Cóż, szczęśliwie okazało się, że karton mleka dałem radę ocalić - co
prawda, gdy wychodziłem z nim z pokoju, Immi rzuciła mi mordercze
spojrzenie, ale Czesio, klikając coś na laptopie i otwierając kolejną
puszkę coli, obiecał, że dokupi, gdy będzie w sklepie - po czym dodał, z
szerokim uśmiechem na twarzy, "o ile będę pamiętał". Zagroziłem mu
wsadzeniem w nocy obcego kota do łóżka razem z Immi, jeśli zapomni, a
następnie wyszedłem, zabierając od razu ze sobą słoik konfitur, który
leżał bezpiecznie w lodówce. Prawie biegnąć, pokonałem dzielący mnie
dystans do pokoju Miyako. Dziewczyna otworzyła prawie natychmiast.
Uśmiech rozjaśnił jej drobną twarzyczkę, gdy zobaczyła ściskany przeze
mnie pod pachą karton mleka.
- Wejdź śmiało- zaprosiła mnie, ruchem ręki wskazując na pokój, a ja po chwili przekroczyłem próg pomieszczenia.
- Mleko jak ze wsi to może nie jest, no ale powinno się nadać.Długo mnie nie było?
- Aj tam- uśmiechnęła się.- Ty do takiego przywykłeś? Nie, no co ty, chwila.
- Ano, na wsi się wychowałem. Dojarka niby była, ale doić i tak czasem
musiałem, ciepłe, świeże mleko to chyba najlepsze, co może być.
Podszedłem do blatu, na którym leżało już wszystko, co było nam potrzebne - zarówno naczynia, jak i składniki.
- Dobra, to ja raz dwa wyrobię ciasto- mruknąłem, stawiając miskę i
mikser obok siebie i rozbijając skorupki jajka o brzeg zlewu, a jego
zawartość wlewając do miski. Dodałem jeszcze trochę mąki, mleka i innych
takich, a całość zmiksowałem. Miyako w tym czasie rozgrzała patelnię,
na którą to wlała nieco oleju. Ostrożnie, jakby to była relikwia,
uważając na każdą kroplę złocistej masy, postawiłem miskę obok kuchenki i
z pomocą chochli wlałem nieco na patelnię. Kiedy ciasto wylądowało na
patelni, ten zaskwierczał wesoło, a już po chwili w pokoju unosił się
dobrze znany mi zapach. Uśmiechnąłem się nostalgicznie, wracając myślami
do domu rodzinnego. Ileż to razy robiliśmy z Mariś naleśniki i
szukaliśmy w piwnicy dobrego dżemu truskawkowego? Albo jak na urodziny
mamy postanowiliśmy zrobić jej tort naleśnikowy? Cóż, może trochę ciężko
było go podawać tak, by ozdoby nie zleciały, a tym bardziej jeść, ale
nadal uważałem to za świetny pomysł.
- Teraz tylko mam nadzieję, że dobrze odstanie. Znasz się na
przewracaniu, no nie?- podałem jej drewnianą łopatkę.- Mi to nigdy nie
idzie.
- Spróbuję- uznała z delikatnym uśmiechem. Ja natomiast stanąłem obok,
patrząc sponad jej głowy na poczynania dziewczyny. Nieśmiałym ruchem
spróbowała odkleić ciasto od patelni, jednak to zdążyło już mocno
przywrzeć: dopiero po dłużej chwili zdołała je przewrócić, kiedy to było
nieco pokiereszowane.
- Pierwsze zazwyczaj tak wychodzi- pocieszająco klepnąłem ją po
ramieniu.- Jak coś, to zaniesiemy go Czesiowi. Albo nie, bo zaraz padnę
tu z głodu! Jak zrobimy za dużo, to mu zaniosę najwyżej.
- Nie wiem, czy będzie najlepszy, chyba troszkę niedosmażony-
stwierdziła ze zmarszczonymi brwiami, z wahaniem podając mi talerz.
- Aj tam, na pewno jest dobry. Wlewaj następne ciasto, powinien już
ładnie odstać, to ten twój będzie. Aha, no i zapomniałbym- pokazałem
dziewczynie słoik dżemu truskawkowego.- Z domu przywieziony, z truskawek
na polu, palce lizać!
- Zaraz się przekonamy!- stwierdziła, uważnie lustrując smażącą się porcję. -A, tak w ogóle, to tam masz bitą śmietanę.
- No to już niebo w gębie!- stwierdziłem, sięgając po puszkę.
Posmarowałem naleśnik dżemem, po czym zawinąłem go w rurkę, na tyle
staranną, na ile pozwalał jego stan, i polałem odrobiną białej, słodkiej
masy. W międzyczasie, Miyako zdjęła z patelni swojego i usiadła przy
stole, biorąc widelec, a ja zająłem się kolejnym swoim. Czekając, aż
jedna strona przybierze odpowiednią, rumianą barwę, skierowałem wzrok na
pałaszującą dziewczynę.
- I jak, smakuje?- zapytałem.
< Miyako? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz