"Już pora wstać! Wyruszyć z domu, przyjaciela spotkać znów! Kubuś Puchatek, to on Kubuś! Puchatek Kub-" - jęknąłem i wyłączyłem budzik szybkim ruchem ręki. Spojrzałem na zegarek. Była siódma. Ziewnąłem i usiadłem na łóżku. Przetarłem oczy. Dzisiaj pierwszy dzień szkoły... Nagle usłyszałem tupot małych stóp i dziecięcy chichot. Po chwili drzwi do mojego pokoju otworzyły się, a do środka wbiegła rozanielona siedmiolatka. Ubrana była w piżamę w groszki, a jej włosy wyglądały jak gniazdo kruków. Rzuciła się mi na szyję wykrzykując wesoło:
- Już jest rano, już jest rano! - uśmiechnąłem się i przytuliłem Ciarę, odpowiadając:- No już, urwisie. Przecież wiem. - zachichotała i zaczęła biegać po całym pokoju, wyciągając z szafy mój stary mundurek szkolny. To była nasza tradycja od kiedy dojrzałem do odprowadzenia jej do przedszkola. Ale... Ale to już przeszłość. Ciara chodziła już do szkoły, a ja dostałem się do akademii. Dziewczynka podbiegła do mnie z ciuchami na rękach.
- No już, ubieraj się! - położyłem dłoń na jej ramieniu i powiedziałem spokojnie:
- To już nie będzie potrzebne. W końcu zmieniłem szkołę, prawda? - spojrzałem w jasne błękitne oczęta, teraz pełne niedowierzania i żalu. Na ten widok poczułem jak pęka mi serce.
- A-Ale... - zaczęła Ciara łamiącym się głosem.
- Zamiast tego będę cię czesał do szkoły, jasne? - spytałem szybko. Gdyby Ciara się teraz rozpłakała... Moja biedna, słodziutka króliczynka... Złapałem się za koszulkę w okolicach serca. Nie przeżyłbym tego. Muszę ochraniać Ciarę za wszelką cenę! Tymczasem siedmiolatka zamyśliła się, a po chwili odpowiedziała:
- Chcę warkocze! - uśmiechnąłem się i kiwnąłem głową. Podekscytowana dziewczynka rzuciła ciuchy na podłogę i wybiegła z pokoju, krzycząc wesoło. Odetchnąłem i zacząłem się ubierać. Tym razem wybrałem białą koszulę i kremowy sweter. Podniosłem torbę i wsadziłem do niej paczkę pełną lizaków. Po zejściu na dół, poczułem delikatny aromat naleśników.
- Dzień dobry, Suga! - usłyszałem głos mojej matki.
- Cześć, mamo. Co tam pichcisz? - spytałem, siadając przy stole. Edna odwróciła się i wskazała na mnie chochlą, umazaną w cieście.
- Naleśniki z truskawkami! Twoje ulubione. W końcu dzisiaj twój wielki dzień! - uśmiechnąłem się i otworzyłem usta żeby podziękować. Niestety przeszkodziła mi w tym Ciara, która zdążyła przebrać się w różową sukienkę z kokardkami. Wskoczyła mi na kolana i zawołała:
- Sugiś, Sugiś! Miałeś zrobić mi warkocze! - do moich uszu dobiegł dźwięk chichotu mojej matki. Ja natomiast posadziłem Ciarę na krześle i zacząłem rozczesywać jej jasne włosy. Już po kilku minutach splecione były w dwa równe, grube warkocze. Siedmiolatka zaśmiała się i zeskoczyła z krzesła.
- Dziękuję, Sugiś! - uśmiechnąłem się. Zaczął się posiłek. Ciara, jak zawsze gadała cały czas, a calusieńka czekolada znajdowała się na jej rumianych policzkach. Natomiast mama poinformowała mnie, żebym odebrał plan lekcji i mapkę w sekretariacie. W końcu, kiedy wszystkie naleśniki znalazły się w naszych brzuchach, pomogłem założyć Ciarze buciki i sweterek. Złapałem klucze i wyszliśmy z domu. Szkoła Ciary była po drodze do akademii, więc i w tym roku to do mnie należało odprowadzanie dziewczynki. Kiedy doszliśmy na miejsce, siedmiolatka przytuliła mnie i wbiegła do budynku, machając mi ręką. Odpowiedziałem jej tym samym. Po chwili jednak odwróciłem się i ruszyłem do mojej nowej szkoły.
*****
Spojrzałem na mój plan lekcji z niedowierzaniem. To już dzisiaj będę miał pierwszy trening cheerleaderek?! Czyli wreszcie poznam tego chłopaka! To wzruszające - robić to co się kocha bez względu na wszystko. Uśmiechnąłem się i czym prędzej ruszyłem w tronę hali. Na miejscu przywitały mnie dziewczęta z drużyny. Pokazały mi drogę do szatni. Podziękowałem im i otworzyłem drzwi, które niemal natychmiast zostały zablokowane przez czyjąś głowę.
- O Boże! Wszystko w porządku?! - wykrzyczałem przerażony. Szybko odrzuciłem torbę i przykucnąłem przy nim. Nawet go nie zobaczyłem, a już staranowałem potencjalnego przyjaciela! Pomogłem mu wstać i zacząłem go otrzepywać, przepraszając go raz po raz.
- Na pewno wszystko dobrze? Niczego nie złamałeś? Masz nudności?
-Nie...Nie sądzę... - spojrzałem chłopakowi w oczy i zamarłem. Te włosy... Te oczy... Ten wzrost... Odskoczyłem od niego gwałtownie i wrzasnąłem:
- To ty! - Czeslav przekrzywił głowę zaskoczony.
- Ja? - spytał nieśmiało. Wściekły zacisnąłem pięści i zmarszczyłem brwi. Ten palant ma jeszcze czelność udawać, że nie wie o co chodzi! Mały, wredny...
- Ty to zrobiłeś mojej biednej malutkiej kuzynce! Ja już wiem co ty masz na sumieniu! - wykrzyczałem i chwyciłem go za koszulkę. Przybliżyłem jego twarz do swojej i zawołałem:
- Jeszcze raz się do niej zbliżysz, a jaja urwę! Nikt nie ma prawda doprowadzać do płaczu Anisia! - walnąłem pięścią w szafkę dla podkreślenia moich słów. Później puściłem go i powiedziałem cichym, mrocznym tonem:
-Módl się, żebyśmy się nie spotkali kolejny raz... - odwróciłem się i wyszedłem, nie zwracając uwagi na zaskoczone szepty cheerleaderek. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i ruszyłem w stronę szkoły Ciary. W połowie drogi poczułem dziwny niepokój. A co jeśli przez te pogróżki ten potwór jeszcze bardziej dokuczy Anisiowi? A co jeśli jej coś zrobi?! Poczułem przeraźliwy ból w sercu. O nie... Nie przeżyłbym tego... Muszę ją ostrzec... Otworzyłem torbę i zacząłem szukać telefonu. A przynajmniej chciałem to zrobić, ale... Torby nie było. Zostawiłem ją w szatni.
< Czesiek? Sorka za końcówkę, nie potrafiłam wykombinować lepszej sytuacji ': D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz