Tylko patrzyłem za nią, jak wychodzi. Westchnąłem nieco z ulgą, kiedy
znikła mi z widoku. Czyli nie będę musiał jej oprowadzać, a no tak,
znajdzie sobie inną ofiarę. Wstałem z miejsca, wówczas dostrzegłem
okulary leżące na drugiej połowie stolika. Pewnie należą do Cynthii,
innego wyjścia nie ma. Złapałem przedmiot i wybiegłem z budynku,
rozglądając się za dziewczyną. Niestety, wszędzie pełno ludzi, a jej nie
mogę znaleźć. Kiedy ruszyłem w kierunku akademii, zauważyłem jak ta
sobie leży na chodniku. Przykucnąłem przy niej, wręczając do ręki
okulary. Chyba to dobrze, że ich ze sobą nie zabrała. Nie ma co do tego
wątpliwości, uległyby zniszczeniu. Jest niezdarą? Może po prostu lubi
ten ból, kiedy się przewraca? Nie miałem pomysłu, co powiedzieć i jak
jej pomóc. Rękami odepchnęła się od ziemi, przez co znalazła się już na
kolanach. Wyciągnąłem w jej stronę dłoń. Cóż, swoje przemyślenia na
temat tego, czy jest masochistką, muszę przełożyć na później.
– Um... Dzięki – rzuciła, otrzepując piasek z twarzy.
– Zastanawia mnie jedna rzecz.
– Jaka?
– Jesteś nowa, zgubiłaś się, zabrałem cię jeszcze dalej, a i tak jak
gdyby nigdy nic sobie wyszłaś. Czyżbyś nagle sobie przypomniała, jak
wrócić do akademika?
Speszona dziewczyna odwróciła ode mnie wzrok. Czyli zapomniała.
Wzruszyłem ramionami, dokładnie przyglądając się jej twarzy. Nic
poważnego jej się raczej nie stało. Miała tylko drobne otarcia i płytko
rozcięty policzek, ale nie krwawiła mocno i to się liczy. Zapytałem, czy
dobrze się czuje, bo na moje oko to musiała nieźle przywalić o chodnik.
Pokręciła głową, kierując się przed siebie.
– W drugą stronę.
– Co? – zapytała.
– Idź lepiej w drugą stronę, szybciej dojdziesz do akademika. Powinnaś
zahaczyć o pielęgniarkę, żeby ci to oczyściła. Eh... Odprowadzę cię.
Nie czekając na jej reakcję, postawiłem pierwsze kroki do przodu.
Cynthia nic nie mówiąc, szła obok mnie i zabawiała się własnymi palcami.
Nie chcąc iść tak w ciszy, zapytałem:
– Skąd pochodzisz?
Cynthia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz