Wysłuchawszy Miyako, zamyślony, wbiłem widelec w naleśnik, krążąc
nieszczęsnym, zawiniętym kawałkiem ciasta po talerzu. Minęło dobre kilka
sekund, zanim podniosłem go i przełknąłem. W jakiś sposób, było mi
szkoda dziewczyny - sam doskonale zdawałem sobie sprawę, że gdyby nie
to, że zawsze mogłem liczyć na wsparcie mamy, wujka i dziadka, nie
poradziłbym sobie z wieloma sprawami. A gdyby nie bliska obecność
siostry, gdybym nie miał świadomości, że gdzieś tam, choćby na drugim
krańcu świata, jest ta maleńka, kochana istotka, straciłbym ogromną
część siebie. Zawsze, począwszy już od lat niemowlęcych aż po dziś,
opierałem się na rodzinie, na świadomości, że jest na tym świecie grupa
ludzi, do których zawsze mogę wrócić. Którzy nauczyli mnie chodzić,
robić naleśniki i kochać. Nie potrafiłem wyobrazić sobie rzeczywistości,
w której bylibyśmy dla siebie jak obcy ludzie.
- Nie przepraszaj, nie masz za co- machnąłem ręką, w której cały czas
trzymałem widelec. Przez chwilę szukałem jakichś dobrych słów na tą
sytuację, ale zdałem sobie sprawę, że nie wiem kompletnie, co
powiedzieć.- Jesteś silną osobą, skoro mimo wszystko pozostałaś taka
pogodna, wiesz?
Miyako utkwiła wzrok w swoim talerzu, przejeżdżając co jakiś czas sztućcem po naleśniku, jakby głaskała kota.
- Nie wydaje mi się- mruknęła cicho, opuszczając ramiona w dół.
- A mi tak. Nie smuć się, żal urodzie szkodzi!
- To nie leciało jakoś inaczej?- zmarszczyła leciuteńko brwi.- To chyba złość była, tak?
- Możliwe- przyznałem z ociąganiem.- Kij z tym, smutek też na pewno
pozytywnie nie wpływa. Uśmiech ma, ten no, pobudzające działanie na
skórę! Na te pory wszystkie i tak dalej!
- Nie idź lepiej na lekarza- poprosiła, ale kąciki jej warg powędrowały delikatnie w górę.
- Jak to nie?- udałem urażonego, przyciskając prawą dłoń do klatki
piersiowej, tam, gdzie powinno znajdować się serce.- A mi się marzyła
rola uśmiechologa! Zobacz, tobie od razu się poprawiło!
- Powiedzmy, że przymrużę oczy na ostatnie zdanie- odparła już dużo
lżej, biorąc kolejnego naleśnika. Ja natomiast zdałem sobie sprawę, że
moje słowa rzeczywiście można było dość dziwnie zrozumieć.
- Wybacz, nie o to chodziło- zaśmiałem się.
- Hm?- popatrzyła na mnie czujnie.- I kto ci w to uwierzy, co?
- E...e...e...- panicznie zacząłem rozglądać się po pokoju, po czym triumfalnie wskazałem na świadka.- Ten oto słoik!
- Jest stronniczy!- zarzuciła mi.
- A skąd!- żachnąłem się.- No... może troszkę.
Miyako przewróciła oczami, ale zjedliśmy do końca, po czym szybko pochowaliśmy resztę rzeczy do szafek i niewielkiej lodówki.
- Dobra, to ja teraz raz dwa pozmywam!- stwierdziła dziewczyna, stając obok zlewu.
- Jak coś, to mogę i ja się tym zająć- zadeklarowałem, zakładając zatyczkę na tubkę bitej śmietany i wkładając ją do lodówki.
- Dam sobie przecież radę- stwierdziła, kręcąc głową.- Jak chcesz, to możesz zająć się wycieraniem.
Skinąłem głową i wziąłem ścierkę leżącą na blacie - białą w niebieską
kratę - i zacząłem szorować podawane mi naczynia, które po chwili
odłożyliśmy na miejsce w szafkach.
- To jak?- zerknąłem na koleżankę, która założyła ponownie na nos okulary.- Kończymy robotę?
< Miyako? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz