Niepewnie kiwnęłam głową. Przybiłam z nim piątkę i ruszyłam, dźwigając
wszelkie rzeczy dla małych futrzaków ( nie pozwoliłam sobie pomóc, więc
Michael nosił tylko kociaki ) Po drodze zatrzymaliśmy się i odstawiliśmy
rzeczy do mojego pokoju. Na umówione miejsce dotarliśmy przed czasem.
Oparliśmy się o ścianę i czekaliśmy. Michael próbował zagaić jakąś
rozmowę, ale nic się nie kleiło. W końcu na korytarz wbiegły dwie osoby.
W jednej z nich rozpoznałam Isil, która często spędzała czas z
Michaelem. Drugą był jakiś chłopak. Domyśliłam się, że to owy Alexander,
który chciał zaopiekować się Karmelkiem. I tu się zaczęła zabawa.
Najpierw trzeba było pójść do Alexandra i upewnić się, czy jego pokój
jest w odpowiednich warunkach dla rozwijającego się kociaka. Później
trzeba było upewnić się co do Isil, która o ironio! mieszkała na
drugim końcu akademika. Kiedy w końcu wręczyliśmy jej kotka, zatrzymała
nas na co najmniej dziesięć minut, wypytując się o rasę, pochodzenie, czy
ich historię. Jakbyśmy to wiedzieli. Wreszcie, dzięki interwencji
Michaela udało nam się uciec. Ruszyliśmy w stronę naszych pokoi.
Wreszcie zatrzymaliśmy się przy moich drzwiach. Zapadła cisza. W końcu
zebrałam się na odwagę i spytałam:
- Intensywny dzień, co?
<M-Misiek? Nie bij. Północ to niezbyt dobra pora na rozpisywanie
się.A już zwłaszcza na budowanie skomplikowanych relacji
międzyludzkich>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz