Pogoda piękna, słoneczna - można by rzec, podręcznikowy przykład
letniego dnia. Biorąc pod uwagę, że ostatnimi czasy głównie panował
deszczowy, ponury nastrój, stwierdziłem, że to idealna pora na mały
spacer do parku. Immi również zdawała się przejawiać chęci do
zaczerpnięcia świeżego powietrza, więc już po kilku minutach szedłem z
kotką na rękach przez korytarze akademika. Pupilka miała już na sobie
obróżkę - prezent od Mariś - i smycz, którą to osobiście wybrała swoim
królewskim noskiem w małym sklepie zoologicznym. Początkowo miałem
obawy, czy to aby dobry pomysł, ale siostra w spółce z wujkiem
przekonali mnie do tego w jednym z listów. Kiedy jeszcze mieszkałem na
wsi, kotka często wychodziła samopas na zewnątrz, ale teraz, rzecz
jasna, jej wyjścia zostały zdecydowanie ograniczone. Z tego też powodu
spacery ostatecznie okazały się być dobrą alternatywą, nawet jeśli
minęło trochę czasu, zanim oboje do tego przywykliśmy. Immi musiała się
nauczyć, że nie każdy większy kot czy pies to śmiertelny wróg, a po
tutejszych drzewach wspinać się nie wolno (kostka bolała przez bite dwa
dni). Ja natomiast nauczyłem się znajdować co przynajmniej dwa dni czas
na około godzinne spacery i tego, że gdy jest się z kotem, zdecydowanie
należy unikać dróg, których się nie zna - a szczególnie zaułków. No i
udoskonaliłem sztukę wspinania się po drzewach.
Dzisiejszego dnia, spacer mijał raczej dość spokojnie - Immi wolnym
,dostojnym krokiem prowadziła, fukając na mnie, gdy tylko chciałem ją
wyprzedzić. Przyznaję, że momentami to tempo doprowadzało mnie do
szaleństwa. Teraz jednak, ze słuchawkami w uszach, z których aktualnie
leciał jakiś fragment muzyki klasycznej, rozmyślałem nad tym, co napisać
w liście do Mariś - wyobrażając sobie słowa, które skieruję do siostry
czy też jej twarzyczkę, gdy takowy list odbierze, czas niemalże pędził.
Po chwili, gdy dotarliśmy już do parku, postanowiłem przysiąść na
chwilę. Zająłem ławkę obok dziewczyny, którą skądś kojarzyłem - biorąc
pod uwagę jej wygląd, zapewne kojarzyłem ją ze szkoły. Zapewne pobierała
nauki w pierwszej klasie. Pochłonięta książką, zdawała się ledwo
rejestrować moją obecność, o co zresztą nie miałem do niej pretensji.
Drobna, niziutka - przypominała nieco lalkę z tą swoją porcelanową cerą i
delikatną aparycją, którą zdawała się jakby chować pod luźnymi
ubraniami. Srebrne kosmyki włosów nieznajomej opadały na jej twarz, gdy
nachylała się nad lekturą. Immi miauknęła na mnie, ale tamta zdawała się
nie zwrócić na to uwagi. Dopiero po chwili odwróciła głowę, patrząc na
mnie z czymś w rodzaju konsternacji.
- Hej!- zagadałem więc, kierowany zainteresowaniem: w końcu lubiłem
poznawać nowych ludzi.- Miło mi poznać. Michael Rosenthal jestem, z IIb.
Też jesteś z Akademii, mam rację?
- Ano- przyznała, znowu na mnie spoglądając.- IC.
- O, znam kilka osób od ciebie!- przypomniałem sobie twarz koleżanki, z którą projektowałem stronę, Miyako.- A jak się nazywasz?
- Miwa Kotoe, miło mi.
- Mi też!- wyciągnąłem dłoń, którą tu już znajoma uścisnęła.
- Szkoda, że tak mało ludzi dzisiaj wyszło, prawda?- zagadałem,
spoglądając na niemal pusty park.- Razem z Immi... o właśnie, to moja
kotka, Immi- pupilka miauknęła z oburzeniem, zapewne wywołanym tym, że
stwierdziłem, iż jest "moja".- Znaczy, bardziej to ona pozwala się
trzymać. Ale ogółem, to jest naprawdę urocza! A że tutaj jest miasto i
wolę jej samopas nie puszczać, to tak sobie razem wychodzimy. Co
czytasz, tak w ogóle?
< Miwa? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz