Cofnąłem się o parę kroków, a następnie spojrzałem w dół. Dziewczyna
miała mniej szczęścia niż ja, gdyż wylądowała na ziemi. Chciałbym móc
jej wygarnąć, że powinna uważać, jak chodzi, ale to zdarzenie wynika
również z mojego niedopatrzenia. Od niechcenia zapytałem, czy wszystko w
porządku i wyciągnąłem w jej stronę dłoń. Delikatnie ją uścisnęła, a
następnie wspomagana przez moją osobę wstała. Otrzepała spodnie i coś
mruknęła. Może mnie wyklęła pod nosem lub nieśmiało podziękowała.
Przyglądała się, czy aby na pewno pozbyła się wszelakiego brudu z ubrań.
Kiedy już na mnie spojrzała, tak jakby się wzdrygnęła. Pomasowała sobie
szyję, dając mi do zrozumienia, że jej nie będzie wygodnie rozmawiać w
ten sposób.
– Tylko trochę bolą mnie plecy... Choć nie tylko one. – Pokiwałem głową. – Powiesz mi, którędy dojdę do...?
– Nie, nie powiem.
Dziewczyna stanęła jak murowana, chyba nie spodziewała się takiej
odpowiedzi. Zaczekałem chwilę, aż coś zrobi. Ja nie potrzebowałem
kolejnego użerania się z innymi osobami. Już i tak muszę być, gdzie
indziej. Byłbym prawie pewny, że wyraziłem się jasno i da mi już spokój.
Niestety, szatynka stała i stała, chyba powinienem wykonać jakiś ruch.
– Przepraszam – odezwałem się, czując, że popełniłem błąd. Jeśli nie
chce, żeby mnie później nękała, nie mogę zbytnio jej do siebie zrazić, o
ile już teraz tego nie zrobiłem. – Śpieszę się i już wystarczająco
czasu zmarnowałem na ciebie.
– Zgubiłam się i nie wiem, gdzie teraz iść. Już w pierwszym tygodniu się
zgubić... – bardziej powiedziała do siebie, niżeli do mnie.
Westchnąłem. "Bądź uprzejmy dla innych, pomagaj im w potrzebie, a kiedyś
się odwdzięczą!", co?
– Teraz naprawdę nie mam czasu... Jestem zajęty. Jeśli chcesz, możesz mi potowarzyszyć, a później cię oprowadzę czy coś.
Ku mojemu zdziwieniu, zgodziła się i stanęła obok mnie, zwracając się w
kierunku, z którego przyszła. Nie wiedziałem, co teraz zrobić. W głębi
serca liczyłem na odmowę. No nic, ruszyłem przed siebie, jak gdyby nigdy
nic. O nic nie pytała, nic nie mówiła, więc po co ja miałbym się
odzywać? Cisza jest całkiem w porządku.
Kilkanaście minut później stanęliśmy pod drzwiami mieszkania z numerem
"trzy". Nie musieliśmy się zbytnio męczyć wędrówką po schodach, gdyż
znajdowaliśmy się na parterze. Rozejrzałem się za dzwonkiem, jednak
zauważywszy kartkę z napisem "Proszę pukać!", dostosowałem się do
prośby. Otworzyła nam młoda kobieta z dzieckiem na rękach. "Dzień
dobry", po tych słowach od razu zanurzyła się w swoim lokum. Pojawiła
się dopiero po chwili, w wolnej dłoni trzymała smycz, a na smyczy był
kotek ubrany w różowe szelki.
– Klatka się rozwaliła, kupiłam mu to.
Jeszcze na moment nas opuściła, by wrócić się po reklamówkę z
akcesoriami. Podziękowałem jej za "trud" i przechwyciłem od niej
wszystko z wyjątkiem dziecka. Dziewczyna przykucnęła przy zwierzaku i
pogłaskała go parę razy. No, też bym pogłaskał taką kulkę puchu.
Wyszliśmy już z klatki schodowej, na zewnątrz znów nas dopadły gorące
promienia słońca. Idzie się ugotować, a moja koleżanka... Cóż, ubrana
jest w bluzę. Właściwie, nie znam jej imienia i nie bardzo wiem, jak
wygląda jej twarz. Ciągle patrzyłem na jej czubek głowy, przykryty
kapturem.
– Chodźmy na lody – rzuciłem krótko, na co się zgodziła. – Wcześniej jednak musimy go oddać.
Czułem się dziwnie, prowadząc kota jak psa, zazwyczaj się ich nie
wyprowadza. Ciekawe czy zacząłby szczekać, gdyby zauważył innego kota...
Byłoby zabawnie. Kolejne minuty minęły, a nas przywitała staruszka
właścicielka jednego domku gdzieś na przedmieściach. Ucieszyła się,
widząc swojego pupila. Słowa "dziękuję" padły jeszcze raz, w tym
wypadku, były skierowane do mnie, a nie ode mnie.
– Nie mogłam po niego iść i naprawdę ciii... wam dziękuję – przedłużyła
nieco swą wypowiedź, widząc, że za moimi plecami skrywa się obca dla
niej osoba. – Kim jest to urocze dziewczę? – Uśmiechnęła się szeroko,
pokazując światu swoje dwa złote zęby.
– Nie wiem – odparłem, wzruszając przy tym ramionami, po czym się pożegnałem.
Zamknąłem za sobą furtkę, kiedy dziewczyna postanowiła na mnie poczekać.
Z ciekawością mi się przyglądała, jakby coś próbowała sobie wyjaśnić na
mój temat.
– W pobliżu sprzedają dobre lody...
– Zaprowadź mnie tam.
Teraz zrozumiałem, że jej towarzystwo jest odrobinę... straszne? Gdyby
się tak jej przyjrzeć, wygląda jak zamaskowany kibol gotowy do ataku.
Pomyliły się jej tylko pory dnia... Nie ma gorszego rodzaju kibola, od
kibola kobiety. Jeszcze z tak pozornie spokojnym uosobieniem.
Przyjrzałem się jej kątem oka. Nie, gdyby chciała, zaatakowała mnie już
dawno temu, miała tyle okazji.
– To tutaj.
Towarzyszka spojrzała na slogan, widniejący tuż nad drzwiami lokalu i
pokiwała głową. Weszliśmy razem do środka i ustawiliśmy się w kolejce.
Całe szczęście, nie była zbyt długa. Przykleiła się do szyby,
rozmyślając nad wyborem smaku zimnej słodyczy. Zmierzyła mnie wzrokiem,
kiedy mówiła: "dla mnie takie same". To musi być cudowne uczucie,
udajesz, że zastanawiasz się nad tym, co wziąć, a bierzesz do samo co
zawsze. Zajęliśmy stolik, gdzieś pod ścianą, tuż niedaleko
klimatyzatora. Poprosiła, bym przytrzymał jej rożka. Ściągnęła kaptur i
poprawiła swoje długie włosy, wiążąc w wysokiego kucyka. Kiedy wprawiła
je w ruch, wyglądały jak płynąca czekolada.
– Yhym, dzięki. Nawet nie wiesz, jak często potrafią utrudnić życie.
– Kim jesteś? – zapytałem, ignorując to, co mówiła wcześniej.
– Cynthia, chodzę do Green Heels do pierwszej "c". Zaczynam chodzić i
nie bardzo znam tutejsze okolice, dlatego się zgubiłam. – Nie jesteś w
stanie stwierdzić, jak bardzo mi ulżyło, słysząc, że nie jesteś kibolką.
– Podobnie jak ty, jestem też miętożercą. – Zaśmiała się, choć jej
śmiech był jakiś taki wymuszony. – A ty? Kim jesteś?
– Starszym kolegą z trzeciej "a". Nazywam się Finnick. Miło słyszeć, że ktoś jeszcze ceni sobie ten smak.
Cynthia? Kosiam za imię, a tak poza tym rozkręć akcję 8]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz