Westchnęłam zdenerwowana. Co mnie podkusiło, żeby przyjąć te stypendium?
Kopnęłam ścianę, o którą się opierałam. Wypełniłam już wszystkie
formalności, ale niestety, to nie koniec obowiązków. Muszę jeszcze pójść
do akademika, zwiedzić szkołę, poznać wszystkich… Ukryłam twarz w
dłoniach. Nienawidzę zmian, nienawidzę być nową, nienawidzę być sama,
nienawidzę być bezradna. Poddałam się i wzięłam łyka wody z butelki,
którą trzymałam w dłoni. Tym razem przynajmniej nie musiałam podawać się
za chłopaka. Czas było się ruszyć z… Gdzie ja właściwie byłam? Po
wyjściu z sekretariatu i rozstaniu z mamą i Mattem weszłam w jakiś
mniejszy korytarz, choć teraz wyglądało mi to bardziej na jakieś
pomieszczenie. Pokręciłam głową. Wyszłam drogą, którą tam przyszłam i
powoli skierowałam swoje kroki, cały czas rozglądając się po nowej
szkole. Patrzyłam po tych nawet eleganckich wnętrzach miętoląc krawędź
mojej zielonej koszulki. Czułam się tutaj bardzo nie na miejscu.
Przechodząc obok jakiejś gabloty, spojrzałam na swoje odbicie. Zielona,
męska, zbyt duża koszulka, czarne legginsy, rozpadające się trampki,
wielkie okulary i stojące na wszystkie strony włosy. Ehh. Bardzo tutaj
nie pasowałam. Stanęłam przed wyjściem z budynku ale nadal nie
wiedziałam co ze sobą zrobić. Nadal nie chciałam iść do akademika, moje
torby już tam były, wniesione przez Matta. Zauważyłam wtedy parę
ciekawskich wspomnień, które wywoływały dreszcze na moich plecach.
Szukając alternatywy, wypatrzyłam na skraju terenu pas zieleni. Las,
albo park. Modliłam się, żeby był tam wstęp wolny. Moje modlitwy zostały
spełnione, bo gdy podeszłam bliżej zauważyłam tabliczkę, mówiącą, że to
Park Green Heels. Uśmiechnęłam się szczęśliwa i usiadłam na trzeciej
ławeczce, którą minęłam. Natura, choć była zupełnym przeciwieństwem
mojego ukochanego świata technologii, uspokajała mnie. Hunk nie raz
paplał o tym, że ziemia i roślinność muszą być moimi elementami. Nie mam
zielonego pojęcia o co chodziło. Właśnie! Hunk! Wyciągnęłam szybko
komórkę i sprawdziłam ją. Zastałam parę wiadomości od wspomnianego
wcześniej kolegi i cały spam, spanikowanych wiadomości od Lance’a.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Zawsze miał skłonność do dramaturgii.
Odblokowałam telefon moim 16-znakowym hasłem i przeczytałam całą
konwersację.
IamHunk - Już po wszystkim?
AManOfYourDreams - Właśnie, Pidge?
AManOfYourDreams - Piiiidgeeee!
AManOfYourDreams - Pidgeroooo!
AManOfYourDreams - PIDGE?!
AManOfYourDreams - PIDGEROOO!
AManOfYourDreams - MÓWIŁEM, ŻE Z TĄ SZKOŁĄ JEST COŚ NIE TAK, JUŻ PEWNIE POŻARLI JĄ ŻYWCEM.
YesIamaGirl - Lancelocie, zamknij się.
AManOfYourDreams - TO ŻYJEEEE!
IamHunk - I jak poszło?
YesIamaGirl - Jeszcze nie wiem. Zadzwonię do was jutro, ok?
AManOfYourDreams - Będziemy czekać, Pidgey.
YesIamaGirl - Nie nazywaj mnie tak.
Wyłączyłam stworzoną przeze mnie aplikację, zablokowałam telefon i
westchnęłam. Zapewne była pora, żeby w końcu stawić czoło nowym
współlokatorom. Wstałam i otrzepałam się.
Ktoś? Coś? Może?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz