-To kiedy się znów widzimy? - spytała czarnowłosa, kiedy wychodziłyśmy
już ze stajni w stronę akademii. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
Nadal myślami byłam przy momencie, kiedy dziewczyna dawała mi buziaka w
policzek. Zaczęła mi odbijać palma i to dosyć ostro. Dziwne to, ale... w
innych okolicznościach przywróciłabym się sama do porządku, a w tamtym
momencie nie mogłam. Jakby mój umysł sam pragnął zajmować swoje myśli
osobą Cassandry. Coś jednak z tyłu mojej głowy mówiło mi, że to zwykłe
pożądanie, że zaraz się wypalę, że muszę się ogarnąć, bo dam się łatwo
skrzywdzić. Masa obaw, które zawsze się pojawiały. Szczególnie wtedy,
kiedy stawało przede mną nowe wyzwanie.
- Sama nie wiem... - odrzekłam cicho. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
- Coś się stało? - zapytała zatroskana dziewczyna i stanęła mi na
drodze. Spojrzała mi głęboko w oczy. Wywołała tym u mnie poczucie
powinności.
- Wiesz... mam obawy... troski. To nic wielkiego. Często się czymś
martwię. Taka już jestem – uśmiechnęłam się na potwierdzenie moich słów.
Dziewczyna jeszcze chwilę patrzyła mi w oczy, by się upewnić, czy aby
na pewno mówię prawdę. Po kilku sekundach odpuściła.
- W razie czego mieszkam w pokoju 217 w sektorze żeńskim. Nie bój się do
mnie przyjść, ale... zapewne nie będziesz chciała mnie martwić, więc
nie przyjdziesz – stwierdziła, na co skinęłam twierdząco głową.
Czarnowłosa westchnęła, ale zaraz na jej twarz wróciła radość – Może
spotkamy się dziś wieczorem. Pójdziemy na spacer, co ty na to? -
zaproponowała. Uśmiechnęłam się na tą propozycję i zgodziłam się. W
tamtej chwili czułam dziwną euforię. Taką, jaką się czuje, kiedy jest
się zakochanym. Już to kiedyś czułam... szkoda tylko, że z tego nic nie
wyszło, a jedynie mnie skrzywdziło i skrzywiło...
Odprowadziłam Cassandrę pod jej pokój. Po drodze opowiedziałam jej
trochę więcej o ludziach i niektórych nauczycielach pracujących w
akademii. Pomyślałam, że to będzie dobry pomysł by bardziej ją zapoznać z
tak ważnym aspektem placówki. Czarnowłosa zadawała dużo pytań, więc na
nie odpowiadałam. Często mam problem z ogólnym opowiadaniem. Lepiej mi
było odpowiadać na konkretne pytania. Nie byłam typem gaduły.
Kiedy moja towarzyszka zniknęła za drzwiami, odeszłam kawałek i
pobiegłam do pokoju. Miałam przecież jeszceę masę nauki, a do późnego
wieczoru nie było wiele czasu. Wiedziałam jednak, że absolutnie nic nie
będzie chciało wejść mi do głowy, tak jak wtedy, kiedy pierwszy raz się
zakochałam. Musiałam jednak odrobić chociaż lekcje. Na szczęście nigdy
nie miałam w takimi rzeczami problemu... nawet jeśli moje myśli
zajmowało co innego.
Wybiła 21:00. Ja już kończyłam wypracowanie z polskiego i myślałam o
tym, co włożyć na nasze spotkanie. Już wiedziałam, że w grę wchodzą
jeansy, moja ulubiona luźna bokserka z nadrukiem pseudonimu mojego
ulubionego rapera, czarny fullcap z nadrukiem SWAG i zdarte już nieźle
trampki. Napisałam ostatnie zdanie, odrzuciłam długopis na bok i
podniosłam się szybko z krzesła. Podeszłam do szafy i zaczęłam się jak
najszybciej ubierać. Jak zwykle moje włosy nie chciały mi się dobrze
układać wtedy, kiedy potrzebowałam dobrze wyglądać, a konkretniej
chodziło mi o grzywkę bez której wyglądam w fullcapie jak jakiś
niedorobiony gimbus. Gonił mnie jednak czas, więc porzuciłam próby
ułożenia niesfornych kosmyków. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do
pokoju Cassandry. Spokojnym równomiernym krokiem pokonywałam kolejne
metry, aż w końcu stanęłam przed drzwiami. Zapukałam nieśmiało, stałam
chwilę, aż w końcu ktoś otworzył mi drzwi, jednak nie była to Cassandra,
lecz przedstawiciel płci męskiej. Zmieszałam się, lecz szybko
przywróciłam pokerowy wyraz twarzy.
- Zastałam może Cassandrę? - spytałam poważnym tonem.
- Nie, a co? - mruknął patrząc na mnie dziwnie flircianym wyrazem twarzy – Zbuntowana widzę – mruknął.
- Louis! Zamknij się! - ktoś krzyknął z głębi pokoju. Nagle w drzwiach
stanęła czarnowłosa. Było widać troszkę złości na jej twarzy – Odczep
się od niej – warknęła.
- Dobrze, dobrze. Bez agresji – zaśmiał się szyderczo, jakby chciał pokazać jak bardzo nie wierzy w jej możliwości.
- Słuchaj... nie igraj ze mną, bo popamiętasz! - warknęła – Mówię Ci!
Jak nie ze mną to z kim innym będziesz miał do czynienia – wycedziła
przez zęby, przeszła przez próg drzwi i zatrzasnęła je mężczyźnie przed
twarzą. Byłam jeszcze bardziej zmieszana niż wcześniej. Zupełnie nie
spodziewałabym się takiej złości po czarnowłosej. Odetchnęła ciężko po
chwili. Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Chłopak współlokatorki – wyjaśniła – Jest nie do zniesienia. Tak samo
jako ona zresztą... - ostatnie zdanie powiedziała o wiele ciszej. Nie
wiem czemu, ale kiedy wytłumaczyła, że nie ma z tym fagasem nic
wspólnego poza tym, że nawiedza jej mieszkanie z powodu powiązania ze
współlokatorką, ulżyło mi. Chyba się zauroczyłam... i naprawdę mnie to
przeraża, ale z drugiej strony... wa.lić to. Niech się dzieje, co chce.
Nie będę się tym przejmować.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, chcąc tym uśmiechem jakoś podnieść dziewczynę na duchu.
- Myślę, że w każdej chwili możesz ubiegać się o przeniesienie – powiedziałam spokojnym głosem.
- Myślisz, że się tym zainteresują? - spytała wypompowana z radości.
- Tak. Szczególnie jeśli ja się stawię za tą sprawą – rzuciłam jej
uśmiech cwaniaka, na co ona jedynie się roześmiała. Jej twarz na nowo
nabrała rumieńców, a oczy odzyskały błysk.
- Nie wiedziałam, że znajomość z Tobą będzie taka obfitująca we
wszelakie ulgi – rzuciła mi żartobliwe uwodzicielskie spojrzenie, na co
ja tylko się zaśmiałam.
- Cudów nie czynię, ale... lepszy rydz niż nic.
- Zgadza się! - potwierdziła z uśmiechem na twarzy od ucha do ucha – To jak? Gdzie idziemy? - spytała.
- Przed siebie.
Razem z Cassandrą opuściłyśmy budynek akademii i udałyśmy się do parku.
Dziewczyna szła moim śladem, gdyż jeszcze nie znała tak dobrze terenów
ogromnego parku wokół placówki. Słońce już schowało się za horyzontem
rzucając ostatnie promienie słońca na niebo, dając nocnej ciemności pole
do popisu. Można było już zobaczyć kilka najjaśniejszych gwiazd.
Gdzie nas kierowałam? Kierowałam nas do starej, jeszcze nie
odrestaurowanej altany na jednym z najbardziej zapomnianych krańców
parku. Dlaczego tam? O tej porze jeszcze sporo uczniów kręciło się wokół
akademii. Najczęściej pary. Wkurzało mnie ich mizdrzenie. Jakby nie
mogli sobie znaleźć jednego zacisznego miejsca i tam sobie robić, co tam
chcą. Po drodze narzucały nam się różne tematy, na które dyskutowałyśmy
przyciszonymi głosami. Nie było jeszcze ciszy nocnej, ale był już
wieczór, więc należało zachowywać się nieco ciszej niż normalnie. W
końcu udało nam się dotrzeć do mojego ulubionego miejsca. Altana była
porośnięta od ziemi, aż po dach bluszczem. Wkoło gęsto rosły drzewa i
panowała cisza. Idealnie.
- To moje ulubione miejsce w parku. Podoba Ci się? - spytałam.
< Cassi? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz