Nadal nieprzytomna, leżałam i rozmyślałam. Co z Nico? Czy on żyje? Czy
wszystko z nim dobrze? Nie wiedziałam, bo narkoza nadal działała. Ta
cała sytuacja to moja wina… Gdyby nie to, że mam 18 lat, to ojciec już
by panikował i leciał do mnie na złamanie karku. A tak przynajmniej
oszczędziłam sobie jego zbędnych, moim zdaniem odwiedzin. Jednak to, jak
się czuje Nico nie dawało mi spokoju. Miałam nadzieję, że narkoza już
słabnie i zaraz się ocknę. Coraz bardziej odczuwałam czynniki
zewnętrzne. Słyszałam doktorów, czułam, jak ktoś łapie mnie za dłoń i
szepcze do mnie, abym się obudziła. Tak! Powoli się budzę. Znam ten
głos, ten dotyk. Otworzyłam lekko oczy. Wszystko było takie jasne, ale
po chwili oczy przyzwyczaiły się do tego światła. Zauważyłam Nico.
Zacisnęłam lekko jego dłoń.
-N-Nico?-szepnęłam, na co temu, aż iskierki się zapaliły w oczkach.
Uśmiechnęłam się lekko, a potem skrzywiłam z bólu i drugą wolną dłonią, chwyciłam się za brzuch w który zostałam postrzelona.
-P-Przepraszam Nico… To moja wina. Gdybym wtedy ich zobaczyła, udałoby
się nam wcześniej stamtąd pójść, a wtedy obeszłoby się bez tej tragedii.
Nie byłbyś tak okropnie pobity…-w moich oczach zabłyszczały łzy.
Zaczęłam płakać i obwiniać się w myślach. Jak mogłam poczynić coś tak
okropnego. Zakryłam usta dłonią, która od strachu zaczęła drżeć. Mój
biedny Nico. Potem drżącym głosem wymawiałam wyłącznie słowo
przepraszam, które było skierowane wyłącznie do niego. Mojego rycerza,
który postawił swoje życie na szali, abym ja nie była aż tak okropnie
pobita. Dlaczego tak musiało być… Miałam chęć tylko ciągle go
przepraszać. Jego dłoń ledwo co zaciskałam, bo nie miałam siły. Po moich
policzkach płynęły potoki łez wyrażające wszystko co czułam. Ból,
frustrację, winę, cierpienie…
<Nicolay?? T-T>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz