Siedziałam u siebie w pokoju i bez większej potrzeby wgapiałam się w
okno. Dlaczego? Na parapecie, za oknem jakiś mały ptak zaczął sobie wić
gniazdo. Chciałam wiedzieć jakiż to ptak i przyglądałam mu się uważnie.
Po krótkiej obserwacji zauważyłam iż jest to wróbel, A już myślałam, że
to jakiś ciekawy ptak. No nic. Westchnęłam cicho i wstałam z łóżka, na
którym siedziała pod czas obserwacji. Skoro już to mam z głowy mogę
sobie połazić. Również bez celu. A nuż widelec kogoś nowego spotkam?
Wyruszyłam zatem. Moim celem był park. Mało oryginalnie, wiem, ale nie
miałam lepszego pomysłu. Gdy tak sobie do niego szłam spotkałam sporo
znajomych twarzy. Tylko z widzenia. Jakoś nie chciało mi się mówić im
cześć. Nie wiem, czemu.
Gdy byłam już na miejscu prawie nikogo nie było, aż dziwnie. W końcu
jest taka fajna pogoda na spacer. Są gusta i guściki. Usiadłam sobie na
ławce, pod drzewem. Jak zwykle miałam ze sobą swój plecak w kształcie
głowy białego tygrysa. Wyciągnęłam z niego książkę i poczęłam ją czytać.
Niebawem ktoś się do mnie dosiadł. Z początku nie zauważyłam tego
osobnika, bo aż tak się zaczytałam, ale w pewnym momencie przestałam
czytać i stało się. Zauważyłam jakiś ruch kątem oka. Nie umiałam wygrać z
ciekawością i odwróciłam głowę w tą stronę. Moim oczom ukazał się jakiś
blondyn.
Michael? Jak na złość w samym centrum pisania zgasła mi wena, dlatego takie krótkie ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz