Spojrzałem na brata jakbym był męczennikiem, starając się strącić natręta z moich ramion, niestety bezskutecznie. Przyczepił się jak rzep psiego ogona.
-To nikt – parsknąłem dobitnie. – Nie znam tego człowieka – mówiąc to celowałem nogą w goleń szkodnika, jednak o mało się przy tym nie przewróciłem, słysząc śmiesz tuż za sobą.
-Nie wygląda na nikogo – powiedział rozbawiony Nath, lustrując wzrokiem chłopaka. – A wręcz przeciwnie. Nie wiedziałem, że masz takich rozrywkowych kumpli – uśmiechnął się, wiedząc, że nie przepadam za taką bliskością.
Wbiłem w brata mordercze spojrzenie, na co zaśmiał się rozbawiony i puścił mi oczko.
-Tak więc, nie będę wam już przeszkadzał kotki – zaznaczył ostatnie słowo, aż nazbyt wyraźnie, i ruszył w swoją stronę, zapewne wymyślając sobie jakieś insynuacje. A co do psa, pewnie i tak wszystkie zwierzaki śpią, więc podrzuci mi go wieczorem, albo jutro.
-Będziemy się świetnie bawić – odpowiedział Joshua mojemu bratu, na co ja prawie się zjeżyłem.
Przez chwilę miałem ochotę zawołać brata, nie chcąc zostawać sam z tym człowiekiem, jednak koniec końców, nie odezwałem się, ruszając do akademika. Nawet nie spojrzałem za siebie, jednak byłem boleśnie świadomy, że mam towarzystwo.
-Fajny ten twój brat – usłyszałem za sobą, jednak zostawiłem to bez odpowiedzi. – Ocho, udajemy obrażonego kotka?
Fuknąłem słysząc to słowo po raz enty tego dnia, jednak kontynuowałem swoją wyprawę do pokoju, nie zwracając uwagi na otoczenie. Po minucie byłem pod drzwiami i już wchodziłem do pokoju, zamykając drzwi, gdy ten dziad zatrzymał je bez problemu i spojrzał na mnie rozbawiony.
-To nawet mnie nie zaprosisz? – nie czekał na pozwolenie, tylko wszedł pewnie, nie zważając na moje protesty.
Westchnąłem, zamykając za nim drzwi, po czym ruszyłem do łazienki, żeby umyć ręce i twarz. Szybko jeszcze zebrałem miski Seta, myjąc je i napełniając jedną wodą, a drugą suchą karmą.
Chwilę później wszedłem z powrotem to pokoju i nalałem sobie i chłopakowi szklankę wody. W końcu, gdy w miarę ogarnąłem stolik, położyłem szklankę na szklanej podstawce. Joshua, który do tej pory leżał na moim łóżku, podniósł się do pozycji siedzącej i uśmiechnął nonszalancko.
-Jaki milutki kotek, dziękuję z całego serduszka.
-Po co tu przyszedłeś? – spytałem z irytacją, jednak starałem się jeszcze panować nad sobą.
-Żeby urozmaicić sobie czas – powiedział utrzymując ten działający mi na nerwy uśmieszek.
-Ach tak… Genialnie. Nie masz nic innego do roboty? – dopytałem, ale już nie oczekiwałem odpowiedzi.
Podszedłem do kosza na pranie i zdjąłem z siebie wilgotną koszulkę, mierzwiąc przy okazji włosy, które miałem mokre dzięki pewnemu osobnikowi, który znajdywał się właśnie w tym samym pomieszczeniu co ja.
-Widzę striptiz dla ubogich – powiedział z aprobatą Joshua.
-Pff. Skoro na lepszy cię nie stać – prychnąłem, mimo wszystko lekko rozbawiony.
-Nie boisz się tak przy mnie paradować półnago? – popatrzyłem na niego zaskoczony, nie rozumiejąc, co może mieć w tym momencie na myśli.
Joshuua? Near chwilowo opanował nerwy, więc może trzeba się pobawić z kotkiem.
-To nikt – parsknąłem dobitnie. – Nie znam tego człowieka – mówiąc to celowałem nogą w goleń szkodnika, jednak o mało się przy tym nie przewróciłem, słysząc śmiesz tuż za sobą.
-Nie wygląda na nikogo – powiedział rozbawiony Nath, lustrując wzrokiem chłopaka. – A wręcz przeciwnie. Nie wiedziałem, że masz takich rozrywkowych kumpli – uśmiechnął się, wiedząc, że nie przepadam za taką bliskością.
Wbiłem w brata mordercze spojrzenie, na co zaśmiał się rozbawiony i puścił mi oczko.
-Tak więc, nie będę wam już przeszkadzał kotki – zaznaczył ostatnie słowo, aż nazbyt wyraźnie, i ruszył w swoją stronę, zapewne wymyślając sobie jakieś insynuacje. A co do psa, pewnie i tak wszystkie zwierzaki śpią, więc podrzuci mi go wieczorem, albo jutro.
-Będziemy się świetnie bawić – odpowiedział Joshua mojemu bratu, na co ja prawie się zjeżyłem.
Przez chwilę miałem ochotę zawołać brata, nie chcąc zostawać sam z tym człowiekiem, jednak koniec końców, nie odezwałem się, ruszając do akademika. Nawet nie spojrzałem za siebie, jednak byłem boleśnie świadomy, że mam towarzystwo.
-Fajny ten twój brat – usłyszałem za sobą, jednak zostawiłem to bez odpowiedzi. – Ocho, udajemy obrażonego kotka?
Fuknąłem słysząc to słowo po raz enty tego dnia, jednak kontynuowałem swoją wyprawę do pokoju, nie zwracając uwagi na otoczenie. Po minucie byłem pod drzwiami i już wchodziłem do pokoju, zamykając drzwi, gdy ten dziad zatrzymał je bez problemu i spojrzał na mnie rozbawiony.
-To nawet mnie nie zaprosisz? – nie czekał na pozwolenie, tylko wszedł pewnie, nie zważając na moje protesty.
Westchnąłem, zamykając za nim drzwi, po czym ruszyłem do łazienki, żeby umyć ręce i twarz. Szybko jeszcze zebrałem miski Seta, myjąc je i napełniając jedną wodą, a drugą suchą karmą.
Chwilę później wszedłem z powrotem to pokoju i nalałem sobie i chłopakowi szklankę wody. W końcu, gdy w miarę ogarnąłem stolik, położyłem szklankę na szklanej podstawce. Joshua, który do tej pory leżał na moim łóżku, podniósł się do pozycji siedzącej i uśmiechnął nonszalancko.
-Jaki milutki kotek, dziękuję z całego serduszka.
-Po co tu przyszedłeś? – spytałem z irytacją, jednak starałem się jeszcze panować nad sobą.
-Żeby urozmaicić sobie czas – powiedział utrzymując ten działający mi na nerwy uśmieszek.
-Ach tak… Genialnie. Nie masz nic innego do roboty? – dopytałem, ale już nie oczekiwałem odpowiedzi.
Podszedłem do kosza na pranie i zdjąłem z siebie wilgotną koszulkę, mierzwiąc przy okazji włosy, które miałem mokre dzięki pewnemu osobnikowi, który znajdywał się właśnie w tym samym pomieszczeniu co ja.
-Widzę striptiz dla ubogich – powiedział z aprobatą Joshua.
-Pff. Skoro na lepszy cię nie stać – prychnąłem, mimo wszystko lekko rozbawiony.
-Nie boisz się tak przy mnie paradować półnago? – popatrzyłem na niego zaskoczony, nie rozumiejąc, co może mieć w tym momencie na myśli.
Joshuua? Near chwilowo opanował nerwy, więc może trzeba się pobawić z kotkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz