. Wybuchnąłem śmiechem. Chwyciłem go za dłoń i pomogłem mu usiąść normalnie, po czym zanurkowałem do najbliższego kartonu i wyciągnąłem świeczki i zapałki. Postawiłem je przed nim na stole
- To poczekaj, a ja szybko coś upichcę~ Łazienka jest po prawej w korytarzu, obok kuchni... Reszta jest zawalona kartonami, niestety. Może przygnieść, więc lepiej nie idź tam. A, i mam piwo~ - zniknąłem w kuchni

< Ai? >

Od Martyny CD Evansa

Złapałam za kucyka, związując go w prowizorycznego koka. Sięgnęłam po czepek i nałożyłam go na głowę, próbując schować pod nim wszystkie niesforne kosmyki, które przez cały dzień zdążyły wyjść ze związanych włosów aż dwiema gumkami. Jedna ich nie trzyma, są za grube i za ciężkie. Założyłam okulary do nurkowania na głowę, chwyciłam za niebieski ręcznik z wyrytymi misiami oraz mniejszym wizerunkiem biegnącego konia, podobnego do tego z bajki „Mustang z Dzikiej Doliny”. Od dziecka go miałam i od dziecka tak nazywałam tego konika gdzieś mniej więcej w rogu. Trzasnęłam szafką, w której leżały moje rzeczy, po czym ruszyłam na halę basenową. Już na starcie zobaczyłam kogoś pływającego na torze. Gdy się przyjrzałam, dostrzegłam niebieskie włosy, a jak ten ktoś się wynurzył, można było ujrzeć jasnozielone punkciki tam, gdzie powinny znajdować się oczy. Evans już przyszedł? Jest weekend, myślałam, że oprócz mnie od razu po śniadaniu, nikogo więcej nie przywieje popływać. A tu proszę, myliłam się. Nie, żebym była zła z tego powodu, czy jak, po prostu… Lubię pływać w samotności. Choć mało mam na to szans. Zostawiłam swoje rzeczy na jednej z ławek. Tym razem zawinęłam również wodę w bidonie w ręcznik, bym jej nie zapomniała. Często po pływaniu suszyło mnie w gardle, a czasem nawet mnie bolało. Dlatego też zawsze noszę w plecaku tabletki… W międzyczasie usłyszałam, jak ktoś za mną raczej wychodzi z wody. Kątem oka dostrzegłam uśmiechniętego Evansa, na co od razu się spięłam, momentalnie się prostując. Odwróciłam się w jego stronę.
- Witamy naszą członkinię już drugiego dnia – przywitał mnie. Dosyć niepewnie skinęłam głową, patrząc gdzieś na bok i łapiąc się prawą dłonią za lewe ramię. Gdy odchyliłam je do tyłu, coś mnie w nim zabolało, a ja mimowolnie zmrużyłam oczy. Znowu? Serio? Ugh, jak ja tego nienawidzę.
- Coś się stało? - usłyszałam pytanie ze strony kapitana. Pokręciłam głową, zniżając głowę i patrząc na niego, podnosząc w górę tylko swój wzrok.
- Czasami się zdarza, że mnie boli. To nic takiego – odpowiedziałam, trochę bardziej ciszej, niż planowałam. Ruszyłam z miejsca, mijając jasnookiego i kierując się w stronę drabinek w basenie. Rozruszam się i przestanie mnie boleć. Ewentualnie nie przestanie i przy najmniejszym ruchu będzie mi doskwierać. Tradycja.

Evans?

Od Ai CD Javier’a

Pracowałem wytrwale do końca zmiany. Co jakiś czas spoglądałem jednak na tego uroczego klienta, który po czasie opuścił naszą kawiarnię. Cóż… Był słodki i trochę się zasmuciłem jak sobie poszedł. Pod wieczór zakończyłem pracę i szybko się przebrałem, aby jak najszybciej wrócić do domu. Musiałem pouczyć się chemii, a to jest moja zmora nad zmorami… Po dotarciu do domciu, usiadłem do nauki, ale po dwóch godzinach, zasnąłem, leżąc na książce.
---
Obudziłem się późnym wieczorem i natychmiast wstałem. Byłem strasznie rozkojarzony. Zajrzałem do lodówki, aby wziąć mleko, którego nie miałem… Eh… Nie miałem chęci na kanapki i chciałem zjeść płatki. Szybko wybrałem się z domu, a potem usłyszałem czyjś głos. Bardzo mi znany i uroczy głos.
-O! To ty!
Zawołał ten ktoś. Odwróciłem się w jego stronę. Ten słodki klient z kawiarni. Lekko się uśmiechnąłem i lekko machnąłem dłonią w jego stronę.
-Witaj. Czyli jesteśmy sąsiadami… Jestem Ai Yūichirō Mikaze. A ty? Gdzieś idziesz?
Podszedłem do chłopaka i podałem mu dłoń z rumieńcem. Przypomniałem sobie czerwoną koronkę. Uroczą…

<Javier? ^^>

Od Czeslava CD Ophelii

,,Jeszcze tylko pięć schodów... cztery... trzy... dwa... jeden...'' z wielką ulgą zrobiłem ostatni krok i wyprostowałem się. Uda dawały się we znaki, ale byłem szczęśliwy, że udało mi się dotrzeć bezpiecznie na samą górę. Już widzę jak Oph miałaby pokonać całą drogę. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Żyjesz? - zapytała
Zabrakło mi tchu, aby się odezwać, więc tylko energicznie pokiwałem głową. Cóż czekało nas jeszcze wejście do hali i zejście po... schodach. Ugh. Wbiłem wzrok w klamkę i już miałem otworzyć ją stopą, gdy dziewczyna odezwała się.
- Chyba możesz mnie już odstawić na ziemię, nie? Dam radę przekuśtykać resztę drogi - spojrzała na mnie uważnie
Odwzajemniłem spojrzenie. Nie ma szans, żeby sama gdzieś poszła. Skoro i tak już nie ma mnie na tej lekcji, to doprowadzę sprawę do końca. W sumie... należy mi się chwila odpoczynku. Powoli i delikatnie postawiłem ją na ziemi. Dziewczyna wyprostowała się i otrzepała bluzkę. Oparłem dłonie na udach i pochyliłem się do przodu, aby dać trochę odpocząć plecom. Och ile bym dał w tym momencie, aby być wyższym o jakieś dwadzieścia, może trzydzieści centymetrów i mieć więcej siły... Wyprostowałem się i już miałem ponownie wziąć Oph na ręce, gdy drzwi od hali się otworzyły. Wyjrzała z nich dobrze znana mi osóbka.
- Gdzieś ty była? - powiedziała z wyrzutem Tai patrząc na Oph
- Tu i tam, ciesz się, że mi nie towarzyszyłaś. Nie spodobałoby ci się - odparła
- Auć - złapałem się teatralnie za koszulę na wysokości serca - Słyszałyście to? To był dźwięk pękającego serca.


Tai uniosła jedną brew i przeniosła wzrok ze mnie z powrotem na Oph.
- Gdzie ty się z nim szlajałaś? - powiedziała
- Moja droga - rzekła Oph - uwierz, że to nie ma teraz najmniejszego znaczenia.
- Owszem ma - dziewczyna stanęła w kontrapoście - Wiesz, co tu robię? Xavier do mnie zadzwonił, że nie pojawiłaś się na lekcji i wszyscy się o Ciebie martwią, a ja zostałam oddelegowana do odnalezienia Ciebie. I uważasz, że to gdzie byłaś nie ma znaczenie?
- Emm przepraszam, że sie wtrącę - powiedziałem, a dziewczyny jak jeden mąż wbiły we mnie wzrok - Ale dlaczego tak wszyscy panikują, że znikniesz z jednej lekcji? W końcu... to nic wielkiego, prawda?
- Jak już Ci mówiłam, nie Twój interes - mruknęła Oph krzyżując ręce na piersiach - Po prostu muszę być i tyle.
- Umm... okej - pokiwałem głową - To emm... ja... ja już pójdę - uśmiechnąłem się od ucha do ucha - Do zobaczenia później!
Odwróciłem się na pięcie i zacząłem schodzić po schodach, gdy dobiegł do mnie głos Oph.
- Czeslav dziękuję za pomoc.
- Och nie ma za co - uśmiechnąłem się zwracając w jej stronę - Jakby nie patrzeć to trochę moja wina... No nic... WŁAŚNIE! Co zamierzasz zrobić z nogą? Dasz radę zejść po schodach?
- Nogą? - zdziwiła się Tai
- Długoby opowiadać - machnęła ręką dziewczyna
- Pomogę Ci - powiedziałem ponownie wchodząc do góry - Idziesz na halę, czy jednak zdecydujesz się na wizytę u pielęgniarku.
- Ech - westchnęła - Hala. Muszę się zameldować. Po za tym to nic wielkiego, już nawet aż tak nie boli.
- Nawet nie wiecie - wtrąciła się Tai - Jak bardzo ciekawi mnie, co wy razem robiliście... A znając Czeslava to musiało być... dosyć ekscentrycznie.
- Wypraszam sobie - prychnąłem - Ja jak zawsze byłem grzeczny.
- I o tym ,,jak zawsze'' mówię - uśmiechnęła się - Czesiek nie obraź się, ale ty po prostu przyciągasz różne dziwne rzeczy.
- Nie powiedziałaś mi nic, czego nie wiem - uśmiechnąłem się i podszedłem do Oph - Czy pozwoli Pani?
- Na co? - spojrzała na mnie z ukosa
- Wiesz - uśmiechnąłem się - Mimo Twoich zapewnień, jestem w stu procentach pewien, że jednak sama nie dasz rady tam dotrzeć, więc pozostaje mi ponownie pochwycić Cię w ramiona i zanieść.
- Nawet o tym nie myśl! - dziewczyna wyciągnęła dłonie przed siebie i zrobiła krok w tył. Chyba ją zabolało, bo syknęła i lekko się zachwiała. Jednocześnie z Tai złapaliśmy ją za ramię i plecak.
- W takim razie muszę zrobić to siłą - powiedziałem i szybko podniosłem Oph.
- Ech nie wygram z Tobą? - mruknęła
- Nie ma szans - uśmiechnąłem się - Tai możesz wziąć jej plecak? Niestety mam zajęte ręce.
- Oczywiście - skinęła
- Czy kiedyś mi powiesz, o co chodzi z tym wszystkim? - spojrzałem na nią - Najbardziej interesuje mnie, dlaczego opuszczenie jednej lekcji to taka tragedia.

<Oph?>
Theme by Bełt