Dzwonek zasygnalizował nauczycielowi, że czas skończyć lekcję.
Uśmiechnął się do wszystkich i z rozłożonymi ramionami stwierdził, że
nie zdążył dokończyć tematu, więc będziemy go kontynuować na następnych
zajęciach. Machnął dłonią, dając nam znać, że teraz już możemy wyjść z
sali. We własnym tempie zacząłem zbierać wszystkie swoje rzeczy z ławki,
pakując je do plecaka. Cicho rzuciłem "do widzenia" na koniec.
Rozejrzałem się po korytarzu, kierując się do sali muzycznej. Już miałem
skręcać w odpowiednim miejscu, ale ktoś na mnie wpadł. Osoba
natychmiast odepchnęła się ode mnie rączkami. Chciała szybko i sprawnie
mnie wyminąć, niestety jej na to nie pozwoliłem. Była obok mnie, kiedy
złapałem ją za nadgarstek. Miała na tyle siły, by pociągnąć mnie
odrobinę za sobą, sama jednak nagle się zatrzymała i musiała zrobić parę
kroków w tył. Kiyo? Tak, to była ona. Co tutaj robi? Poszła mnie
szukać? Nie, to niemożliwe, przecież nie minęło dużo czasu od końca
lekcji. Po chwili zauważyłem, jak jej ramiona zaczynają drżeć, następnie
usłyszałem szloch. Dokładnie się jej przyjrzałem. Miała rozpuszczone
włosy, widać było, że jej ulubiona fryzurka została zbezczeszczona dosyć
niedawno i raczej nie należało to do rzeczy przyjemnych. Jednak powodem
takiego smutku nie było zniszczenie kucyka, a raczej zerwana opaska,
którą trzymała w ręku.
– Puść mnie... – szepnęła łamiącym głosem.
Wolno rozluźniłem uścisk, aż w końcu mi się wyrwała i pobiegła mi w
bliżej nieokreślone miejsce, po prostu przed siebie. Chyba powinienem
pobiec za nią, nie... To nic nie da, na początku muszę wiedzieć, co się
stało. Poszedłem przed siebie, do miejsca, w którym miałem spotkać
Kiyoko. Mruknąłem niezadowolony, słysząc, że w środku toczy się zawzięta
równie głośna kłótnia. Pociągnąłem za klamkę, a więc drzwi się
otworzyły, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Sam zachowałem ciszę,
by nie zostać zauważonym. Na nic, wszyscy na mnie spojrzeli i warknęli
wspólnie: "Co ty tu robisz?!". Otworzyłem usta, by coś powiedzieć, ale
na nic, ponieważ zaczęli siebie nawzajem przekrzykiwać. Trochę to
nieładnie, ale cóż, zdarza się. Oparłem się o ścianę i czekałem "na
swoją kolej", a w międzyczasie przysłuchiwałem się "rozmowie".
Zapoznałem się z każdą obecną twarzyczką i niestety, prawie wszystkie
kojarzyłem tylko z wyglądu. Prawie, ponieważ zorientowałem się, że w
pomieszczeniu przebywa jeszcze Atosia. Chłopak był jedyną osobą po
swojej stronie przeciwko kilku panienkom. Nie trwało długo, bym
dowiedział się, czego dotyczy ta żywa dyskusja. Właściwie, przyszedłem
tu w celu szukaniu informacji, co się stało Kiyo, no i dobrze trafiłem.
Okazało się, że dziewczyny miały dość "Pirata", a że lubią rozpacz, żal,
smutek i do tego widok cierpienia swoich rówieśników, stwierdziły
"możemy się nad kimś trochę poznęcać, będzie fajnie" i ta da, musiały
wyczuć, że opaska i oko, które przysłania, są słabym punktem Kiyoko.
Zdziwiłem się, że Atosia wykłóca się właśnie w jej sprawie, starając się
"oddać" dręczycielkom, które swoją drogą powoli wymiękały. One jedno
słowo, a on ich zaraz ma tysiąc. No tak, prawie bym zapomniał. Tak
bardzo się od nich nie różni i uwielbia, kiedy wszystko idzie po jego
myśli, a więc nie da się go przegadać, przynajmniej nie teraz.
Dziewczyny już zmęczone awanturą postanowiły się ulotnić. Nie chcąc
zostawać sam z Atosią, również postanowiłem stąd wyjść. Zatrzymał mnie
jednak jego głos.
– To po co tu przyszedłeś?
– Spotkać się z Kiyoko.
Zmierzył mnie wzrokiem, tak jakbym był jakiś nierozumny. Cisza trwała
przez dłuższy czas, więc wyszedłem, a na korytarzu, tuż obok drzwi,
siedziała dziewczyna. Moja Kiyoko schowała głowę w ramionach, które
oparła o kolana. Przykucnąłem przy niej i pogładziłem parę razy ją po
głowie. Przepraszała mnie za to, co się stało, po czym uniosła na mnie
swój wzrok. Posłałem jej uśmiech, że nie ma za co przepraszać, nic
takiego mi się nie stało. To ja powinienem ją przeprosić, ona jednak
upierała się przy swoim.
– Przepraszam, bardzo przepraszam, przeze mnie nie pograliśmy... Przepraszam. Wybacz mi Finn – mówiła.
Pokręciłem jeszcze parę razy głową, kiedy uspokoiła się do końca.
Spojrzałem na nią, mówiąc, że możemy to przełożyć na następny dzień, a
jeśli znów nie wyjdzie, to na kolejny i kolejny, aż do skutku.
Oczywiście, nie będę się narzucał, gdyby się rozmyśliła. Podniosłem się z
ziemi i wyciągnąłem w jej stronę rękę, którą chwyciła bez chwili
zawahania. Otrzepała spodnie z kurzu i uśmiechnęła się, by następnie ze
zdziwieniem spojrzeć na wychodzącego z sali chłopaka. Awanturniczki,
które stały w pobliżu, wciąż podśmiewały się pod nosem, do czasu, kiedy
Atosia rzucił na nich swoje groźne spojrzenie.
– Twoje życie socjalne nie ucierpiało na tym, że stanąłeś w obronie
kogoś bezradnego i słabego? – zapytałem Atosię, głaszcząc tym razem
ramię Kiyoko.
– Pff... – prychnął. – A ty co zrobiłeś? No właśnie nic nie zrobiłeś!
– Nic? – Faktycznie, z jego punktu widzenia nie zrobiłem nic. Jednak to
nie do końca prawda. Gdybym ją wtedy przy sobie zatrzymał, byłoby to
złe. Potrzebowała chwilki dla siebie, by to sobie wszystko przemyśleć, a
tak? Jedynie bym jej przeszkadzał. Zresztą ten jeden raz, kiedy na nic
się nie przydałem, można mi wybaczyć. Przez pół życia w poprzedniej
szkole "opiekowałem się" Kiyo. – W takim razie teraz mogę coś zrobić.
Patrz, tulę ją i pocieszam.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Jeszcze w trakcie mówienia, przytuliłem
ją do siebie. Szeptałem jej do uszka, że wszystko będzie w porządku, że
to nic takiego, że to się jakoś ułoży, że już jej nie będą dokuczać.
Kiyoko/Ayato?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz